Poezja jest tajemnicą, którą próbujemy zgłębić. To rodzaj mowy i modlitwy. Natrętne słowa, które nie chcą sie od człowieka odczepić. To język i swiat zewnętrzny i wewnętrzny.
Poezja to kondensacja widzenia i języka, żyjąca własnym życiem. Biała kartka, bo na niej można napisać wszystko.
Biała kartka; bo na niej można napisać wszystko.
Właśnie tam
Właśnie tam
Gdzieś - kiedyś
Wiem że, na Podhalu
Niewielki skrawek mojej
Naszej ziemi
Był on Naszym początkiem
Wiosny kwitnącej
Lata, aż do jesieni
Niech dniem i nocą
Nasze życie kolorami się mieni
Boże mój, nie daj
Bym, rzucony był jak kamień
Złamany jak drzewo
Powstane, tylko podaj dłoń
Nie daj nosić ciężkiego krzyża
A jeśli ma być
daj krótką droge
Nie zawiode
Doniose do końca,
Tak daleko jak moge.
Szuje
Po wojnie z odrętwienia się dźwiga wytyczony cel
spod znaku sierpa i młota przechodzi ludzkie pojęcie
bestialski zmysł nawołuje do mordu palić żywcem
na celowniku AK zdradziecko jaskrawym przykładem
sowiecki terror pod szyldem NKWD więzienia-gułagi
falą niewolniczej pracy dla wrogo nastawionych
los „wrogów” do dziś nie znamy grobów represji
Jedno oko w przedsionku rozmawiają zziębnięci
marszem nadziei zmęczeni narzekają na władzę
przegonić pukających do drzwi agenturalnych
ochronić państwo i ludność przed zagładą gier
bezpieki. Watażka, przejściem na lewo, w konspiracji
aresztowania ze strony aparatu bezpieczeństwa
wbrew zasadom ich posunięcia zdradą dla ofiar
Krew idzie nie tylko z nosa, od bicia nogi spuchnięte
w trakcie przesłuchań przemoc fałszywych zeznań
w karcerze łóżko bez pościeli, 300g chleba i wrzątek
w toku śledztwa knebel wciśnięty w usta
pokazowe procesy to najkrwawsze żniwo
wyrokiem śmierć przez rozstrzelanie w potylicę
Tendencje mogą być różne o lokalnym zasięgu
kariera, to najlepsze lekarstwo werbowania agentów
wzniesć się na szczyty władzy, zaspokoić kaprys
kolejnego piekła, z rumieńcem udobruchać ideę
mnóstwo ludzi chyłkiem po ulicy, krzyki i narzekania
w imię wątpliwości, cierpienie skrywają w sobie
podstęp wyznawanych wartości stał się istotną sprawą
Zemsta wampira po dziś dzień włosy dęba stają
gdy na sygnale jednostki ZOMO okalają bliźnich
nie widać końca bezdusznym kontrolom (komisarzy)
z kogutkami incydent serce nam kurczy razem z portfelem
szklące się oczy na każdy czyn serce nie biło spokojnie
biło jak granat znacząco przekleństwem ekspansji.
zza żelaznej kurtyny
1.
W PRL - owskiej partii
zwyrodniałym tworze bolszewii
jako przewodnia siły narodu
wierchuszka
Polska Zjednoczona Partia Robotnicza
Suto zastawiony stół
pomarańcze mandarynki
dla uprzywilejowanych
żerujących na pracy robotników i chłopów
klas rzekomo-uprzywilejowanych
wszelkie przejawy inicjatyw społecznych
muszą być zgodne z ideologią
kradnąc brutalnie złudzenia
z czerwoną flagą
plutony specjalne
Dostęp do paszportów
wyłącznie zaufanym
partyjnym służbistom.
Jak sie nie wkurwiać ?
Szerzeniem nienawiści klasowej
zwłaszcza do ludzi
którzy działają w podziemiu
stawiając opór władzy
się aresztuje ...
dostają wyroki
siedzą w więzieniach
Gniew się rodzi
z tej sprawiedliwości
ocean łez
przybierał
w swoim zamyśle
o chłodnym poranku
zewsząd słychać
milicyjne syreny
2
Pielgrzymka papieska ...
Papież wygłasza orędzie
płonącymi słowami
strach zewsząd
największy w szeregach
upartyjnionych cwaniaków
urządzających życie
kosztem innych
powinien zawstydzić ich samych.
Oklaski tłumione przez ZOMO
Upokorzony naród
któremu pętla zaciska szyję
otrzeźwiał wściekły
zbuntował się przeciw
chlubnemu przywódcy
z jego dworem i policją.
3.
Biały Orzeł - kołuje dziękczynnie
z niepokojem patrząc na ceny
chleba, mleka, masła, sera
koszuli, czynszu i prądu
głód skomlił i chłód przenikliwy
egzystencja zmartwieniem ogółu.
Pogarszające się warunki
lawiną rosnące ceny
zbuntowały
dziesięciomilionową armią
rutynowo
pokazując partii
co robotnik sądzi o władzy
4.
Karnawał Solidarności ...
ze szturmową piosenką
wychodzą złączeni
poza obręb stoczni
z harmonią ciała i duszy
determinacja ludzi
pracujących za grosze
poganianych normami
obalają „szczęśliwy” ustrój
na grząskim gruncie
woleli ginąć solidarnie
niż zgodzić się na kłamstwa
poniżanej godności.
Ta krew mroźnego śniegu
modlitewnym szeptem
wołająca o pomstę
zdaje się być
nie-usprawiedliwioną
1990
UKWALOWANIE
Urodzołek
z Nojwyzsym Gazdom
same wozne sprawy
co mnie tropi
co buduje
cemu jest tak
a nie inacej ?
Powinien wiedzieć
o syćkim
o setkach styrmanionyk szans
co mi siy widzi
co nie widzi
trudno uwierzyć
dotrzeć do świadomości
nasz świat
zrozumieć
nature ludzkom
mnożące siy sprawy
cłek syćko zniesie
choć burzy i grzmotw siy boi
trzymając w ręku różaniec
paciorki wargami
asertywnie wsród ciszy
( co była pomiędzy )
Jo
coroz głośniej
ale-k Go
chyba nie przekonoł
z niedobocka wlazła Moja
siy pyto ?
coz tak siedzis
po ciymku ?
Zaświeciła światło.
prządki
( pleść na drutach jest sztuką )
kieloz radości wkłados
do mozołu ścibanio
wełnianego swetra
śkarpetek
z kłębka plątaniny
wzorzysty kiyrdel
owcych pyrci
holnych źdźbeł
przy gajzsowej lampce
twoje zgrzeblawe
palce
przędom
w podzięce
mosiężnom spinkom
z przekolacem
twojom rzetelnom robote
w nagrode
PS. W podzięce - syćkim gażdzinkom,
co umiejom plesć na drutach
Złotogłów i sałas
Dorodny złotogłów
więdnie przy ścianie
zbutrzniały jyj tram
słonko siy schylo
za turnic granie
w przepychu gam
takom cisko
jaskrawość cieni
i w przód i w zod
widokiem wśród
pokrzyw siy mieni
bacowskiej "koliby" ślad
Pospołu cyniom
na tle natury
rzodki dziś znak
wędrowcu
starający siy
poznać
(te naskie) góry
Był tu kiedysi
Wołochów
P a s t e r s k i s z l a k
Andrzej Pitoń – Kubow
Chicago, lato 83
( Pominęło siy pasterstwo na holak )
Drzewiej
kosarzono
tu owce
niek
świadcy
moja pamięć
zaprzepascone
szałasy
milcom
przesłość uleci
sprzeniewierzono
historia
POSIADY
I
Był cas,
lampa naftowa siy tlyła
jedyno na całom gazdówke.
Knot kopciył migotliwie
oscędnie
coby gajzsu (nafty) starcyło na dłuzej.
Pamiętom - - -
nie tak downo to było
a juz poł wieku z okłackiem
jak po skończonej posłudze
obejście trza było ogrotać
zamieść foszty w izbie i sieni
bo zacni goście przyjść mieli
przyjaciele znajomi sąsiedzi
na pogwarki we spólnocie posiedzieć.
Na powitanie zdrowkali przyjaźnie …
Wtej, mama podkręcała lampe
coby plotki nie były robione po ćmoku.
Opowieściom nie było końca.
II
Wcora z wiecora zdajołek wiersyk
Pragnieniem było coby ktosi
troskliwie podkręcił mój zapał !
Niestety, zabrakło gajzsu (nafty)
ostoł siy ino knot.
Moze dzisiejszej nocy ?
III
Ludzie przydźcie w gości
Skoro ino chcecie przyjść
syćkik pytom Wos z radości
przydzcie’z zaros - choćby dziś.
Jedzcie, pijcie, dolewojcie
Słowem grojcie w różne gry
ino pytom pochowojcie
swoje wilce grożne kły.
Plotki schować do kiesonek
Rozjaśniojcie śmiechem twarz
małom kładke przez potocek
niek przeruci kozdy z Wos.
IV
Przyjaciele,
Downo nie widziane twarze
odlatujom jak ptoki na jesieni.
Coś-ik nom siy przypomina,
casami zapomino.
W podkrązonych ocach
u znajomych
widzimy samego sobie
i jest troche miło
i troche żal.
Dziękować Bogu
ze - nie jesteśmy jedyni
co wierni zostali sobie i światu
ino od nas zalezy
cy tego siy nie wyzbędziemy
60 - - - mineło ...
starannie dobrane okulory
przybliżajom druk
oddolajom lęk.
Więcej jak kopa - ( w kalyndorzu )
lato siy przesiylyło
niebawem jesień
do wiesny daleko
a moze siy nie dozyje?
Gorzść piasku cisnięto za siy
zdmuchnięte świycki
gasnom na połowie
Niewiele zostało na drugom
a ona moze nie przyjść
bo powie ze ślisko.
O trzeciej, ni ma mowy …
Wystarcy ozejrzeć siy dookoła.
Samotność - bezzębne dziąsła
nie jest miyło
pułapka
ciągle siy skrado.
na stare lata
wywołuje zmortwienie
Krok po kroku sukomy pocątku
wiedząc, ze rad przychodzi
na samym końcu
i ciągle siy go obawiom …
Cas mi zacon pomalućku uciekać
nie wiem cy jest sens go gonić
na osiągi nie wypodo juz cekać
przed casem siy nie do uchronić.
płony rok
dudła
postawili
na kulickach
słomom
nie otulyli
zimom
pscoły
skapły
bezwiednie
po ćmoku, gazdujom dziwożony
ćma – ciemniućka noc
poćmie
ponad bajorkiem
lawiruje ćma
poplątany len
cuchrajom topielice
horror ...
rozchylo jałowce
po śladach
za sierpem księżyca
splątane ściyzki
wśrod smreków i jedli
śkaradne leśne mamuny
z obwisłymi piersiami
namolne boginki
zanurzone po łydki
pluskajom siy w wirze
wodnym odmęcie
spokój bajorka
i wielko frajda
co noc
gestami uroków
podniecom nawet staruszków
omamiom parobków
fiołki im w głowach zasadzom
miłościom siy bedom odżywiać
przed zawarciem
małżeństwa
jutro takie odległe
ćma
ćme
ćmi
po ćmie
połówka nocy
niebo
ciece
śiompom
w scelinie
pukło
ziorko bucyny
trzy ćwierci nocy
wymazuje świt
Malczewski Jacek, w uściskach dziwożony, obraz z cyklu Rusałki
Podoba
Pytołek holnego,
coby przygnoł mi twoje słowa,
On, ik ino ozduchoł z przebudzonym uśmiychem
Ujonek pytać słonko,
coby pokozało mi swój rumieniec
ono, go skryło w rozczochranych chmurach.
Skierowołek prośbe do źródlanej wody
wereda, zawarła jom na dnie źródła głęboko
kany wzrok nie dosięgo.
Poconek sukać pomocy środ piorgów urwiska;
odsłońcie mi choćby jej nikły ślad,
one, niedbałe ostały moik tropacji.
Po wiyrchach porywiste wiatry hulajom bez celu
chmury piyrzaste, nicym ogromne biołe dmuchawce
cięgiem . . . syćko jawi siy jawom
Dopiero kie ciemność snem opatulyła świat
na niebie, w półmroku zablinkały gwiozdy
dożrołek gest twarzy i ręce matki skostniałej
na płaśni miesiącka co dziś trzymoł warte
obtocony gromadkom ozanielonych gwiozd,
kozdo ś’nik, harmoniom ciszy mrugała do mnie.
pokochać za nic
idzie kierny
kiełzo na zelówkach
piętrzom siy przekleństwa
w gojach ptosków
lękliwe ćwiergotanie
w mgłom osnutym poranku
cy dysc, słota, szaruga
wse chodzi kierny
a ona w doma boleje
bez głosu i szans
boli jom scęście połowicne
we wnuku wiarygodne sumienie
Prymista
kajsi grajom
słychno muzyke
piętrzące siy dźwięki
targajom mi duse
choć dzisiok
nimom na nic
drygu
nieugłoskano
ciągota
siy jawi
krew burzy
w żyłach
rozjaśnio myśli
dżwiękami strunic
przerywo cisze
do brody
gęśle przycisko
smycek wsturzo
do gorzci
prymisto groj
Sielanka
juhaskie myśli nie ucesane
( juhas i pasterka )
na mój dusiu
kciołek
dać
Ci
z polany
porannom rose
kciołek
szarotke z turni
co hań
wyrosła
pośród mgławic
dać
Ci
kciołek
choć nie dołek
krokusów
bukiecik
wceśnom wiesnom
dać
Ci
kciołek
słonka
złocisty promień
oszlifować
niebiosa
kie wtej
przyleciałaś
boso
pod wykrot
flirtować
w zgrzebnej sukience
na wpół ozpiętej
cy marzyłaś
wtej o tym ?
na holi
słota
docondrany dzień
śiompom zacino
po licach
lejbom onacy
w scyrby ozwarte
plute wdeptuje
liście opadłe
w splątanom wełne owiec
w krakanie wronie
nisko przy ziemi
wilgotne powietrze
w zadymce jesieni
ziąbem przesyty dzień
wśród plątaniny
półmrok wrześniowy
mgławicami siy mości
po dolinie
stompiy w sepii
po nocy suko jutra
rozpogodzonego
z pełniom
ozywionej trowy
dlo stada
owiecek
styrmacka
- daleko nie blisko
wysoko nie nisko –
Zamarlej Turni
nie peć w samotności
kapryśnej wiesny
rąbek mokrego nieba
wokółko gór
skostniałe powietrze
i dysc
po chropowatej skórze
skał
góra
górze
nie równo
styrmacka
ludzi
z upustu dna
desperacko
przykuwa uwage
na wskroś
pogodzonych z losem
boski dar
i cisza
szumi w uszach
niepewność i lęk
pomiędzy górom
a
cłowiekiem
zachybotał
strach
utracono radość …
( po nasemu - po goralsku )
Janicku …
obziyrałak twojom podobe
szybowała w nieznane
zachodzącego miesiącka
blask dygotoł w twoik ocak
pomimo ze śmioły siy ciepło
lęk w dusy skrywołeś
w jesiennom noc przymrozek
opatulił trowe
skostniałym lodem
trowa cuje to samo co jo
kiedyś odjechoł precki
za Wielkom Wode
cekom teroz
z zamarzniętym sercem
na odrobine ciepła.