Właśnie tam

Gdzieś - kiedyś
Wiem że, na Podhalu
Niewielki skrawek mojej
Naszej ziemi
Był on Naszym początkiem
Wiosny kwitnącej 
Lata, aż do jesieni
Niech dniem i nocą 
Nasze życie kolorami się mieni

Boże mój, nie daj 
Bym, rzucony był jak kamień
Złamany jak drzewo
Powstane, tylko podaj dłoń
Nie daj nosić ciężkiego krzyża 
A jeśli ma być 
daj krótką droge
Nie zawiode 
Doniose do końca, 
Tak daleko jak moge.
Szuje

Po wojnie z odrętwienia się dźwiga wytyczony cel 
spod znaku sierpa i młota przechodzi ludzkie pojęcie
bestialski zmysł nawołuje do mordu palić żywcem
na celowniku AK zdradziecko jaskrawym przykładem
sowiecki terror pod szyldem NKWD więzienia-gułagi
falą niewolniczej pracy dla wrogo nastawionych
los „wrogów” do dziś nie znamy grobów represji

Jedno oko w przedsionku rozmawiają zziębnięci
marszem nadziei zmęczeni narzekają na władzę
przegonić pukających do drzwi agenturalnych
ochronić państwo i ludność przed zagładą gier
bezpieki. Watażka, przejściem na lewo, w konspiracji
aresztowania ze strony aparatu bezpieczeństwa 
wbrew zasadom ich posunięcia zdradą dla ofiar

Krew idzie nie tylko z nosa, od bicia nogi spuchnięte
w trakcie przesłuchań przemoc fałszywych zeznań
w karcerze łóżko bez pościeli, 300g chleba i wrzątek
w toku śledztwa knebel wciśnięty w usta
pokazowe procesy to najkrwawsze żniwo  
wyrokiem śmierć przez rozstrzelanie w potylicę

Tendencje mogą być różne o lokalnym zasięgu 
kariera, to najlepsze lekarstwo werbowania agentów
wzniesć się na szczyty władzy, zaspokoić kaprys 
kolejnego piekła, z rumieńcem udobruchać ideę
mnóstwo ludzi chyłkiem po ulicy, krzyki i narzekania
w imię wątpliwości, cierpienie skrywają w sobie
podstęp wyznawanych wartości stał się istotną sprawą

Zemsta wampira po dziś dzień włosy dęba stają
gdy na sygnale jednostki ZOMO okalają bliźnich
nie widać końca bezdusznym kontrolom (komisarzy)
z kogutkami incydent serce nam kurczy razem z portfelem
szklące się oczy na każdy czyn serce nie biło spokojnie 
biło jak granat znacząco przekleństwem ekspansji.

zza żelaznej kurtyny

1.
W PRL - owskiej partii 
zwyrodniałym tworze bolszewii
jako przewodnia siły narodu
wierchuszka
Polska Zjednoczona Partia Robotnicza

Suto zastawiony stół
pomarańcze mandarynki
dla uprzywilejowanych
żerujących na pracy robotników i chłopów
klas rzekomo-uprzywilejowanych
wszelkie przejawy inicjatyw społecznych
muszą być zgodne z ideologią
kradnąc brutalnie złudzenia
z czerwoną flagą
plutony specjalne

Dostęp do paszportów
wyłącznie zaufanym 
partyjnym służbistom.
Jak sie nie wkurwiać ?

Szerzeniem nienawiści klasowej
zwłaszcza do ludzi
którzy działają w podziemiu
stawiając opór władzy 
się aresztuje ...
dostają wyroki
siedzą w więzieniach

Gniew się rodzi 
z tej sprawiedliwości
ocean łez 
przybierał
w swoim zamyśle 
o chłodnym poranku
zewsząd słychać
milicyjne syreny

2
Pielgrzymka papieska ...
Papież wygłasza orędzie
płonącymi słowami
strach zewsząd
największy w szeregach
upartyjnionych cwaniaków
urządzających życie 
kosztem innych
powinien zawstydzić ich samych.

Oklaski tłumione przez ZOMO

Upokorzony naród
któremu pętla zaciska szyję 
otrzeźwiał wściekły
zbuntował się przeciw 
chlubnemu przywódcy
z jego dworem i policją.

3.
Biały Orzeł - kołuje dziękczynnie
z niepokojem patrząc na ceny 
chleba, mleka, masła, sera
koszuli, czynszu i prądu
głód skomlił i chłód przenikliwy
egzystencja zmartwieniem ogółu.

Pogarszające się warunki  
lawiną rosnące ceny 
zbuntowały 
dziesięciomilionową armią
rutynowo
pokazując partii 
co robotnik sądzi o władzy

4.
Karnawał Solidarności ...
ze szturmową piosenką 
wychodzą złączeni 
poza obręb stoczni
z harmonią ciała i duszy
determinacja ludzi
pracujących za grosze 
poganianych normami
obalają „szczęśliwy” ustrój 
na grząskim gruncie
woleli ginąć solidarnie
niż zgodzić się na kłamstwa
poniżanej godności.

Ta krew mroźnego śniegu
modlitewnym szeptem
wołająca o pomstę
zdaje się być
nie-usprawiedliwioną


1990
UKWALOWANIE



Urodzołek 
z Nojwyzsym Gazdom 
same wozne sprawy 
co mnie tropi 
co buduje 
cemu jest tak 
a nie inacej ?

Powinien wiedzieć
o syćkim
o setkach styrmanionyk szans
co mi siy widzi 
co nie widzi
trudno uwierzyć
dotrzeć do świadomości
nasz świat
zrozumieć
nature ludzkom
mnożące siy sprawy

cłek syćko zniesie
choć burzy i grzmotw siy boi

trzymając w ręku różaniec
paciorki wargami 
asertywnie wsród ciszy 
 ( co była pomiędzy )  
Jo 
coroz głośniej 
ale-k Go 
chyba nie przekonoł 

z niedobocka wlazła Moja
siy pyto ?
coz tak siedzis 
po ciymku ?

Zaświeciła światło. 
prządki

( pleść na drutach jest sztuką )

kieloz radości wkłados
do mozołu ścibanio
wełnianego swetra
śkarpetek

z kłębka plątaniny
wzorzysty kiyrdel
owcych pyrci
holnych źdźbeł

przy gajzsowej lampce
twoje zgrzeblawe
palce
przędom

w podzięce
mosiężnom spinkom 
z przekolacem
twojom rzetelnom robote
w nagrode

PS. W podzięce - syćkim gażdzinkom, 
co umiejom plesć na drutach 
Złotogłów i sałas

Dorodny złotogłów 
więdnie przy ścianie 
zbutrzniały jyj tram

słonko siy schylo 
za turnic granie
w przepychu gam

takom cisko 
jaskrawość cieni
i w przód i w zod

widokiem wśród
pokrzyw siy mieni
bacowskiej "koliby" ślad

Pospołu cyniom 
na tle natury
rzodki dziś znak

wędrowcu 
starający siy
poznać 
(te naskie) góry

Był tu kiedysi
Wołochów 
P a s t e r s k i  s z l a k



Andrzej Pitoń – Kubow
Chicago, lato 83
(  Pominęło siy pasterstwo na holak )

Drzewiej 
kosarzono
tu owce

niek
świadcy
moja pamięć

zaprzepascone
szałasy
milcom

przesłość uleci
sprzeniewierzono
historia


POSIADY

I

Był cas,
lampa naftowa siy tlyła
jedyno na całom gazdówke.

Knot kopciył migotliwie
oscędnie 
coby gajzsu (nafty) starcyło na dłuzej.

Pamiętom - - - 
nie tak downo to było 
a juz poł wieku z okłackiem
jak po skończonej posłudze 
obejście trza było ogrotać 
zamieść foszty w izbie i sieni
bo zacni goście przyjść mieli 
przyjaciele znajomi sąsiedzi 
na pogwarki we spólnocie posiedzieć.

Na powitanie zdrowkali przyjaźnie …
Wtej, mama podkręcała lampe 
coby plotki nie były robione po ćmoku.
Opowieściom nie było końca.

II

Wcora z wiecora zdajołek wiersyk
Pragnieniem było coby ktosi 
troskliwie podkręcił mój zapał !
Niestety, zabrakło gajzsu (nafty)
ostoł siy ino knot.
Moze dzisiejszej nocy ?

III

Ludzie przydźcie w gości
Skoro ino chcecie przyjść
syćkik pytom Wos z radości
przydzcie’z zaros - choćby dziś.

Jedzcie, pijcie, dolewojcie
Słowem grojcie w różne gry
ino pytom pochowojcie
swoje wilce grożne kły.

Plotki schować do kiesonek
Rozjaśniojcie śmiechem twarz
małom kładke przez potocek
niek przeruci kozdy z Wos.

IV

Przyjaciele,
Downo nie widziane twarze
odlatujom jak ptoki na jesieni.

Coś-ik nom siy przypomina, 
casami zapomino.

W podkrązonych ocach 
u znajomych
widzimy samego sobie 
i jest troche miło
i troche żal.

Dziękować Bogu 
ze - nie jesteśmy jedyni
co wierni zostali sobie i światu

ino od nas zalezy 
cy tego siy nie wyzbędziemy 
        
60 - - -  mineło ...
starannie dobrane okulory
przybliżajom druk
oddolajom lęk.

Więcej jak kopa - ( w kalyndorzu )
lato siy przesiylyło
niebawem jesień 
do wiesny daleko
a moze siy nie dozyje?

Gorzść piasku cisnięto za siy
            zdmuchnięte świycki 
            gasnom na połowie 
Niewiele zostało na drugom
           a ona moze nie przyjść 
           bo powie ze ślisko.

O trzeciej, ni ma mowy …
Wystarcy ozejrzeć siy dookoła.
Samotność - bezzębne dziąsła
nie jest miyło
pułapka
ciągle siy skrado.
na stare lata
wywołuje zmortwienie

Krok po kroku sukomy pocątku 
wiedząc, ze rad przychodzi 
na samym końcu
i ciągle siy go obawiom …
 
Cas mi zacon pomalućku uciekać
nie wiem cy jest sens go gonić
na osiągi nie wypodo juz cekać
przed casem siy nie do uchronić.
fragment pasieki
płony rok

dudła
postawili
na kulickach
słomom
nie otulyli
zimom 
pscoły 
skapły
bezwiednie




po ćmoku, gazdujom dziwożony

ćma – ciemniućka noc
poćmie
ponad bajorkiem
lawiruje ćma

poplątany len
cuchrajom topielice

horror ...
rozchylo jałowce
po śladach
za sierpem księżyca 
splątane ściyzki 
wśrod smreków i jedli
śkaradne leśne mamuny
z obwisłymi piersiami
namolne boginki
zanurzone po łydki
pluskajom siy w wirze
wodnym odmęcie 
spokój bajorka
i wielko frajda
co noc 
gestami uroków
podniecom nawet staruszków
omamiom parobków
fiołki im w głowach zasadzom
miłościom siy bedom odżywiać
przed zawarciem 
małżeństwa
jutro takie odległe

ćma
               ćme
                            ćmi
                                        po ćmie
połówka nocy

niebo
               ciece
                             śiompom
w scelinie 
pukło 
ziorko bucyny

trzy ćwierci nocy
wymazuje świt
Malczewski Jacek, w uściskach dziwożony, obraz z cyklu Rusałki
Podoba


Pytołek holnego, 
coby przygnoł mi twoje słowa,
On, ik ino ozduchoł z przebudzonym uśmiychem

Ujonek pytać słonko, 
coby pokozało mi swój rumieniec
ono, go skryło w rozczochranych chmurach.

Skierowołek prośbe do źródlanej wody 
wereda, zawarła jom na dnie źródła głęboko
kany wzrok nie dosięgo.

Poconek sukać pomocy środ piorgów urwiska;
odsłońcie mi choćby jej nikły ślad, 
one, niedbałe ostały moik tropacji.

Po wiyrchach porywiste wiatry hulajom bez celu
chmury piyrzaste, nicym ogromne biołe dmuchawce
cięgiem  . . .  syćko jawi siy jawom 

Dopiero kie ciemność snem opatulyła świat
na niebie, w półmroku zablinkały gwiozdy
dożrołek gest twarzy i ręce matki skostniałej

na płaśni miesiącka co dziś trzymoł warte 
obtocony gromadkom ozanielonych gwiozd,
kozdo ś’nik, harmoniom ciszy mrugała do mnie.

pokochać za nic

idzie kierny
kiełzo na zelówkach
piętrzom siy przekleństwa

w gojach ptosków 
lękliwe ćwiergotanie
w mgłom osnutym poranku

cy dysc, słota, szaruga
wse chodzi kierny 
a ona w doma boleje

bez głosu i szans
boli jom scęście połowicne
 we wnuku wiarygodne sumienie 

Prymista

kajsi grajom
słychno muzyke
piętrzące siy dźwięki
targajom mi duse

choć dzisiok
nimom na nic
drygu
nieugłoskano
ciągota
siy jawi
   krew burzy
 w żyłach
rozjaśnio myśli
dżwiękami strunic
przerywo cisze
do brody 
gęśle przycisko
 smycek wsturzo 
do gorzci

prymisto groj 
Sielanka 
 juhaskie myśli nie ucesane  
(  juhas i pasterka  )

na mój dusiu
kciołek
dać
Ci
z polany 
porannom rose
kciołek
szarotke z turni
co hań 
wyrosła
pośród mgławic
dać 
Ci
kciołek
choć nie dołek
krokusów
bukiecik
wceśnom wiesnom
dać 
Ci 
kciołek
słonka
złocisty promień
oszlifować
niebiosa
kie wtej 
przyleciałaś
boso
pod wykrot
flirtować
w zgrzebnej sukience
na wpół ozpiętej
cy marzyłaś 
wtej o tym ?
na holi 

słota 
docondrany dzień
śiompom zacino
po licach
lejbom onacy
w scyrby ozwarte
plute wdeptuje
liście opadłe 
w splątanom wełne owiec
w krakanie wronie
nisko przy ziemi
wilgotne powietrze
 w zadymce jesieni
ziąbem przesyty dzień
wśród plątaniny
półmrok wrześniowy
mgławicami siy mości
po dolinie
stompiy w sepii
po nocy suko jutra
rozpogodzonego
z pełniom
ozywionej trowy
dlo stada
owiecek

styrmacka

                                                            -  daleko nie blisko
                                                               wysoko nie nisko –


Zamarlej Turni 
nie peć w samotności
kapryśnej wiesny
rąbek mokrego nieba
wokółko gór
skostniałe powietrze
i dysc
po chropowatej skórze
skał

góra 
górze
nie równo

styrmacka
                      ludzi
                                   z upustu dna
desperacko                                                        
przykuwa uwage
na wskroś
pogodzonych z losem
boski dar
i cisza 
szumi w uszach
niepewność i lęk 
pomiędzy górom
a
         cłowiekiem 
                        zachybotał
                                        strach
utracono radość …


            ( po nasemu - po goralsku )


Janicku …

obziyrałak twojom podobe
szybowała w nieznane 
zachodzącego miesiącka

blask dygotoł w twoik ocak 
pomimo ze śmioły siy ciepło
lęk w dusy skrywołeś

w jesiennom noc przymrozek
opatulił trowe
skostniałym lodem

trowa cuje to samo co jo 
kiedyś odjechoł precki
za Wielkom Wode

cekom teroz 
z zamarzniętym sercem
na odrobine ciepła.