Poezja jest tajemnicą, którą próbujemy zgłębić. To rodzaj mowy i modlitwy. Natrętne słowa, które nie chcą sie od człowieka odczepić. To język i swiat zewnętrzny i wewnętrzny.
Poezja to kondensacja widzenia i języka, żyjąca własnym życiem. Biała kartka, bo na niej można napisać wszystko.
Biała kartka; bo na niej można napisać wszystko.
Właśnie tam
Właśnie tam
Gdzieś - kiedyś
Wiem że, na Podhalu
Niewielki skrawek mojej
Naszej ziemi
Był on Naszym początkiem
Wiosny kwitnącej
Lata, aż do jesieni
Niech dniem i nocą
Nasze życie kolorami się mieni
Boże mój, nie daj
Bym, rzucony był jak kamień
Złamany jak drzewo
Powstane, tylko podaj dłoń
Nie daj nosić ciężkiego krzyża
A jeśli ma być
daj krótką droge
Nie zawiode
Doniose do końca,
Tak daleko jak moge.
Jestem z gór
Z którymi igrać nie można. Majestatycznych z koroną w chmurach Mogą zwiastować złe rzeczy Śmierć i rozkojarzenie w ludzkiej słabości Patrzą na wszystkich, którzy przychodzą ich uczcić.
Jestem z gór pokrytych śniegiem Zaprzepaszczonej Hali, okolonej drzewami Więc patrzę na jutro z wysoka Na wieczność w niebiosach, Wszystkie rzeczy przeszłe, teraźniejsze i przyszłe.
Uznaję ich boskie stworzenie, Ale, nie potrafię wyjaśnić najmniejszych cudów. Narodziłem się z tej ziemi Kośćcem czasu z elementów Wiatru, deszczu, ognia, dujawic.
Jestem z gór ( góral ) ślebodny Piórkaty w dziedzictwie bez skaz zakorzeniony język gwary Ojcowizna wpadła w niepowołane ręce Przestrzeń nękana w niedogodności reklam
Szuje
Po wojnie z odrętwienia się dźwiga wytyczony cel spod znaku sierpa i młota przechodzi ludzkie pojęcie bestialski zmysł nawołuje do mordu palić żywcem na celowniku AK zdradziecko jaskrawym przykładem sowiecki terror pod szyldem NKWD więzienia-gułagi doba niewolniczej pracy dla wrogo nastawionych los „wrogów” do dziś nie znamy grobów represji
Jedno ucho w przedsionku rozmawiają zziębnięci marszem nadziei zmęczeni narzekają na władzę przegonić pukających do drzwi agenturalnych ochronić państwo i ludność przed zagładą gier bezpieki. Watażka, przejściem na lewo, w konspiracji aresztowania ze strony aparatu bezpieczeństwa wbrew zasadom ich posunięcia zdziwieniem dla ofiar
Krew idzie nie tylko z nosa, od bicia nogi spuchnięte w trakcie przesłuchań przemoc fałszywych zeznań w karcerze łóżko bez pościeli, 300g chleba i wrzątek w toku śledztwa knebel wciśnięty w usta pokazowe procesy to najkrwawsze żniwo wyrokiem śmierć przez rozstrzelanie w potylicę
Tendencje mogą być różne o lokalnym zasięgu kariera, to najlepsze lekarstwo werbowania agentów wznieść się na szczyty władzy, zaspokoić kaprys kolejnego piekła, z rumieńcem udobruchać ideę mnóstwo ludzi chyłkiem po ulicy, krzyki i narzekania w imię wątpliwości, cierpienie skrywają w sobie podstęp wyznawanych wartości stał się sprawą istotną
Zemsta wampira po dziś dzień włosy dęba stają gdy na sygnale jednostki ZOMO okalają bliźnich nie widać końca bezdusznym kontrolom (komisarzy) z kogutkami incydent serce nam kurczy razem z portfelem szklące się oczy na każdy czyn serce nie biło spokojnie biło jak granat znacząco przekleństwem ekspansji.
zza żelaznej kurtyny
1. W PRL - owskiej partii zwyrodniałym tworze bolszewii jako przewodnia siły narodu wierchuszka Polska Zjednoczona Partia Robotnicza
Suto zastawiony stół pomarańcze mandarynki dla uprzywilejowanych żerujących na pracy robotników i chłopów klas rzekomo-uprzywilejowanych wszelkie przejawy inicjatyw społecznych muszą być zgodne z ideologią kradnąc brutalnie złudzenia z czerwoną flagą plutony specjalne
Dostęp do paszportów wyłącznie zaufanym partyjnym służbistom. Jak sie nie wkurwiać ?
Szerzeniem nienawiści klasowej zwłaszcza do ludzi którzy działali w podziemiu stawiając opór władzy się aresztuje ... dostają wyroki siedzą w więzieniach
Gniew się rodzi z tej sprawiedliwości ocean łez przybierał w swoim zamyśle o chłodnym poranku zewsząd słychać milicyjne syreny
2 Pielgrzymka papieska ... Papież wygłasza orędzie płonącymi słowami strach zewsząd największy w szeregach upartyjnionych cwaniaków urządzających życie kosztem innych powinien zawstydzić ich samych.
Oklaski tłumione przez ZOMO
Upokorzony naród któremu pętla zaciska szyję otrzeźwiał wściekły zbuntował się przeciw chlubnemu przywódcy z jego dworem i policją.
3. Biały Orzeł - kołuje dziękczynnie z niepokojem patrząc na ceny chleba, mleka, masła, sera koszuli, czynszu i prądu głód skomlił i chłód przenikliwy egzystencja zmartwieniem ogółu.
Pogarszające się warunki lawiną rosnące ceny zbuntowały dziesięciomilionową armią rutynowo pokazując partii co robotnik sądzi o władzy
4. Karnawał Solidarności ... ze szturmową piosenką wychodzą złączeni poza obręb stoczni z harmonią ciała i duszy determinacja ludzi pracujących za grosze poganianych normami obalają „szczęśliwy” ustrój na grząskim gruncie woleli ginąć solidarnie niż zgodzić się na kłamstwa poniżanej godności.
Ta krew mroźnego śniegu modlitewnym szeptem wołająca o pomstę zdaje się być nie-usprawiedliwioną
1990
UKWALOWANIE
Urodzołek
z Nojwyzsym Gazdom
same wozne sprawy
co mnie tropi
co buduje
cemu jest tak
a nie inacej ?
Powinien wiedzieć
o syćkim
o setkach styrmanionyk szans
co mi siy widzi
co nie widzi
trudno uwierzyć
dotrzeć do świadomości
nasz świat
zrozumieć
nature ludzkom
mnożące siy sprawy
cłek syćko zniesie
choć burzy i grzmotw siy boi
trzymając w ręku różaniec
paciorki wargami
asertywnie wsród ciszy
( co była pomiędzy )
Jo
coroz głośniej
ale-k Go
chyba nie przekonoł
z niedobocka wlazła Moja
siy pyto ?
coz tak siedzis
po ciymku ?
Zaświeciła światło.
prządki
( pleść na drutach jest sztuką )
kieloz radości wkłados
do mozołu ścibanio
wełnianego swetra
śkarpetek
z kłębka plątaniny
wzorzysty kiyrdel
owcych pyrci
holnych źdźbeł
przy gajzsowej lampce
twoje zgrzeblawe
palce
przędom
w podzięce
mosiężnom spinkom
z przekolacem
twojom rzetelnom robote
w nagrode
PS. W podzięce - syćkim gażdzinkom,
co umiejom plesć na drutach
Złotogłów i sałas
Dorodny złotogłów więdnie przy ścianie zbutrzniały jyj tram
słonko siy schylo za turnic granie w przepychu gam
i takom cisko jaskrawość cieni to w przód i w zod
widokiem wśród pokrzyw siy mieni bacowskiej "koliby" ślad
Pospołu cyniom na tle natury rzodki dziś znak
wędrowcu starający siy poznać (te naskie) góry
Był tu kiedysi Wołochów P a s t e r s k i s z l a k
Andrzej Pitoń – Kubow Chicago, lato 83
( Pominęło siy pasterstwo na holak )
Drzewiej kosarzono tu owce
niek świadcy moja pamięć
zaprzepascone szałasy milcom
przesłość ulatuje sprzeniewierzono historia
POSIADY
I
Był cas, lampa naftowa siy tlyła jedyno na całom gazdówke.
Knot kopciył migotliwie oscędnie coby gajzsu (nafty) starcyło na dłuzej.
Pamiętom - - - nie tak downo to było a juz poł wieku z okłackiem jak po skończonej posłudze obejście trza było ogrotać zamieść foszty w izbie i w sieni bo zacni goście przyjść mieli przyjaciele znajomi sąsiedzi na pogwarki we spólnocie posiedzieć.
Na powitanie zdrowkali przyjaźnie … Wtej - mama podkręcała lampe, coby plotki nie były robione po ćmoku. Opowieściom nie było końca.
II
Wcora z wiecora zdajołek wiersyk Pragnieniem było coby ktosi troskliwie podkręcił mój zapał ! Niestety, zabrakło gajzsu (nafty) ostoł siy ino knot. Moze dzisiejszej nocy ?
III
Ludzie przydźcie w gości Skoro ino chcecie przyjść syćkik pytom Wos z radości przydzcie’z zaros - choćby dziś.
Jedzcie, pijcie, dolewojcie Słowem grojcie w różne gry ino pytom pochowojcie swoje grożne wilcze kły.
Plotki schować do kiesonek Rozjaśniojcie śmiechem twarz małom kładke przez potocek niek przeruci - kozdy z Wos.
IV
Przyjaciele, Downo nie widziane twarze odlatujom jak ptoki na jesieni.
Coś-ik nom siy przypomina, casami zapomino.
W podkrążonych ocach u znajomych widzimy samego sobie i jest troche miło i jest troche żal.
Dziękować Bogu ze - nie jesteśmy - jedyni, co wierni zostali sobie i światu
Więcej jak kopa ( w kalyndorzu ) lato siy więc przesiylyło niebawem jesień do wiesny daleko a moze siy nie dozyje?
Gorzść piasku cisnięto za siy zdmuchnięte świycki gasnom na połowie Niewiele zostało na drugom a ona moze nie przyjść bo powie ze ślisko.
O trzeciej - ni ma juz mowy … Wystarcy ozejrzeć siy dookoła. Samotność - bezzębne dziąsła nie jest miyło pułapka ciągle siy skrado wywołuje zmortwienie
Krok po kroku sukomy pocątku wiedząc, ze rad przychodzi na samym końcu i ciągle siy go obawiom …
Cas mi zacon pomalućku uciekać nie wiem cy jest sensem go gonić na osiągi nie wypodo juz cekać przed casem siy nie do uchronić.
fragment pasieki
płony rok
dudła postawili na kulickach słomom nie otulyli zimom pscoły skapły bezwiednie
po ćmoku, gazdujom dziwożony
ćma – ciemniućka noc poćmie ponad bajorkiem lawiruje ćma
poplątany len cuchrajom topielice
horror ... rozchylo jałowce po śladach za sierpem księżyca splątane ściyzki wśrod smreków i jedli śkaradne leśne mamuny z obwisłymi piersiami namolne - boginki zanurzone po łydki pluskajom siy w wirze wodnym odmęcie spokój bajorka i wielko frajda łasi siy co noc gestami uroków podniecajom staruszków omamiajom parobków dziwadła im w głowach inwestujom z gołymi nogami brzydkie tatuaże na samym dnie oka
ćma ćme ćmi po ćmie połówka nocy
niebo ciece śiompom w scelinie pukło ziorko bucyny
w cienistych wnękach trzy ćwierci nocy wymazuje świt
Malczewski Jacek, w uściskach dziwożony, obraz z cyklu Rusałki
Podoba
Pytołek holnego, coby przygnoł mi twoje słowa, On, ik ino ozduchoł wbrew obiegowej opinii
Ujonek pytać słonko, coby pokozało mi swój rumieniec ono, go skryło w odlotowych chmurach.
Skierowołek prośbe do źródlanej wody wereda, zakopała jom na dnie źródła głęboko, kany wzrok nie dosięgo.
Poconek jej sukać środ piorgów urwiska; odsłońcie mi choćby jej nikły ślad . . . one, niezwykłe dawać drugom szanse.
Po wiyrchach wiatry hulajom bez celu chmury piyrzaste, ogromne, biołe dmuchawce cięgiem . . . syćko jawi siy jawom
Dopiero kie ciemność snem siy przytula na niebie, spojrzeniem zablinkały gwiozdy i księżyc, co ma własne pomysły na życie.
pokochać za nic
idzie kierny
kiełzo na zelówkach
piętrzom siy przekleństwa
w gojach ptosków
lękliwe ćwiergotanie
w mgłom osnutym poranku
cy dysc, słota, szaruga
wse chodzi kierny
a ona w doma boleje
bez głosu i szans
boli jom scęście połowicne
we wnuku wiarygodne sumienie
Prymista
kajsi grajom
słychno muzyke
piętrzące siy dźwięki
targajom mi duse
choć dzisiok
nimom na nic
drygu
nieugłoskano
ciągota
siy jawi
krew burzy
w żyłach
rozjaśnio myśli
dżwiękami strunic
przerywo cisze
do brody
gęśle przycisko
smycek wsturzo
do gorzci
prymisto groj
Sielanka juhaskie myśli nie ucesane ( juhas i pasterka )
na mój dusiu kciołek dać Ci porannom rose kciołek szarotke z turni co hań wyrosła pośród mgławic dać Ci kciołek choć nie dołek krokusów bukiecik wceśnom wiesnom dać Ci kciołek słonka złocisty promień co oszlifował niebiosa bez wieści przyleciałaś boso pod wykrot w zgrzebnej sukience na wpół ozpiętej cy marzyłaś wtej o tym ?
Ruszyła lekko ramieniem!
na holi
słota
docondrany dzień
śiompom zacino
po licach
lejbom onacy
w scyrby ozwarte
plute wdeptuje
liście opadłe
w splątanom wełne owiec
w krakanie wronie
nisko przy ziemi
wilgotne powietrze
w zadymce jesieni
ziąbem przesyty dzień
wśród plątaniny
półmrok wrześniowy
mgławicami siy mości
po dolinie
stompiy w sepii
po nocy suko jutra
rozpogodzonego
z pełniom
ozywionej trowy
dlo stada
owiecek
styrmacka
- daleko nie blisko
wysoko nie nisko –
Zamarlej Turni
nie peć w samotności
kapryśnej wiesny
rąbek mokrego nieba
wokółko gór
skostniałe powietrze
i dysc
po chropowatej skórze
skał
góra
górze
nie równo
styrmacka
ludzi
z upustu dna
desperacko
przykuwa uwage
na wskroś
pogodzonych z losem
boski dar
i cisza
szumi w uszach
niepewność i lęk
pomiędzy górom
a
cłowiekiem
zachybotał
strach
utracono radość …
( po nasemu - po goralsku )
Janicku …
obziyrałak twojom podobe szybowała w nieznane zachodzącego miesiącka
dygotoł w twoik ocak pomimo ze śmioły siy ciepło lęk w dusy skrywołeś
w jesiennom noc przymrozek opatulił trowe skostniałym lodem
trowa cuje to samo co jo kiedyś odjechoł precki za Wielkom Wode
cekom teroz z zamarzniętym sercem na odrobine ciepła.