AMERICAN DREAM Powstańcy listopada ... [ 1830 ] Oto miejsce, gdzie śnić się mają sny - „ keep doing ” Na brzegu dziejów - poprzez morze wlokącej się męki Stanął lud, na ufnym placu szepcze z cicha swój lament; (...) Myśmy, nie jedli od dni trzech i więcej ( kiwają głową ) To prawda - ( wszyscy razem ) zwarta ich grupa w kręgu Te słowa słuszne ( w rozpaczy ) mówiące o wszystkim. Nie znając języka; major - Leopold Chłopicki - na czele grupy bieży Spięty w ramionach z zastępem swoich zacnych rycerzy. Hałasują rankiem. Na rdzewiejących zawiasach - brama O prostych drzwiach zamykanych na skóbel - rygiel. Ociosane, wielkie kamienie leżą - na prawo na lewo ... Jako siedzenie ( oczekującym ) mogły by iście posłużyć. Patrzą w krąg - daleko - gdzies - bije ich bęben przeznaczenia ? Pobiegł do jeziora, rękami wodę czerpie Twarz i głowę z podróży potu zmywa. Wężowych oczu połysk (krwistych) jak wino z winogron. Odgarnął włosy ( cel był wzniosły ) z prawdziwą pasją Zawsze tak było - gdy jeszcze pod dawnym żyliśmy prawem. Wszyscy słusznie powstali - dziękować Bogu - triumfalnie Żeśmy się tutaj dostali - - - na szlak - - - Obiecanej Ziemi ! Z daleka od złego, co w Ojczyźnie się spełnia - Kraju korzeni. ( Chcąc łatwiej sens słowa wysłowić na suchych wargach ) ... Potrzebne nam było - - - z kochanego Kraju - - - uchodzić Spokoju w czystym sumieniu - - - nigdy nie odzyskam Wszystko mię dręczy (się lękam) i strach niepokoi ... Iskierką nam było uciec - aby świat ujrzeć - zreformowany ! Ojczyzna jest nam jak Matka ! Milcząca - Cierpliwa - Bolesna ! Raz na czas jakiś z ludzkiej winy - potrzebująca daninę Którą, zabiera gwałtownie - bez zasad pożera Krew, lubi - najwierniejszych synów Ofiara z mieczów i kos napewno nie poszła na marne. Z pamięci o śmierci - zrodzi się wymodlone dzieło. Za nicość w wysiłku, za usta sprzedajnych - żelazna kurtyna ! Zawyły wilki, gdy głowy ścięte spadały przed stręczycielem Jako duch wszechobecny - wyfrunął ptak - Orzeł Biały, Z czerwoną wstążką, każdy szczegół wzajemnie potrafi przemawiać. Lud wie – przypomina sobie słowa – dowody nosi w pamięci Wściekłością dusze napełnia (tych) co tam bez wyjścia zostali ! Usta otwiera dramatem - o mroku ludzkiego cierpienia. Począł zamyślać się - tu ( chyba się zgubił ) o czym gadał ? Rozliczne ( po polsku ) naszym, znane tylko zwroty ... Chcący na nowo sens powiązać - mnóstwem splątanych myśli. - Niewoli łańcuch ; krzywoprzysięstwa - blizny - milczącą tajemnicą - Rosja - - - dziś - - - nam - - - macochą - - - zadartonosą - Złą - - - szpetną - - - co gorzki - - - chleb nam rodzi - Cierpki - - - skamieniały - - - jednym gestem - ladaco. - Zesłańczy - ze szlochem - Sybir ! - Tam, wichry świszczą - czarne cienie się wiją - Tam, pierwsza zbrodnia i kara - chańbiące wyroki - Tam, człowiek i zwierz w jednej norze się kryją - Tam, ciemność jest wieczna lamentem na uwięźi kroki - Tam, umierają w oderwaniu od świata - znikają z oczu - Tam, spytać ? Wszystko nieczułe na boskie wyroki ! Tu, Wolność w drodze - - - stawia pierwsze kroki ? Tak, tak, już się stało i niechaj nie będzie inaczej ... Niechaj nikt z Was zebranych nie myśli bez znaczeń ! A Wy - - - sprzymierzone nam ( ponoć ) - - - Lordy ? Pozwólcie - - - niech nasza brać - - - zasili - - - Wasze hordy ... A będzie to Naszym wspólnym zwycięstwem ! Nasze marzenie - - - wsród Was - - - niechaj - - - ostanie ?
Uchwałą Senatu z dnia ; 12 maja 1834 roku. ( ... ) Nadaje się 235 wygnańcom z Polski , przywiezionym do Stanów z polecenia cesarza Austrii ... 36 sekcji gruntu na obszarze 6 mil kwadratowych na terenie Illinois lub Michigan – podzielony na równe części pomiędzy nich! Po upływie 10 lat, obdarowani uzyskują prawo do tytułu własności , o ile przez te lata sukcesywnie, bez przerwy, będą zamieszkiwali i uprawiali zajęty „ township „ oraz zapłacą cenę $ 1.25 za aker w ciągu tychże 10 lat sukcesji ... Dookoła - ślady lodowca i przeszłość z rylcem na grzbiecie Starte przez czas łęgi - morenowe wzgórza - olszynowe lasy nicią kolorów na bagnach porozrzucane torfowiska Ze szczyptą niepokoju kołyszą się wietrzne brzozy. W okolicy głęboka cisza w niedoścignione dukty polne Własnym traktem skręcają ufnie, czas jakiś się tłoczą Łopiany odżyły, pomiędzy rozstajem na świat się proszą. Jakiś ptak się obudził i ruszył do lotu podniebnym szlakiem. Oczy zobaczą - uwierzą - że ktoś tu jest nie-rozumny ! Toż to wbrew przodków zwyczajom - - - brać każą i znowu Nie dają - - - przecież tak robią - - - ślepi, bardziej niż krety. My się modlimy - aby dali nam dobro - nie rumieńce na twarzy ? Bolesny obraz, o smutnym staliśmy spojrzeniu, wszerz łąki Ciszy biała lić, obok siebie echo, z oddalaniem się wiatru Wygnańcy na nowe ( na próżno ) śpiewają pieśni budzące nadzieją Z dzisiaj na jutro - - - strząsają płatki „ z obiecanej ziemi ” .
darczyńcy nadal milczą ... Dym się kołysze, urokliwy widok - wspomnienia wywłóczy Spójrz tylko w dal ( hen ) rzędem łąki i noc taka letnia Tak samiusieńko, księżyc wędrujący na pełni się mizdży Wśród krzewów, bezszelestnie po gałązkach się wspina A my jak „ zabłąkane ptaki ” - - - Panie - - - spojrzyj na nas. Nasz Kraj ukochany w pamięci naszej trwa - - - zapisany Pomiędzy datami, gorzko jest ( na wschodzie ) nie to co chcemy Nie wolno nam o tym nie myśleć, że tak wygląda rzeczywistość ! W bezmiar burz zaplątało się nasze życie, w bitewnym płaszczu Tu, ( głos ściszając Chłopicki ) nam potrzeba jakiegoś pomostu ? Cholernie mi głupio, wbrew temu co się mówi w rozpaczy Obraca się wokół uczuć, drobne pęknięcia z wyrzutami sumienia. Wiatr, głaszcze obiecane im zboża, w popłochu źreją jare Kłosy, oddechem złocistym ciążą do słońca w obfitości Kiściami rumienieją maliny, z nieba strącaną czerwienią Pokrywają się polne maki, dostają wskazówki ze środka ziemi. w takt pieśni się kołyszą... ( ...) Uradowani Powstańcy przystąpili natychmiast do dzieła. Wybrano dwóch przedstawicieli w osobach majora Leopolda Chłopickiego i Jana Perchałę, którzy udali się do Illinois wybrać najdogodniejszy teren. Wybrali ziemie leżące nad rzeką Rock w stanie Illinois przy drodze do Galeny. Rzeka przepływała tu przez środek, podnosząc przez to wartość terenu. Grunta wybrane przez Chłopickiego nie były nigdy wymierzone. Ponieważ zbliżała się zima, postanowiono pomiary odłożyc do wiosny następnego roku. Kongres jednak nie pokwapił się z ich zlecaniem, powołując się na przepisy stanowe. W myśl tych przepisów – podobno nie wolno było w ten sposób dzielić ziemi ? W między czasie na terenach osiedlali się inni osadnicy z Irlandii i Niemiec. W czerwcu 1838 roku prezydent Jackson ... tereny – niby” polskich gruntów” - nadał Indianom! Więc - na początku były słowa - ( tak zawsze bywa wsród polityków) ! Minione wieki, burzliwe dzieje - spory nie do pozazdroszczenia Łzy bohaterów i prochy pokoleń - co w wawrzynie polegli Bóg - - - Honor - - - Ojczyzna - - - fakty są potwierdzone Wygnańcy ( rozpaczą związani ) odmówili powrotu Nasz dom w niewoli pod zaborami (ofiarą wrogów) w potrzebie ! 235- ciu - powstańców ( jak guzik nieszczęścia ) co krtań zaciska Siedmiu jest oficerów - reszta - żołnierze ze swoimi bliskimi Są - inwalidzi - bojem ułomni i chromi - co się nie poddali. Ludzi - z konkretnym zawodem - jest kilku - kowali, Dwójka, krawców - kupcy ( nie znający języka ) w ząb obyczajów Wszyscy - to Nasi ( w potrzebie ) z ambicją, z przyszłością do życia ! Wygnańcami jesteśmy, tutaj w obcym nam i wolnością kraju ! Nasz majątek stanowią - smutkiem piekące wspomnienia. Przeszłość i rychła nadzieja na przyszłość ! Pracowite wieść życie pragniemy - razem z wami - - - siać Dla Nowego Kraju - za sprawą duszy - wybieraliśmy ! Spełnienie tego niech będzie naszym - oświadczeniem ! „ Opatrzność ” w swej przezorności ( pewnie to była pomyłka ) ? O dwa miesiące później - pozbawiła nas ciepła rodzimego Kraju ! Pragniemy takowy - tu, w Stanach Zjednoczonych Ameryki - założyć Nową Polskę - wskrzesić ! Gdzie, nasi zacni rodacy Połykając pejzaże, być może u kresu swej męki Moglibyśmy się tutaj zebrać i żyć w szczęśliwości ? Mając to właśnie na widoku - - - uprzejmie prosimy, Wasze dostojne Zgromadzenie o przyznanie nam ziemi Która, pozwoli żyć hojniej, dostatniej z własnej pracy. Zgromadzić - ku sobie - wygnańców - naszych rodaków ... Którzy, skłonni są przybyć do Waszych gościnnych brzegów, I tu , stać się - - - sprzymierzeńcem - - - Zjednoczonych Stanów!
Kongres - najwidoczniej - przestraszył się Nowej Polski ? Nie wchodząc w szczegóły – ( obiecanki cacanki ) okrężnością słowa Do przydzielenia „ obiecanej ziemi” ... nigdy nie doszło! Aby, sparaliżować starania o utrzymanie się w jednej gromadzie nie chciano pozwolić „ Naszym „ skupić się w większej wspólnocie ! W obawie ... aby nie powstała ... „ Nowa Polska” w Ameryce !!! Wiadomo; że w ślad za pierwszymi ... przybywali by w pośpiechu następni. Po roku 1870, - - - nasilenie - - - kilkakrotnie się wzmogło. (...) „ Pierwsze wychodżctwo rozleciało się jak liście z wiatrem ulotne jak książka z kartkami nie oprawiona, czcionki nie ściągnięte w ramy. Następna emigracja (ludowo/wiejska) - stała się bardziej osadnicza podobna do księgi o mocnej skórzanej oprawie. Im to zawdzięczamy że ; Polonia , zaistniała ... Siermiężnej rzeszy ... polskiemu chłopstwu”. Gorączka złota wypruwa resztki snu, nadaje rytm, wszędzie dociera Śmiałków ekspansja - - - na wiele mil zapachy szkockiej whisky Za „Wielką Wodą” szczęścia spróbować bez zmartwień Osiedlić się blisko siebie, gdzie lampa roztacza krąg światła Koniecznie w otoczeniu ziomków - być spokojniejszym W gromadzie raźniej (z punktu widzenia) gwarzą po swojemu ! Tajemnica języka doskwierała (Naszym) wszędzie ... Od zaraz im długa droga i wszędzie podejrzliwe spojrzenia W czamarce życiorysy chodzących, odwiedzają fabryczne bramy W żupanie, w buciskach ( z cholewkami ) zachlapanych błotem W wyszukiwaniu pracy z pianą na ustach, w obyciu własnym uwikłani. To coś - bolało mocno ( w sercu dudnienie ) gdy los im się odkłaniał ? Z sił opadłych ze zmysłów, idą - - - zbratane twarze z Małopolski Podkarpacia, Wielkopolski z Kaszub, Mazur, ze Śląska. Synowie Gór - - - łacni pracy przy mularce, w garbarni, Piekarni, albo i trumny zbijać z przychylności ( bądź kany dłonie zaczepić ) ! Wszędzie nadzieja, patrzenie w szpary okiennic, po plakatach, na płotach. Od miejsca do miejsca (cholewiakami) wydeptana ziemia. Dokąd-kolwiek nie pójdziesz - wszędzie z niechęcią - płacą marnie ! Ino ... $ 5 - dolców - idzie wyżyłować na tydzień ! A głów zewsząd kłania się setki, kobiety w chustkach, w serdakach, bezsilność Odbiera im zmysły, wygłodniały ból - którego nie uśpi. Wyje pusta kieszeń. „NO VACANCY” - "No Vavancy" - - - na magię słów - - - wytrzeszczają oczy ! Śmiech, wsród świadków zdarzenia, kręcące głową manewry Po drodze; od realizmu do wściekłości - wylewają łzy ! Krzykliwi - w ślepych uliczkach obracają się dookoła, trącają ramionami. Patrzą łaskawie z niemocą łzawą - jak świat się oddala. Cóż mogą zrobić - przytłoczeni cieniem w tak rozpaczliwym mieście ? ( ... ) Fucking Poles are wandering around and bothering us - otwierają drzwi i słysząc odchodzą !
Czy tak już zostanie ... ? Wiedzą jedno ! Wedle złamanych reguł – bez Ojczyzny, Niewola, waśnie tam i kamień różę przygniata ! Widzieliście - cztery orły - co w górze - fruwały ? Ruski , pruski, austriacki - a na przodzie - Nasz Biały ! Już nie długo czasu trzeba - może trzy pacierze Biały Orzeł - czarnej szelmie - powydziera pierze ! Wznieś się w górę - Orle Biały - Boże spraw ten cud ... Niech Zwycięstwo Polskiej Sprawy - Osiągnie Nasz Lud ! Jak długo nasza wiara - rozgrzewa polską krew Tak długo Polska cała - bo Polak - to jak lew ! Wolni duchem - wolni będziem Z Orłem w sercach - będziem żyć ! Uchodźcy - sierpnia 80 ... bez żadnej wersji wariantowej zbuntowani wobec ludowej Polski na znak protestu manifestują swoją niechęć werbalną to niewątpliwie prawda rozpierzchli się bezpowrotnie po kilku nieudanych próbach nie było w tym logicznego związku kwestia to ważna nie raz bolesna wplątana w wir spraw nieskończoność na swoje wcielenie wciąż głębszy kaganiec i klątwa socjalizmu rozległą linią korowód postulatów obalone pomniki przeszłości uważane dziś za warte śmiechu bezcelowe karne zakłady internowani na przyczółkach świtu nieświadomi i słabi bez krzty złej woli ubek wśród mas za odpłatą czatuje i tak się nie dowiecie ? dziś, trzeba głośno o tym o wydarzeniach o których milczą z tego powodu żywimy nadzieję pamięć o czynach trwać musi wiecznie
Rio Grande ... w istocie to takie wytrwale proste tylko tak trudno o tym mówić jak otwierać aby nie otworzyć nowych pogmatwanych przepisów kongres przemawia w gąszczu prawa haos suchością słów i urzędnicza niemoc na psy schodzą w poprzek nurtu na zielono idą tłumy z dygotem duszy w księżycowym półmroku szeptem noszone słowa cekinami swiatła cienie malują kontury życia pstrą ciszą w ciemności otulone postacie po pas po pachy żywiąc nadzieję zanurzają się w zatopionych myślach nurt Rio – głębia wypełniona po brzegi falą nadzieja upragnionej wolności pogodnych niebios i głębio nocy ukryta na pustkowiu ciszy udeptanej ziemi na ofiarę losu wymarzona wolność w niewidzialnych rękach kaktusy tłem bezdomnym tułaczom płacą marszem fruną przez marzenia nagrzaną skórę świeża bryza ożywia zesłana w nagrode darem przychylnym zabrane ze sobą brzuchate bukłaki z głuchawym łoskotem nawilżają krtań komary zawzięcie dokuczają plagą rzeka wygina się niczym grzechotnik skrzydlaci kontrolerzy salwami swiateł sprawdzają rewir od świtu do świtu obszar jest rytmem sciszonych stóp przenosząc marzenia przez zieloną granicę.
Podpowiedź, na lepsze jutro ... W skwarne popołudnie o lepkim bezduchu powietrza Po dniu codzienności, znów wracam w to samo miejsce Naznaczone koleją losu z koniecznością nocnej pracy Trwającej w biegu swoistych przeznaczeń, gdzie Rzecz się dzieje na obrzeżach autostrad, skąd ludzie Pojawiają się i odchodzą z poczuciem braku i niespełnienia. Nocki mijają gorzko, godziny, tygodnie, miesiące, czasami lata Boże, jakie to wszystko ślepe, rzeczywistość z nową specyfiką Być obcym wśród swoich. Zwady, zawiści, których nawet noc nie ujarzmi Walka o awans, o lepszą kromkę, zastawiane pułapki Przecież miało tu być tak pięknie ? Praca to naturalny porządek rzeczy. Zamykam oczy uwięziony w pajęczynie myśli w oddechu żywej chwili pnę się coraz wyżej windą o zawrót głowy w uszach zaleganie do czterdziestego czwartego piętra, gdzie pracuje legalnie na nielegalnych warunkach z innymi podobnie jak ja w tyglu – bez „języka” zlepek ludzi o różnych manierach z całego świata - najwięcej zza żelaznej kurtyny Wschodniej Europy - dogorywającego już raju. Na czas w roboczej kreacji zaznaczyć swoją gotowość na posterunku piętnaście minut przed szturmem odbijając zegarową kartę nakręcić sprężyny wędrującego zegara aby nie oszukać pracodawcy Tu, pracuje na podobnych warunkach grupa polskich - - - „janitorów”, Sprzątając hektary na czyimś suficie starając się o względy - podlizać się zwierzchnikowi dostać bonusa od „bossa“ w nagrodę - lepszy floor. Nad moim ( floor-em ) już tylko Bóg … daleko księżyc zmęczony goracem i wiatry. Pożądana winda tu nie dochodzi trzeba używać schodów. Przez okno patrzę z góry na cały świat świat o czterech stronach Gdzie, nie ma – co prawda – żelaznej kurtyny zakorzenionych w pamięci przykazań znajduje oparcie i wiarę. Krople deszczu monotonnie spływają po oknie. Ludzie w popłochu gonią, przed kroplami się chronią na hulajnogach pędzą, pojazdy tyralierą deptają kałuże. deszcz zmywa z ludzi winy wszechobecne więc płacze człowiek z deszczem z niebem płacze, zostawiając swój slad - rzeką która, się topi w deszczowej powodzi samochody koła swoje moczą jeden po drugim jadące gdzieś w pośpiechu z koniecznoscią zdążyć przed północą dojechać na czas w sypialni zasnąć. Niebo płacze i ziemia płacze do nieba ... ( a gdyby tak zamiast deszczu ) Spadała nam z nieba manna ale, komu i na co – potrzebne by były beczko-pojemniki ? Znów to samo, robota w pośpiechu pogania aby, jej tylko głupio nie zgubić ? Czasem tak myślę gasząc światła w kantorku czy mocno w to wierze ? czy lubie swoją prace ? czy taki zostanie – każdy następny mój dzień ? Napewno się nie chce ale muszę iść do szkoły zacząć się uczyć języka od tego chyba najlepiej zacząć zmieniać swój status tutejszy los. lipiec-1980, w skwarny, wilgotny do przesady dzień, cały tydzień nie do zniesienia. Muzyczna kariera (chrześnicy) Monisia, chce grać na pianinie klawisze ma jednak na równi oczu siedząc po turecku sięga do pulpitu nóżkami nie sposób dosięgnąć podłogi kiedy jej palce mogłyby grać nogi dosięgnąć podłogi ochota jej minie grania na pianinie
czasami tak się zdarza … Rankiem w hałaśliwym tłumie w wielkomiejskim traffick-u (zatorze, korku) w luksusie samochodów on – człowiek sukcesu jeździ do biura na Manhattanie Spokojny Pewny siebie czuje siłę swojego portfela po południu – lunch obiad w Hiltonie golf basen siłownia wieczorem teatr dziewczyny łatwe piękne garnitury samochody konie casino uciechy i tylko księżyc wie że nocą pije samotnie żeby zapomnieć ze łzami w oczach swojego brata b u m a grzebiącego w śmietnikach.
dziadek uczył jak patrzeć ... 1 na koniec dnia gdy wracał po pracy w domu zalegała cisza jak makiem zasiał na barkach przez jedno serce najdroższe koronkę odmawiało się wieczór siadaliśmy pospołu gromadnie przy ciepłym piecu ten sam początek akt wiary - zdrowaśka - za Podhale Pan Bóg nie opuści tej ziemi za nic na pustkowiu stworzył raj w nieokreślonym bliżej miejscu gdzie wszystko rośnie jak na ziemi z wysoko podniesioną głową w ciszy język splątany jesteś Polakiem masz polskie obowiązki na głos rzeknięta tajemnica łan owsa przeciąga się w ciszy dojrzałe zagony wpisane w naturę środkiem wyboista droga biegnąca na spotkanie do wioski 2 dom wyjątkowo rodzinny na niewielkim wzniesieniu pola i łąki ubrane w kwiaty trzymam je do dziś ciepłą dłonią dziadek uczył nas patrzeć na świata rytuał błogosławioną radę dało mu życie a życie całe jedną jest radą radować się trzeba z tego co jest nigdy nie bądź zazdrosnym o szczęście kiedy zagości osłodą u innych dookoła dosyć jest żrenic co tobie zazdrościć będą 3 rzekło jeszcze w przezorności swojego gniewu i złości pilnujcie kto swego języka nie spląta ten nogi nie może mieć splątane kim byś ty człeku nie był kolejno zachwytem zyć jest trudno a kiedy dorośniesz na miarę godności nalezy się uczyć nie gesty piękne oznaką człowieczeństwa potężni świata z nudy wszyscy pomarli przed śmiercią głowy skłonili pokornie do wnętrza ziemi jak jeden zeszli ci wszyscy którzy pałace wznosili ze setek tysięcy dóbr i rozkoszy tylko odzienie z sobą zabrali bo to doprawdy dobytkiem ich było tym się okryli co innym dali. 4 lepiej jak człowiek ciepły spokojem dobre imię z szacunkiem po sobie zostawi niźli by pałac - wypełniony bólem szanować każdy szczątek oszczędzać oszczędność wielką jest cnotą bezsprzecznie śmierć powiedziała - majątku tam się nie bierze nieoszczędny niczego mieć nie będzie i sam wart jest niewiele „ ziarnko do ziarnaka - uzbiera się miarka” 5 dziadkowe serce ulegając wzruszeniom na widok pierwszych stawianych kroków podrzucaniem do góry otwierał nam usta nie dowierzając jak szybko rosną dzieci odmierzał wzrost co pare miesięcy rysikiem znaczył na framudze od drzwi bez zdejmowania roboczego ubrania uczył jak kopać piłkę i tanczyć poloneza wnuczkom zrywał najpiękniejsze kwiaty znużone powieki gładził bliskością dobrotliwie ujmując zaspane rączęta otulając troską dziadkowską czułością wciąż słyszę w sercu z ust kołysanki radość i dumę wspólny trud dzieląc otrząsnął się zamilkł - cierpliwie tu czeka. podhalańska kapliczka u Tylki w Wisconsin przycupła przy drodze podparta gontem opasana powojem z cierniowego głogu paciorkiem skał z pobliskiego potoku wypełniona od modlitewnych intencji na końcach palców pod arkadami rzęs majówki sprzed lat do Matki Opiekuńczej trudno uwierzyć Chrystus Frasobliwy zgarbiony w zadumie zatroskany o bezkarne wróble noszące suche źdźbła zamyka się w przemijaniu dosłownie i w przenośni może On płacze naturą rzeczy rękę przyciskam do skroni w nostalgii rozmawiamy cichą modlitwą.
Cudowny to cłowiek ... 1 Rod widzioł zwierzęta - temu tyz zawzięcie gazdowoł Po gazdowsku, o kozde ździebko troscył siy gospodorz Tutejsi ludzie, scyrze uprawiali kozdom piędź ziemi Przez zycie stąpajom twardo, zostawijom ślady Nie cofajom siy przed doskonalsym sposobem W śtuce przetrwanio oko opatrzności / zwycajnie bez cudu / Za 50 / piędziesiąt / złotych dwoch chłopów ode dnia Przez calućki dzień do nocy okładało snopki cepami. Na spólstwie, ludzie razem wymiennie siy wspierali Dziś ... nie jest juz tak opaternie jako drzewiej. Tu, tyz mo zewsząd ozgrzone ręce do dalsego zycio Co prowda, nie haruje dorobkiem jak hań na gazdowce Po nocy, nie wynosi ostrewek do grapy - kany boginki Krzyżyki cyniąc, na despet - mlyko klogały w skórlotach Zamknięte na skóbel, skryły siy w górskich jaskiniach. Tu [ w siapie ] w fiberglassowym hełmie zuchwale Zapino kozdy kolejny dzień [ przy obróbce desek ] Na „ lajnie” tnie z długości i nikt go tu nie poganio. Syćka go sanujom [ od foremana do bossa ] sumienny Zno powody istnienio, nie schodzi z wytyconej normy Nie biadoli - na kozdym kroku ozpiero go energia. Nie sposobny do krzywdy cynienio - plotek sionio Wraźliwy z osobliwom twarzom myślami przewodzi Bystry; do przesady dokładny, ogłade mo wrodzonom Opaterny; od zaroz w mig spamięto syćkie detale. Wyjechoł w sile wieku ( dobry był to cas na zmiany ) W rozpoznawcyj przesłości nie godoł o tym nikomu Na Podhalu, dzieci pięcioro i żonka ( krapke ino młodso ) W obrębie stołu syćka cekajom na Świątecne prezenta ! Wse mu siy kotwi ... markoci ... banuje za Swoimi ! Styrany - po pół nocy - ślęcy z telefonem w gorzci Zadowniono cułość wraco i łący dwie części świata Odległe - robi siy bliskie - niewyraźne - wyraźne ! Z pamięci wystukuje numerki na komórusi ... ( komórce ) Żyjemy w epoce ( cyber – fiber ) łący nos potęga przekazu ! 2 za przycynom Rózy, sto cierni wode pije ... ( ... ) Teściowo, w gruncie rzecy siedzi u nos w te razy posła na grzyby z Dorotkom ( pięć rocków jej w grudniu minie ) telo samo co Tobie, w chałupie ojca brakuje ( Dorotka ma jesce trzok starsyk braci ) Teść pojechoł do lasa - nojstarsego wzion do pomocy drzewiyj na gazdowce trzymali zawse dwa konie ( kaśtanka i gniadego ) Gniady do ciągu był noremny mioł taki gwołtowny charakter trza siy było wystrzygać i nie siepać za lyce ! Owce do dziś chowiymy - bedzie ik blisko kopa więksość śnik som o tym casie kotne od zawdy przysadzomy jagnięta odplekajom siy odchowajom na wiesne sprzedajyme wełne wtej - płacom najlepiej ! Opróc nos [ nikogo nima w chałupie ] ostawiyli nos samych Mos ... za to buzi ... od swojej Rózi ! Dalecy [ na Skypie ] z tyźnia na tydzień z miesionca na miesionc rozdzieleni - ostali sobie blizcy ! Rozia kce ... coby downe kąty pozostały w jego pamięci Jakimi były drzewiej ... przed laty ... takie nosi w sercu. Ten dom podhalanski - podobny jest setkom innyk W kozdym ś-nik brakuje kogosi !
ballada o trzech synach ... w Arizonie, wody - jak na lekarstwo ... trzy kobiety idące do miejskiej sadzawki aby zdroju zaczerpnąć w pobliżu siedział starszy człowiek w nędznym kapeluszu wyblakłym od słonka przysłuchuje się przypadkowym rozmowom każda z matek przed sobą wychwala zalety swojego syna - mój ... ( mówiła pierwsza ) - jest zwinny jak akrobata - nikt nie jest mu w stanie dorównać - mój syn ... ( mówiła druga ) - ma głos śliczny jak harfa - nie ma drugiego na świecie - kto mógłby poszczycić się - głosem tak pięknym a ty ... co powiesz o swoim synu ? zapytały - trzecią ( kobietę ) długo ... nic nie mówiła - sama nie wiem, - co mogę powiedzieć - o moim synu ? - jest dobrym chłopakiem - jak wielu w tym wieku kiedy konewki były napełnione kobiety ... ( rozmowne przed chwilą ) skierowały się w stronę swoich domów za nimi starzec podążył nieudolnie człowiek wędrowny syn gór skalistych naczynia z wodą ciężkie ramiona kobiet wiotkie obolałe od wysiłku zatrzymały się aby końdek odpocząć zrzuciły z siebie jarzmo dwóch młodzieńców do nich podbiegło pierwszy ... ten co był na ustach dzisiejszego dnia wychwalony rozpoczął (show ) błaznuje stanął na rękach w dół głową nogami wierzgając wykonał gwiazdę otoczenie uwierzyć nie może drugi ... na wprost przeciwnie ... kowbojską balladą wzruszył a głos miał jak słowik ludzie otoczyli ich kręgiem - patrzeli z podziwem z założonymi rękami ach, ach, co za piękne numery trzeci ... ( przybywa ) podszedł do matki na siebie zarzucil ciężkie nosidła oddalił się skromnie w kierunku zabudowań - ( matka pierwszego ) do starca - cóż powiesz o naszych zdolnych synach ? - o synach ? - gdzież oni ? roześmiał się starzec ironicznie ... sam nie wiem, w którą stronę mam iść po drugie, martwie się ich jutrem !