Po obu stronach Wody

U Pięciu Braci Męczenników w Brighton Park …

5 października 1979 podczas uroczystej i pamiętnej Mszy Świętej,
ks. bp. Alfred Abramowicz przywitał, stojąc przodem do kongregacji, co jest znakiem szczególnym i mającym potwierdzić ważność wydarzenia …
iż wśród zgromadzonej licznie Polonii … jest namiestnik Chrystusa na stolicy Świętego Piotra w Rzymie.
Nasz umiłowany rodak – Kardynał Karol Wojtyła, dziś … Jan Paweł II.

… Papież od samego początku swojego pontyfikatu zaskakuje opinię publiczną śmiałymi posunięciami i osobowością …

( …) Oto jest dzień, który dał nam Pan – weselmy się i radujmy!

Obrosłe legendą spotkanie.
Błogosławiona radość.
Spotkaliśmy Papieża!
Jan Paweł II, wśród Polonii …
Oklaski i śpiewy …
Niech żyje Papież …
Sto lat … Sto lat !!!
Klęka i ziemię całuje Następca Św. Piotra.
Na wskroś ludzkie przypadki tej Świętej postaci
Serdeczność dla drugiego człowieka.
Watykański urząd przybliża do zwykłych ludzi.
Wychodzi na przeciw radościom ich smutkom.
Pielgrzymów wita jak gości – otwartymi ramionami.
Uśmiech jego oknem na świat
Z uśmiechem wędruje daleko
Wędrowiec zdrożony

( …) Opatrzność Boża pozwoliła mi stanąć wśród Was.

Wiarę buduje w żywym kontakcie.
Drzewo pokory w ludzkich sercach
Pierścień miłości w praktyce życia
Płynące wskazówki słychać w duszy

Przełomowe znaczenie dla tutejszej Polonii.
Był wzruszony – głaskał i błogosławił.
Dawał w prezencie różańce, złote krzyżyki
Brzmią pieśni. Czuł się jak u siebie w domu.

( …) Bóg Wam zapłać za to, że przyszliście tutaj !!!

 

 

Cały świat zamarł w milczeniu

 

Zza przysłoniętych okiennic
czuć cierpienie w odchodzeniu.
2 Kwietnia 2005

Cały świat zamarł w milczeniu…
Jeden Człowiek a tak wiele czyni
Jeden Człowiek a tak wiele uczynił
Jedyny, który jest na ustach wszystkich
w gazetach
w telewizji
wszędzie …

Cały świat zamarł w milczeniu
Czekając …
Co będzie dalej ?
Czy poradzi ?
Wykrzesa z siebie moc i siły,
którymi raczył nas przez lata.
OBYWATEL SWIATA
Wszystkich serc i umysłów.

Cały świat zamarł w milczeniu
w modlitwie
próbując zrozumiec
jak Wielkim jest Pasterzem …

O Panie,
To Ty na mnie spojrzałeś,
Twoje usta
dziś wyrzekły me imie…

Cały świat zamarł w milczeniu
Pozwólcie mi już iść
do domu OJCA …

TOTUS TUUS…

I spotkał Maryje,
której zawierzył się bezgranicznie.
Spotkał w końcu swojego
MISTRZA …

 

 

PS. notatki spisane w Paryżu 02 kwietnia 2005, gdzie dopadła nas ta smutna wiadomość…
W katedrze Noter Dame zapaliliśmy świece…Dopisano kilka dni pózniej w Chicago.

 

 

( … ) Sami swoi …

 

 

Bo – Polak, to brzmi dumnie !

Proste. Słowiańskie to dusze – całym sercem, ludzie odważni
Jednakoż z orężem i pługiem w ręku, posuwali się na przód
Zamieniając lasy rozległe, dzikie obszary, w urodzajne pola.

Sporo zalet. Nade wszystko miłowali, braterstwo i wolność
Sami miłując swobodę, bez sensu nie wydzierali jej innym
Nie obce im rzeczy pospolite, garncarstwo i płótna ścibanie.

Przy ognisku, śpiew lubili i gędźbę w radowaniu do rana białego
Obok zalet chlubnych, wady też mieli niemałe, wśród wnętrza
W jedności niezgoda i zamroczenie – lgnięciem do obczyzny.

Gdyby wsród leśnej głuszy, nie było zabobonnych spotkań
Rozdrabniających się plemion. Ich natury porywcze zrodzone
Od zarania dziejów bez uległości, okrzyki plątały myśli wodzów.

Liberum Veto – smutną prawdą z naszymi przywarami się wlecze
Pomimo wiary ludu, prastare lęki i ręce w jednoznacznym geście
Tłoczno na zaścianku i ścisk do półmiska, łyżkami dudnienie.

Gorączkowe próby. Zesłańcami  użyźniano krańce Sybiru
Szli Nasi, na przekór porom roku w dziurawych butach i boso
Załobna blizna w historii, ożywiony obraz tragedię porusza.

Okropność jaką cierpimy w znoju i trudzie [ to Nasze ] i żaden lud
Po sąsiedzku, własnego smutku nie był w stanie na szali pogrążyć
Od wieków ( Nasi ) w półmroku błądzili i błądzą niechlubnie (za chlebem).

Błądzimy wciąż ! Los spuszczonych z uwięzi do światu nas goni
W szkatułach historii nie ma sensu mataczyć. Nie mając wyboru
Zaciśnięte usta tamowały szloch z konieczności zapuszczali korzenie.

Emigracja uczyniła nasz wybór nadłamanym dramatem.
Jest prawdą – kto był i jest tułaczem, wie o czym mówię …
Próbując cofnąć – przypadkowy czas się wprasza – drążąc sumienie.

Moc smutku. Roześmiana niegodziwość wychodzi na spotkanie
W niepamięć odchodzą rozwarstwione lata – nie sposób ich ukoić
Ubogich kątów wątek i rzeczywistość drogi usłanej własną historią.

Do fabryk, szli dodnia o świcie (z obowiązku ) gospodarkę ożywiać
Odmierzane surowo godziny, wypełniają ich dzień utrudzeniem
Wieczne skurcze opuchniętych nóg – brną dopóki sił – będą iść.

Miłość do kraju – poza granicą perswazji – porzucony dom
Za wodą, wśród mglistych poranków spojrzeniem wstecz
Porzadek rzeczy, nad wzgórzami kluczące kluczem dzikie gęsi.

 

Nie dajmy sobie dmuchać w kasze – jakież to polskie, jakież to nasze …

 

Odsłoną w kolejnej fazie – – – nie uświadczysz narodu
Aby, godnością zacniejszy był duchem obyczajnym
To zaszczyt nielada, wciąż myśleć o sobie pochlebnie.

Od dawien dawna, żyją w ludowładztwie korzeni
Sztandar ( ostoją na czele ) od przeszłości im wieje
Aby, po walce o cele, zadość uczynić sobie nawzajem.

Sporne sprawy, rozbudzone na ostrzach konflikty
Załatwiają, szukając skutecznego leku. W tumulcie,
Rozsądek – ostatnią im zawsze – daje nadzieję.

Życie, wiodą ( skupieni ) w krągu, ze świętym obrządkiem.
Nie są niegodziwi – ani łacni cudzego bogactwa.
Z natury ckliwi – skłonni do zła nie czynienia.

Są fundamentem w odbiciu wdzięcznością Wszechojca
Bóg jest Panem ich świata i przeznaczenia !
Tak jest i było … od zawsze … na zawsze !

Lecz, kiedy śmierć. staraniem zaziera im w oczy
Czy, to w chorobie duszy – groźbie postradania zamysłów,
Czy, to na wojnie w szczęku oręża – nie brakuje im tchu.

Zaś kiedy, miażdżących cięć cudem wzajemnie unikną
Na, ołtarzach kwiaty w wazonach ofiarnie rozmieszczą
Sowitą ofiarę i wotum w zamian wspólnej radości.

Są, czcicielami ognia – – – na oswajalność światła
Palenisko budują, najzwyklej z łupanego kamienia
Otwór, do ujścia dymu umieszczają w rogu powały.

A kiedy się ogień we wzlocie zdrowo rozgrzeje
I blaskiem płomieni w uprzejmości obdzieli
Wodę w kotliku i starca, bo tutaj wszyscy są razem.

Tudzież, radość objawia – pomnożona dzieciarnia
Gwar, leci nawałą swawoli z piosenką jest wolność słowa
Przez rzekę nikt nie próbował – przejść suchą nogą.

Na mocy ziarna, gleba chleb rodzi. Rozumnym życiem
Niechaj przynosi wszystko co dobre, życzliwie nadarza.
Oczami lęku – kobiety w bólach się modlą o połóg.

Nie pozwól umrzeć w nie porę, żebym nie odeszła
Zagubiona  w otchłani ! Ze spuszczoną głową marzenia.
Daj ulgę, cierpieniom ducha całego, wierność do końca.

 

 

Wdeptani w nieudeptaną ziemie …

 

Wyniośli protestem swobód – boso pobiegną przez osty
Głód znoszą, spiekotę, w niedostatku ich wszystkie znoje
We wszystko wierząc głęboko się chylą, do końca żywota

Skryci. Do cudzoziemców odnoszą się nader przyjaźnie
Pokazując im drogę, ochraniają od nieprzyjemności
Od dawien dawna – bramy do grodów – ostawiają otworem.

Zabawy w lasach – gdzie nurt rzeki w piasku tajemnice chowa
W pożądliwych spojrzeniach – iskierka, co słońce ma i głębię
W wąwozie, kwiaty paproci naszych uniesień z małym namysłem.

Owce i krowy hodują w niebotycznych górach, uprawiają rolę
Wina ich z miodu – leśnego – więc przeto – modły o pszczoły,
O urodzaj, o pogodę, o stałość niewiast – ofiara z trzech szklanic !

 

Siedem cnót spływa od serca …

 

Gdzieś z oddali głos się nawarstwia – rozkołysany dzwon
W osadzie świątynia góruje zdobiona ludzką ręką
Ostrzem siekiery najwyższej formy sztuka domaga się szacunku.

O Panie – upadku potrzykroć – coś dał nam zalążek wiary
Prowadź do końca, wytrwale – w imię Ojca – Syna i Ducha !
W pobożności przykazań niestali z wyczekiwanym spokojem.

Cieszą się gdy Bóg o poranku, wypuszcza na świat słońce
I każdej nocy ze smutkiem chowa, we snach, które nas kręcą
Pomiędzy codzienność, życiowe pomyłki wpadają w trans.

Nagrobki w olszynowe krzyże, wymagają czułości, dopóki sił
Z ziemi włoskiej do Polski – krwią karmili udręczone stopy
W boju niemi  – obrońcy honoru – krwawią im rany przeszłości.

 

oko w oknie …

( co oko w LOT – cie – widziało)

 

 

obok siebie w rzędach fotele
aranżacja wnętrza gustowna
w dobrym tonie się mieści

trylogica lotu

1

Myśli ulatują wyżej ponad błękit
na wietrze rozsypują się ówdzie
drżąco szemrzą w górnych pułapach
łańcuchy przeźroczystych chmur
skłębione myśli pchane szeregiem
przekleństwa i wiatr nad Atlantykiem

Krąg niebios nad nami przyjazny
taki bliski duchowo a odległy taki
blask na dwie strony bije od księżyca
twarzą odbitą od szyby oczy zerkają
swój wyraz w cieniu odnaleść
jest najważniejszym na świecie

Za kwadrans odlatuje spóźniony do WAW
za chwilę skinieniem zatrzasną się drzwi
opóźniona kobieta bagaż popycha
krok za krokiem powłóczy biodrami
oddaje wdzięk i bierze tematem
rozwięzłość przyjaciółek na ustach

Na rozbiegu ORD czeka następny
gotowością na pasie w śniegową zawieje
czy to jest ranek czy to noc burzy
milczacych twarzy nijak zrozumieć
moja droga Margaret unosimy się
z dygotaniem ziemi myśli i uczucia.

Spoglądam na zapchane sklepienie
w świecie stworzonym dla ptaków
nie istnieją puste przestrzenie
nikt nie zna wielkości i oddalenia
poza tym krew mrozi w żyłach
w takiej atmosferze trzeba okazać takt
to fakt z lękiem zaciśnietych ust
małżonkowie za ręce spokrewnieni
zmagają się z drogą ponad ziemi obszarem
święte imiona prowadzić nas będą.

2

Kilka głębokich wdechów wydechów
u zbiegu myśli wzrok się przesuwa
niebo zastyga na nocleg przechodzi
nad miastem świateł naszyjnik i domy
płaczące nad życiem w betonie
nad nami w niebiosach jest wola nieba.

Obserwując płaszczyznę światła
gdy słońce wschodzi świtem ogarnia
świat powoli uczy się mówić o niczym
to coś – przybliża każdą rozmowę
trzyma nas razem nadzieja i życie
stają się bardziej wymownym
kontrastem barwy stapiają się w sobie
w nowym stuleciu się rodzą
fałdy Unijnej Europy
koalicji nikomu nie muszę tłumaczyć

Prawdą czasu jest zegar wychodząc na jaw
w okręgu zamarznięta kraina wyłania się
zorza wstaje wskrzeszając – North Sea
lodem ścięte góry idą schowane wsród fal
topniejąc powoli suną na południe
pragną się zapaść pod wodą.

to tylko kropla w morzu

3

A tam – Nasi – mają już swoje mroczne życie
o tym czasie wskakują spełnieni do łóżek
na dłużej – obudzą się rano o siódmej.

Tam – Nasi – daleko – za Wielką Wodą
New York – gdy słońce rozjaśni oczy wieżowców
Lichwa się stanie chlebem na Manhattanie.

Całe ulice i domy na domach rozpinają cień
samochody wypełniają się ludzką twarzą
tłoczno na placach im póżniej tym bardziej
życie zaciska pętlę – codzienność w biegu
tocząc debaty w cudownych czasach dyrektyw
sami na przekór sobie stawiamy stopy
rozproszone słońce wstało z trampoliny
i coraz wyżej się wznosi ponad wszelkie problemy
świat zerka stąd na to co nadchodzi.

Paraliż życia na rogu londyńskich ulic
wzdłuż brzegów okrytych śliskim poboczem
człowiek z uśmiechem zmienny w marszu
nieujarzmiony zwariowany bez dwóch zdań.

Obłoki rytmicznie kołyszą się mgłą napęczniałe
zawadzają o wystające wieżowce
z nadzieją senne skrzydła LOT- u wloką się cieniem
o własnych siłach ku ziemi znoszą kolosa
z sentymentem w to samo miejsce nie po raz pierwszy
jesteśmy tutaj – odwiedzamy Ojczyznę.

PS. 10 godzin LOT-em do Warszawy
w Europie o tym czasie dzień wstaje – jak codzień.

 

 

ZA WIELKĄ WODĄ  ( jest co oglądać )

– ponad 100 kanałów
– to jest Ameryka …

Kanał 1 – jak zwykle reklama
Kanał 2 – po angielsku – wiadomości
Kanał 3 – muzyka poważna
Kanał 4 – nudny
Kanał 5 – za dużo wrzasku
Kanał 6 – niemy – jak w starym kinie …
o ile nie znajdę coś lepszego to tu powrócę
Kanał 7 i 8 – śnieżą – ewidentnie trzeba coś poprawić
Kanał 9 – strata czasu
Kanał 10 – baseball – zupełnie nie rozumiem przepisów
Kanał 11 – przyrodniczy o zwierzętach – pierwotniaki
Kanał 12 – zabroniony dla dzieci
– chyba tu się zatrzymam … ?

Ps. zaraz po przyjeździe do Ameryki, 7 październik 1979.

 

 

Millenijne Swięta …

 

 

Idom,
Godnie Swięta …
Choinka w przepychu siy mieni…
Jesce nie hetki do końca ubrano…
Janiołek z wierzchołka przyziyro siy bacniy…
Dzieciarnia z rumieńcami na licach…
Myślom o prezentach …
Chałupa radośnie siy krzonto …
Zapachy od kuchni droźniom nosdrza przed casem…
Zrobiyło siy hetki mrocniy migotajom gwiozdy…
Za stołem siado cas pokoleń…
Bioły obrus na stole nakryty…
Opłatek na sianku połomać siy gotów
Siedź grzecnie – zacynomy…
W Imie Ojca i Syna …
Jest puste miejsce przy stole …
Potrawin dwanoście dookoła …
Było świątecnie radośnie i miyło…
Był karp i borsc z uskami…
Były piyrogi i kapusta z grzybami…
Były kolędy przy świyckak śpiywane…
Były życynio wzajemnie składane…
Ktoś popłakuje … bo kogoś ubyło…
Tyn dziyń w roku niekze dostąpi chwili
Coby było świątecnie, rodzinnie i miyło…
Bez łez samotności przy kozdej Wigilii
W tym dniu tak niezwykłym by było.

 

Pastoralka  chicagowska

 

Zaświeciyła gwiozdka
w chmurak nad domami
jadom pastuszkowie
w góre Milłokami

jeden cadilakiem
drugi mercedesem
trzeci mo na raty
nowe stare graty

za nimi nie jeden
pastuszek ubogi
co sie tu w Chicago
chojcego dorobiył

spotkać haw tyz  mozno
niejednego króla
co mu złotem świeci
nie gwiozda  ba “ dular “

kcieliby uwidzieć
kany Bóg siy rodzi
zacynajom hurmom
po “ śiapingu “chodzić

kozdy se pastuszek
pastyrecke wlece
coby doradziyła jak
przywitać dziecie

zegarek ze złota
wisiorek łańcusek
rozgrzys Panie Boze
podhalańskom duse

Chicago, na Godnie Swieta 1988 roku

 


Każdy dziadek ( powinien mieć laskę ) …

 

Grandpa – A very special message from …

Weranda miała swojsko-góralskie motywy …
wyrzezane na listwach z gadzikiem pół kwiaty
lgnące do oka układają się w zwartą narracje.
Spodem listwa pospolita u starodawnej skrzyni
„bawole oka” symetrycznie wierne sobie od lat.

Dalej i dalej posuwał się księżyc wzdłóż okiennych kwater
skąd ciekawscy szparami wyzierają na ludzi
idących gościńcem. Zwierzęta na trawie, ich dzieci
w plenerze, obłoki tańcują od zmierzchu na ( na raz )
słonko za górami maleje – ociągając się jeszcze
wsparte o las, górskie łąki zmieniają barwy.

Ameryka, swą przewrotnością zupełnie zaskakuje
oślepia, wszystko krzyczy, brzęczy, za garść dolarów
ma swoje odbicie, tu istotną cechą jest szybki rytm.
Dokąd mnie zaniosło na fali, absurdem niezbadany los
wypchnięty na oślep wzruszam ramionami
Przekonaniem – iść dalej, nie oglądać się wstecz.

W sumie mam co jeść, gdzie spać, odezwać się do kogoś,
ofiarować prezent. Zalotnym krokiem kot się łasi,
gałgan się leni,  więc siedzi na krawędzi fotela,
ułożył ciało na styku kominka i pieca z szabaśnikiem
rozciągając się w różowej pościeli – uwidział gaździnkę
w samej tylko halce. A tak ( nawiasem ) zapada wieczór
w bibliotece mamy szybki komputer i dysk twardy
w skupieniu na czytaniu poczty się pogrążam.

Z klawiaturą się zmagam – zwyczajowo – przyszła jesień
w mig śniegu nasypało na pomalowanym asfalcie
( po boku ) każdy dziadek powinien mieć laskę
w polu widzenia … nieład wedle nocnego zegara
( wiedeński ma cyfer-blat ) popędzane wskazówki
tik – tak … tik – tak … bim-bom – deptają beztrosko z ochotą.

Poszwędajmy się jeszcze troszkę …
Na pół knota przygaszona lampa z odrobiną ochoty
luźna szeleszcząca podomka, pod szyją
beztrosko stopy w ognistych barwach pazurki
obramowane biodrami, wcięcie w tali
obdarza mnie wzrokiem by skazać na mękę
grzechów dopuszczenie.

(…) A teraz śpij grzecznie i o wszystkim zapomnij.
Sen mi – oczy zamyka !

 

 

kompozycja cieni na skrzypce

( z akompaniamentem martwej natury ) 

 

 

w oknie pelargonia rzuca cień
znośny deszcz nie obmywa win
nie gasi pragnienia
w nieskończoność patrzący
grajek ze złością pod wąsem

wedle potrzeb pokraczny stół
i obrus zsunięty
wichurą własnego życia
dym się kopci ze skręta
koliska smugą ku powale

uszczerbiony talerzyk
dwa kiszone ogórki
łupiny z jajek
w szklance po musztardzie
kluczowe wizje nut wiolinowych

sfrustowany szok
w popielniczce
bogactwo zwątpień
ze spuszczoną głową
obawy nicości
rozpacz z moralnym upadkiem

cień pojedynczej pelargonii
obok grajka pod wąsem
dwie wyraziste radości
z naprzeciwka monopolowy
prześwituje przez firankę

sklep – zamknięty
asfalt jeszcze nie wysechł
w myśli odmęcie
obraz życia zaklęty
horror źle pojętej drogi
komedia czy dramat

zagadką słów
papier pomięty
z ręcznie napisanym wierszem
miał on za nic
wartościowe skrzypce
z jękiem strun
uderzone o blat.

 

 

Magiczna data i palec boży … ( 12-12-2012 )

 

 

Wciąż skomlą rzewnie podwojone skrupuły w nawrotach skruchy
mgła owalem zasłania twarze w niebo wpatrzone. Na ustach lęk.
Na granicy słów uderza nadmiar domysłów. Lodowatym dreszczem,
do szpiku kości, los spiralą podwójnego znaczenia. W odległych miejscach

Rozpalona dwoistość w gwałtownym natarciu. Niepewność do głębin ciemności
słońce zachodzi i ziemia w jałowej wędrówce szaleństwa. Idąc śladami księżyca
w świetle tajemnic z horoskopu afirmacje. W ogniu galaktyk zawyło prognozą.
żarliwe słońce straci swą moc.  W bladych rumieńcach zimowe zmęczenie.

Horyzont w boskim gniewie, morza i rzeki staną w szyku ogólnej zasady
Bóg, w szewskim gniewie brew uniesie, zatuszować sferyczne obawy. Huragan
ziarenka piasku wydmucha. Ze strzępów zmartwień (spektakl)  poza zasięgiem
Jesteśmy wyciszeni (aż do teraz). Możliwy kolejny exodus “spowolniony ruch palca”.

 

 

Wolność bez instrukcji obsługi

 

Każdy z niej może korzystać
na swój sposób
wolność otwiera drogę
do dyktatury siły
rodzi kontrowersje
nie tylko dla demokracji

Tracąc poczucie wspólnoty
nie pozbędziemy się zła
wiedzy niepodważalnej.

Zadawanie pytań w odpowiedzi
wymaga modelu słowa
dyskusji i polemiki
w dzisiejszych czasach
wartość człowieka
mierzona jest
bystrością umysłu

Każdy dostał swoją szansę
kto jej nie wykorzystał
to jego problem

Patrzymy na bezdomnych
dotkniętych alkoholików
potrąconych kalekich
bez gestów miłości
nasza litość pozorna
cieszymy się … że
nas taki los nie spotkał.

Jesteśmy dumni,
bo jesteśmy poza nimi
w dzisiejszych czasach
żyjemy na własny rachunek

Dzień dobry
w kierunku sąsiada
kulą u nogi teraźniejszości

Cywilizacja [ zachodnia } …
straciła pojęcie sąsiedztwa
Rodziny odgradzają się od siebie
coraz wyższymi płotami.
Im więcej uciułam, tym więcej mam.
Im więcej mam, tym jestem lepszy

Ego, przerasta osobowość
żyjemy własnym życiem
najfajniejszym zauroczeniem
to kalectwo
dwudziestego pierwszego wieku.

Wciągają nas nowe trendy
owczym pędem wolimy podążać
za głosem większości
bycie w opozycji bywa trudne
nawet bolesne.
Chorujemy na obojętność wobec przemian,
które, dzieją się na naszych oczach.
Nie mamy siły na walkę.

 

 

Wieża Eiffel

 

Wychylamy się
zza balustrady
chwilą zapatrzeni
pod nami Paryż
place
Concord
Trocadero
Opera Garnier
aleje
parki
nadbrzeże Sekwany
batobusy po rzece
najbardziej znane miejsca
symbole Paryża
Luwr
Katedra Notre Dame
Łuk Triumfalny
ludzi tłum
niebo
słońce
i żony pytanie
A ty … co widzisz ?
Widze
to samo …
tylko
patrze
na to
pod innym
kątem.

 

Andrzej Piton – Kubow – Paryż , 27 marca 2005

 

 

Ostre zakręty, zarośla i trawka …

 

Są takie miejsca tkwiące w ciszy
przystanąć, oczy przymknąć zwężone
przyziemnym spojrzeniem drży liść
drażliwa rzecz,
dwojga dusz gnających precz
po śliskiej jezdni – rozjechane łzy
piekące łzy i ból duszę ściska
ból bez słowa pożegnania
w obnażonym tunelu ( na prześwit )
w ciemnościach się kończy
ślepy tor w śmiertelnym spaźmie nerwów
skomlą wspomnienia.

Krzyże wzdłóż trwoga po obu stronach szosy
zakręty, brane za ostro, obrzeża we krwi i łzach
tkwiący w powadze  zwodzony most

Oratio w modlitwie utracona młodość
nagi anioł spłoszony nadmierną szybkością
za załomem skalnym wianuszek szosy
krach i kres świetlanej drogi
z medytacją włazi w malownicze niebo.

Bez zamkniętych przestrzeni wokoło drzemią pobocza
iskrzy się asfaltowa noc i słupy kwitną pijane
nieszczęścia, na czarnej łodydze milczą oznakowania.

Mustang ; zranionymi kołami wbity w fotel lasu
szczątki żalu pomiędzy ziemią a niebem
krzyk przerażenia w agonii pagór
ciarki przechodzą na wydział nie-odwołalny
chowają się za przetrącone drzewa
na suchym krzewie widma duszy
spłoszone zwiewną chmurą opatulone
światło świec wzdłuż powalonych pni
snują się dusze błądzące
z czaszki odeszły na zawsze ogniste żrenice
wśród wieńców trzepotanie serc, pożegnalne łzy.

Z szyderczą miną, drwiącym uśmiechem
nasi milusińscy ze zdziwieniem powiek
rozumnie potrząsając głowami
na różne strony podążają własnymi drogami
gniewny dyskurs losu
przysłaniają im liście ( maryśki ) …
pokruszone nabytki, kręcąca się karuzela
krwią w otępieniu malują swój smutny makijaż
w kokainowej przemianie oczy strute
uciekają z głowy z szalonym piskiem opon
na nic się zdaje – płacz bliskich, prośby i modły
może gdy żyli; nikt nie umiał im wpoić rozsądku ?

 

 

Siwy jak gołąbek …

 

Przyszli osłuchali małym oczkiem instrumentu
zauważono jak mocno się w sobie postarzał
wybrali mniejsze zło … polska opiekunka
będzie łaskawa jak własna siostra.

Słyszę i widzę smutne obu spojrzenie,
oczy nie mogąc się podnieść
tyle czasu niepamięć starości
czy, jest na to jaki ratunek ?

Po kilku zdziwionych godzinach
rozumie udrękę ( pan starszy ) cierpi na Alzheimera
jest po wylewie, w dodatku ma cukrzyce
łóżko jak cierń wbity w plecy uciska.

Na inwalidzkim wózku wożą go wszędzie
bocznymi ścieżkami, niezapomniane emocje
o tym co było, może powróci spokój
odwrócą się karty potrzebnej nadzieji.

Przechodnie w gorączce nerwów idą na wyścigi
zatopieni w zadumie siedzą w parku na ławkach
patrzą na wózek, na jego kamienny spokój
irytacja, z ich twarzy czytelne milczenie.

Otwierając usta chciałby coś powiedzieć
ale, nikt nie chce słuchać chorego bełkotu
z zapadniętym spojrzeniem emocji
więc, coraz częściej zapada w drzemkę.

Co dzień, co rok, jest takich więcej i więcej
na ulicach, w parkach, w domach starców
po powrocie, przebiera go się w piżamę
i głaszcze piórka gołąbka siwego.

 

 

Bill …

( po prawdzie Bolesław ) na codziennie wskazanym spacerze.

 

Otwierają się w sercu strona po stronie
Przedawniło się lato i jesień się przedawnia
Wczorajsze jutro co dziś miało nadejść …
zagubiło się gdzieś w zakolu nie może wstać

Pod parasolem oczu, widać jak idzie – raźno
z laseczką, wzięty pod rękę – pan starszy
w czapeczce Bulls’ów ( uwielbia ich grę ) …
zachłystując się swoim kolejnym dniem.

Arterią chodników ( z polską opiekunką )
idą spacerkiem, wzdłóż cmentarne pejzaże
spokój pomarłych przyjaciół, przytulny kąt
pod gruntem, skupisko łez i goryczy.

Za ogrodzeniem pochyleni nad trumną krajana
rodzina szlochając żałosnym spojrzeniem
wymodlone litanie nie umią ukoić twarzy
wiatr szeptem gra na liściach. Odpoczywaj!

W tej koszmarnej chwili laska Billa,
ciągnięta frywolnie z dziwaczną czkawką
odliczała sztachetki cmentarnego płotu
z oczami wbitymi w skazańca osłupienie języka.

Po drugiej stronie cisza co smuci, nagrobki
spotkań mijamy, znajomych, idą tabliczkami
do końca alejki są jeszcze wolne miejsca.

Na śmierć zapomniał o przytulnym miejscu
ale, gdy ujrzał katafalk – – – w natłoku myśli
omal nie usiadł na swoje miejsce.

On ciągle wierzy
że, pójdzie do nieba
do żony …
która tu była
ale odeszła (na) wieki
jest ciągle w jego umyśle.

 

 

dom spokojnej starości z dziadkiem w roli głównej …

 

Siedzę przy oknie, wróble za nim mokną
Polska, wisi firanka, zasłaniając okno
zasłania za nią polskie postacie …
żyją one (bez)płciowo w księżycowej poświacie.
Miłość ich (nie)grzeszna, ale zachwyca
Tulące się ciała do blasku księżyca.
Miłość ich piękna, na pewno wskazana
Dla innych niestety czemuś odebrana.

Siedzę przy oknie, wspominam dni młode
Na krześle bujanym mam wielką wygodę.
Siedząc we fotelu brodzę w marzeniach
Namiętnie się bujam w nierealnych wspomnieniach
Klnę po cichu, brwi marszczę i tłukę palcami
Krzyczę, skargi wygłaszam, z przeprosinami.

Nikt nie dba, nie słucha, mojego wołania
Nikt, nie chce wysłuchać, starczego gderania
Więc, siedzę i patrzę, gnać już nie mam siły
Wszystkie moje zamiary już się wypaliły.
W swoim pokoiku – siedzę więc samotny
Wśród tylu wesołków, jam tylko markotny.

Siedzę z twarzą przy oknie, zaciskając wargi
Mój cień na ścianie za wcześnie się garbi.
Nieraz w mym życiu, słońce wschodziło
Czyżby już jednak na zawsze się skryło?

Życie starcze, ponure, bez światła i bieli
Bez kolorów zamknięte w przyziemiu się ścieli
Wieczna noc się zbliża, bez szansy na świt
Tak myślę czasami ( oby ) to nie był mit !
Wielu ludzi upada i powstać rady nie daje
Ludzką rzeczą upadłość, ważne wstać – iść dalej !

Sam siedzę w ciemnościach i nie świecę światła
Aby, mnie opatrzność w ciemnościach nie łapła.
Może, trzeba poważniej, wziąć się w końcu za życie
No i stąpać odważniej, by nie skończyć o świcie.

 

 

Lomot serca …

“ Juz mi tu nie jest tak … jako wtej bywało
Kie siy po upłazak … owiecki posało …”

 

Ilekroć staje na grani Ornaku,
Starej Roboty, Tylkowych Kominów
Dotykając grzebienia skał ,
Wokoło panuje ( tu ) cisza .
Siadam (nie) porażony jej tu bytnością
Po łokcie w psiej trawie */ na psiorce /
W skupieniu słucham koncertu własnych organów.

W głębi ucha, coś się dzieje – młotek wali w kowadełko,
Kuźnia działa – miech wspomaga przepona
Hartuje się moja ( zachwiana ) równowaga
łomot serca, tętno – podsłuchuje kwiat paproci.

Pokrzywy, wbijajom mi w oczy drzazgi zmęczenia.
Usta, zamulone śliną i skroń paruje jak gleba.
Na rękach żyłki rtęci ( nadciśnienie ) …
Z adrenaliną, sciera się ostrość porównań.

Przenoszę swą postać w krąg cienia,
Z fasonem jaki opodal rzuca las.
Siłą, ściągam płachtę czoła i głęboko patrzę w siebie.
Grzebie, grzebie w okruchach wspomnień
Rozpostartych zboczy z których sypie się głaz
Odszukuje krajobrazów z moich młodych lat
W którym ; owca trawę skubie, wokół mruczy las,
Przed szałasem juchas śpiewa, w psotny, mgielny czas.

Czy znalazłem swój krajobraz, najbardziej mi bliski
Chcę to oddać w swoim wierszu ???

Ale serce już nie śpiewa, odsłaniając krach
Pewne sprawy niech zostaną, oniemiałe w snach.

Ps. Widzisz moj wierszu …

Nieliczni mówia do końca wszystko, tyle w nas wiary i tyle niewiary.
Chłopskie lasy też doszumiały sie swego, i wyszumiały z dziedzicznego cyrkla !

 

 

Na razie …

 

Przyjacielowi, sp. Andrzejowi Gędłkowi
Zm.13.kwietnia 2020

 

Nie wiadomo dokładnie skąd przychodzą cierpienia
Bóg, patrzy z podziwem na przeczuwalną całość
Pielgrzymom o blednących twarzach na początek i koniec

Naszych słabości i w strachu szukając nowej energii
Rzut oka na wczorajszy wieczór, dochodziła godzina
Z końcowym nakazem dostarczenia do raju.

Rozpalone spojówki, nerwowe oglądanie się za siebie
Zgodnie z przyjętym stereotypem, przed bramą
Słowami słów o słowach – zacznij dzień w imię Ojca.

Serce, w błękicie wiosny, puchnie nierówno od wrażeń
Krętymi schodami pandemii z katarem oddechu
przed ostatnim zakrętem wedrując świat Ci się skurczył

Każdy ma swój krzyż postawiony z dniem narodzin
Początek i koniec w rytmie zegara uciekają
Dni i noce pną się jak bluszcz  po głosie pełnym smutku

Cy wiys – ze Jedrek – kolega z Biołego Dunajca
Rodzinie – niemiłego kłopotu nasprawioł
Odeseł w noc kwietniowom bez słowa pożegnanio.

Jego zdjęcie i bogaty zyciorys pojawiło się
dzień po tym w Chicagowskiej gazecie
Juz nie musi nicego odkładać na jutro.

 

 

Mother’s Day …

 

Jest taki dzień [ w kalendarzu ] co czyni kobietę Matką
Widzę to z zewnątrz kiedy wchodzę do siebie
Ukazać Ją w pełnej barwie jest celem wszelkiego dążenia.

Jej, zewsząd cierpliwość w ciemnościach księżyca i deszczu [ dzieci niańczenie ]
Gdy, głowę ma pełną od trosk, doprawdy powłóczy nogami
Jej, chęć zrywania się nocą aby rękę położyc na główce
Czy aby broń Boże nie ma gorączki – czy wszysto … Ok ?

Gotowanie obiadu [w międzyczasie] przyszywanie guzika do szkolnego mundurka
Jednym tchem trzeba sprawy prowadzić za rękę …
Niepokoi się serce kiedy dzieci wychodzą do szkoły
Lub głośno znikają w szkolnej bramie miotając się w skwerze
Mając coś w rodzaju przeczucia, takie lustereczko w sobie nosi każda
Przez ramię zerkając podziwiać wokół smakować uroki życia.

Mam – dzisiaj ”Serduszkowy Dzień” wszystkich – Mam
Mam – które wyjaśniły dzieciom istotnie – skąd się wzięły
Tym – które chciały to zrobić ale były pełne bocianich obaw
Zdesperowanych – co dawały klapsa – pięciu palców odbicie – długo było widoczne
Ale – w rekompensacie – kupowały lodów czubate stożki
Dla Matek – co nauczyły maluchów wiązać sznurowadła
Jak i Tych – które tradycyjnie – kupowały buty na rzepy
Gdy kroki ucichły [ wyluzowane ] pluszowe misie kładą za przytulanki
Do krwi zagryzając wargi serce wybucha gdy – nastoletnia córka
W parku z ufarbowanymi na „punk” włosami nie przestaje szokować

Matek, które nieprzypadkowo nauczyły synów gotować
Tych, które natychmiast odwracają głowę na głośniejsze wołanie – Mamo
Instynktownie, nawet gdy ich dzieci już dawno wydoroślały
Są także życzenia dla Matek, którym dzieci się [ nie udały ]
Nie są w stanie zrozumieć dlaczego akurat tak się stało ?
Które, dały dzieciom wszystko aby ich los był lepszy niż ten
który, dla nich w dzieciństwie był zdeformowany
Matko, która wychowałaś cudze dzieci traktując je jak swoje własne

Dziś w pozytywnym znaczeniu logicznym przypadkiem
W urbanistycznej codzienności – swoista – otwartość na zmiany
Przenosi nas w czasie i robi co chce dusza minionych lat się oddala
Biorąc życie na spacer spuszczone ze smyczy głupieje
Kolejne dni pędzą przed nami co dnia nowe się płodzi
Ale kobiety nadal matkują mimo zwątpienia żalu i złości

Dedykuję tą kartkę wymownie – uwieńczoną w kolorach róż.

 

 

Miraż nowoczesności

 

Tak – bez pamięci kochała ślubnego
Ino tak – bez przypodek nabyła kochanka
Skoro tak – osukiwała ślubnego wiernościom
Nie bez powodu – zdrodzała go z kochankiem
Skrony tego – świadomie przestała być wierno
Sama w sobie – pocuła siy winna
Pedziała – kochankowi , ze go miyłuje nad zycie
Przez to – ze była zbyt wylewno
Wyznała kochankowi  – ze wciąż kocha też męża
Uwierzyła  – ze przez to mo czyste sumienie
Oburzony kochanek – porucił jom w te razy
Sama w sobie – pocuła siy przehandlowano
Bez ceregieli – nazod wróciła do męża
Bo przecie dalej ik cosi łący

PS.

Jedno patrzy, drugie ucieka lub kokietuje.

 

Pozew …

 

Drogi Mężu …

Tą drogą chcę Ci dać do wiadomości, że wniosłam o rozwód i opuszczam Cię na dobre.
Zawsze myślałam, że byłam dobrą żoną – przez całe 2 lata naszego małżenstwa,
ale nie otrzymałam w zamian nic, co można by było uznać za pocieszające.
Ostatnie dwa tygodnie były już dla mnie piekłem.
Oczy otwarły mi się gdy twój szef, zadzwonił z wiadomością, że znów porzuciłeś pracę,
a rąchunków do zapłacenia cała sterta . Mam tego po wyżej dziórek w nosie !
Przez ostatnie tygodnie, gdy wracałeś do domu, to nawet nie zwróciłeś uwagi,
czy mam nową fryzurę i super zrobione – paznokcie.
Przygotowując twój ulubiony posiłek – specjalnie ubierałam szałową bieliznę.
A Ty, przeszedłeś jak zwykle obok … nie zjadłeś … tylko nos wbiłeś w gazetę,
po wcześniejszym obejrzeniu i tak mało interesującego meczu.
Nigdy nie mogłeś wykrztusić z siebie, że mnie kochasz, lub zdobyć się na podobny gest
Zatem, mam wątpliwości, albo mnie zdradzałeś, albo nigdy nie kochałeś !
Ale, od dziś to już i tak mało ważne i nie ma znaczenia, ponieważ – – – o d c h o d z ę.
Jeżeli, kiedykolwiek miałbyś ochotę mnie odszukać, to wiedz,
że były – twój – szef i ja przeprowadziliśmy się razem do jego rodziców na wschodnie wybrzeże.
Zaplanowaliśmy mieć tutaj nowe wspaniałe – r o m a n t y c z n e ż y c i e.

Twoja była żona.

 

 

Droga, była … małżonko !!!

 

W życiu nie spotkało mnie nic wspanialszego niż wydarzenie z ostatniego tygodnia
Włączając w to również twój rozwodowy pozew.
To prawda, że byliśmy małżeństwem przez ostatnie 2 lata.
Jednak, do miana dobrej żony – jak się sama okresliłaś, niestety było ci – bardzo daleko.
Oglądałem nudne mecze, aby nie patrzeć na to jak – kusiłaś żałosną nagością.
Chodziłaś w wyzywającej bieliżnie, bez najmniejszego skutku i oddziaływania.
Oczywiście – zauważyłem, kiedy ścięłaś włosy w zeszłym miesiacu.
Wyglądałaś bardzo dwuznacznie – jak – zniewieściały facet.
Moje spojrzenie przez długi bieg roku dojrzewały.
Matka, nauczyła mnie pewnych życiowych zasad !!!
Lepiej nie mówić nic, gdy nie jest się czegoś w 100% pewnym,
albo nie zauważać u ciebie czegoś wyjątkowo godnego uwagi.
Kiedy smażyłaś – t e – przeważnie, przypalane sznycle [ one były chyba dla szefa ]
Ja, przecież od zawsze byłem i nadal jestem jaroszem.
Spać szedłem – kiedy zauważyłem, że bielizna w której się tak nęcąco przechadzałaś !
Kiedyś tam – lata wstecz – ofiarowałem żonie byłego już szefa [ na jej któreś urodziny ].
Niekiedy, miałem jeszcze cichą nadzieję , że może uda nam się to wszystko naprawić ?
Ale, kiedy – miesiąc temu dostałem potwierdzoną od banku wiadomosć, że to nie żarty
bo, naprawdę wygrałem ( $ 1.5 miliona w Lottka ) rzuciłem marną pracę i miernego szefa.
Kupiłem okazałą willę, wspaniały luxusowy samochód , najbardziej nowoczesny – jacht,
dwa bilety na frywolną F l o r y d ę !
Kiedy, przyszedłem do domu – ciebie już jednak nie było !!!
Jak sądzę, wszystko stało się nie bez powodu.
Mam nadzieję, że Ty również – właściwie ułożyłaś osobiste życie.
Tak jak tego całym sercem pragnęłaś ?
Mój prawnik powiedział, że list, który wysłałaś jest wystarczającym dowodem,
aby orzec rozwód z Twojej winy, nie dzieląc majątku.

Zatem, trzymaj się – w o l n a .

Ps… Na wyjazd do Florydy, bardzo chętnie zgodziła się żona szefa.