Poezja jest tajemnicą, którą próbujemy zgłębić. To rodzaj mowy i modlitwy. Natrętne słowa, które nie chcą sie od człowieka odczepić. To język i swiat zewnętrzny i wewnętrzny.
Poezja to kondensacja widzenia i języka, żyjąca własnym życiem. Biała kartka, bo na niej można napisać wszystko.
Biała kartka; bo na niej można napisać wszystko.
Daleko stąd
Daleko stąd ...
Gdzieś, to wiem, że na Podhalu ... Niewielki skrawek mojej (Naszej) ziemi Był on moim (Naszym) początkiem raju Wiosny kwitnącej kwieciem lata, aż do jesieni Powietrzem rześkim w nocy, o poranku rosa się ścieli Złowrogo mruczą góry w dole rzęsiste doliny Omijam ich, wzrokiem idąc w kierunku morza Wybiegam myślami - jak dziwny jest ten świat? Dyskretnie obchodzę wydmy. Po miedzy morza Przyspieszam kroku aby nie spłoszyć cienia.
[ *** ]
Cisza z rozdroży (Naszych) gór odbija się echem na przłęczy u stóp horyzont z wędrówek włóczęgi przez okno w pamięci ze wspomnień przyśnionych jak ptak się błąkam w obrzeżach Wielkich Jezior - kolejne dni w oderwaniu istnienia. Pójść pełne nadziei, Dostać to czego nie było nam dane, zaczerpnąć z przeszłości. To takie logiczne z piętnem marzeń godziwa praca. Oczami milionów patrzymy na podrapane ściany Zużyte schodzone buty częścią rozdartej Wschodniej Europy Obłęd obrazem zachowań międzyludzkich relacji. Wśród tłumów, nasza dola tułacza w poplątane losy.
Mój Boże ( nie pozwól ) abym był rzucony jak kamień Złamany jak drzewo. Podniose głowe, tylko podaj dłoń By poczuć - Nie daj mi nosić ciężkiego krzyża A jeśli musi się spełnić - to daj - najkrótką drogę ! Nie zawiodę - doniosę do końca - tak daleko jak mogę.
Staruszek siewca ... / który ożył na swoją sposobność /
Na Podhalu ...
Ciśnięta przed się garść owsa z nadzieją opadła skibom na ugór. Bez prostego horyzontu niebo. O brzasku zuchwale rozpowiada o rozkoszach wsi. Pod wierchami, mgły ku ziemi siy chylom. W obrębie dnia synoptycy Sprawiedliwość dziejowa próbuje się odbić ponad to co widać.
Wiater "holny", wiejący nie wiadomo skąd, po dziedzinach sporo szkód narobił. Spod Ostrysza, lodowaty powiew plewy z przetaku wywiewa, rzuca na pastwe losu Duszność nozdrza trawiąca, szydzi nadmiarem obornika i gębę siewcy wykręca. Wzrok marszczy poczciwy staruszek, owinięty w płachtę zgrzebnego płótna.
Raniąc stopy do zmroku, włóczy za sobą gawiedź rozkrakanych gawronów. Siejąc rzetelność, wydeptanym szlakiem pomiędzy kopcami kretowisk. Powłóczyste kroki echem się potykają o wystające kamienie. Z ożywieniem kroków Przymknięte powieki widzą bruzdy rdzawych skib. Stąpa po nich ze spokojem parzenic,
Siewca, garbiący się staruszek, Przeciera wzrok wsparty o krawędź Regla Starość ma zawsze szydzącą cierpliwość. Słonko, wstydliwie schowało się za Magórę. Gdzie przeorana ziemia, zlatują się stada. Kolejny dzień w drodze towarzyszy. Ze wzruszeniem spoglądam na czyjeś jutro, na prostowany (obolały trudem) grzbiet.
Szacun
Zeus ( bóstwo z Olimpu ) iskrą pioruna myśl wzniosłą zapalił Watra od znicza po ścianach świątyni strzępami płomieni się śmieje Ku niebu się wznosi czerwienią łuku z mocą poznawczą świergoczą języki Zamykam je w sercu głęboko boskim zwyczajem w nagrodę Nadtatrzańskie obłoki ślebodne na skrzydłach wiatru w przestrzeń bez zasięgu Po halach zwiewne słońca promienie spływają w przepaść ciśnięte Obłęd krokusów sięga w głąb serca pod powiekami urokiem wiosny grzęźnie Prawda odrywa się od Turni po zrębach skał doznania się osuwają
Święto Gór - na tle żywiołów MFFZG - ciągłością nastroju się wieńczy w Zakopanem zza stołu krzyknął ktoś by ( Naski świat ) do przodu gnał Góralska muzyka, otwartej duszy wołaniem, śpiewnym echem odpływa Wierchowa symfonia w kręgu Regli, kierdel i Redyk Karpacki uszczęśliwia gości Radość widzę o każdej porze, gdziem tyle lat przeżył w transformacji Gdzie z głazem spleciony smrek - strzec się szału „halnego” powietrza Z natury na Podhalu prześpieszając kroku, mamy nierówno pod nogami Pomiędzy spokojem (bywam) posłuchać muzyki Skalnego Podhala.
Wielko Noc ... Chicago, kwiecień 1982
( w mojej Ojcyźnie )
W tyn cas
kiedy z wiesnom
świat siy budzi do zycio
po zimowej pokucie …
wieść siy niesie radosno
Alleluja Alleluja Alleluja
głosom ...
pola i lasy
i hardo świadomość
w mojej Ojcyźnie
Chrystus ...
co z martwych powstoł
w zranione ramiona
przygarnio
syćkie słabości
przebacuje
choć telo
cierpień i bólu
zadajom
w mojej Ojcyznie
Ludziom
w ik męce
daje nadzieje
w cierpieniu
syćkik pocieso
ze radość wiecno ik ceko
kozdego
co idzie drogom
utrapień i cierpień
w mojej Ojcyznie
Do casu ...
aż zabrzmi pieśń
Zmartwychwstania
przejść siy powinno
przez boleść
Ostatniej Wiecerzy
rozwozyć Judosowy
wyraz pojednanio
w niejednej dusy
nienawiść siy scyrzy
w mojej Ojcyznie
A potem – potem
kołatki ogłosom
piątek ukrzyzowanio
i trud okrutnej
na Golgote drogi
i nieboskiego
z krzyzem mocowanio
pod zła cięzorem
cłek taki niebogi
w mojej Ojcyznie
Ale być moze
kiedysi nadejdzie
Niedziela radości
i z przemienienio
powstanie ...
szansa na sukces
pomiędzy-ludzkie
przemogom siy złości
i triumf bedzie
i prawość
i dzielność
bodaj tak było ...
w mojej Ojcyznie.
Codzienny trud ...
Trzeba odcisnąć dłoń ( pospołu z babom ) na łąk kwiecistych kobiercach Na progu września grzmią wylewne chmury i kopy brwi marszczą. Opodal Szczeka pies. Spłoszone wróble na czubku topoli. Zagonom, łuskajom się owsy. W mendlu snopki (na bosaka) powiązane na obłap (lgnące pod cepy) jesienią
Polną drogą maki ucztują. W ogródkach świat piękna. Malwy strojne w szafranowych sukniach. Omieść wzrokiem (studnia garbata - z wyłamanym zawiasem). Na ociosanej podmurówce postawiono kościół w strzeliste wieżyce. Tutejsi szczęśliwi ( rzędami w ławkach ) - duszno.
Deszczowe niebo. Niedzielny odpoczynek i pacierz przykładem dziecku Dzwon na Anioł Pański tkliwością wiąże obszary. Spiżowym językiem, do żywego zawodzić będzie od święta. W tajemnicy pokory - boli sumienie. Chrystus - umartwiony na ramionach obwisły - mocuje się z losem.
Na klęczkach ludzkie serca schowane, świątecznym warg szeptaniem. Woskowa łza - wierci namiastką. Po trzykroć ( powodem ) zew koguci. Na odsłoniętej skroni ( znak popiołu ) na pamiątkę dni. Wszystko co wokół Gazdowie z wrodzonym rozsądkiem gorejącego uczynku - błagajmy chleba i wina.
W słodkich litaniach - misterium życia. Akt oddania. Z naręczem tajemnic idziemy do źródła. Po niezbadanych orbitach dusza szybuje w łączności. Na klęczkach rozdarta wyobraźnia i nogi sukniane w parzenicach. Z klęcznika - gwóźdź obolały wystaje. Pomiędzy żebrami cieknie krew.
Wielość tematów
Ultramaryna (siwioł ) jest tym co rzuca się w oczy od samego początku w stopniu bardzo intensywnym na każdym kroku zachwytem gama w wyzwolone dźwieki ( nie chodzi tu o zapis nutowy ani o klucz wiolinowy ) w tonacji durowej o donośnym brzmieniu z Sopotu w obce nam wątki z wrzaskiem i krzykiem anglosaskiej dykcji ewollują fragmenty nieznanego świata z nośnikiem stanu skupienia spontaniczność klaszczących w dłonie chłodnym przykładem ludzki śmiech odsłania wstydliwą pamięć motywów PRL ( gołe widoki ) w szablonie ustrojowej Polski aby zrozumieć w tkankach serca klonują się kukły propagandy bez naczepy piętnują wybryki politycznej poprawności awarie sieci elektrycznej bywanie w mroku kompleksem katastrof ściany gadają w powolności zegara posiąść ufność kobiety fizyczną tęsknotą rumieni się księżyc na dwupasmówce w scenerii żarówek zdechłe urzędy i sklepy nie do zdobycia ambicja to skrajna linia podziału w obrębie znaku sprzeciwu ogromna większość zycia ma zapach smutku - aż do momentu zdrowego rozsądku rzeczywistością spekulowanie na temat bytu lat siedemdziesiatych osiemdziesiatych w zaciszu nagonki niepewność patologii i złość góruje nad zdrowym rozsądkiem szokują braki w dostawach ułudą zimne kaloryfery od kilku dni zmarznięci zakatarzeni w koce poowijani aby zmniejszyć pole widzenia nie rozumiemy aby cokolwiek zrozumieć.
echo głosu – 3 x
1
Echo głosu po języku biegnie rozczochrana pamięć rozum ukorzeniony wyobraźnią w głowie się uformował.
fajnie by było spotykać się w dzikim klimacie, pejzażem popatrzeć jak skowronek szczebiotliwie czuły pnie się w przestworza unosi sie miękko spiralna wstęgą w aureoli przybranych potoków wir żwir wyrzuca czy jałowa ziemia daje nadzieję na solidarny plon?
z utrapienia drapiemy się w czerep oby nie było gorzej daremny trud na codzienne sprawy ociera sie o rzeczywistość strategia starym zwyczajem pojawia się i przeczy drugiemu zwykle na trzeźwo zmieniając kolejność miewa koszmary w najlepsze wykręca się od detalu do syntezy idzie na styk.
przy zasłoniętych oknach noc ze strapień znana, bez miłości żyć to spora przypadkowość docelowo czekać nie wiadomo ile cierpieć od pełni do pełni gdy księżyc poświatom w prawy róg okna się wżera prowokuje świecącym sygnałem przeciąga się całą noc wabi chrapaniem zegara język ulicy orze ciała powabem cień trwogi myśli hejnałem duszy jaskrawość świtu.
Czy bedzie dobrą matką gdy miłość przyjęła objętość w zacisznym pustkowiu na biodra puls ciśnie nie można udawać że nic się nie stało po drodze mój Bóg zagadką się wgryza do sfery metafizycznej bo przyszłość jest sednem splotu i powód życzeń do których wzdychamy szepcząc truizmy.
2
brzuch na kolanach brzęczącą kulą ( nim poczęcie nastąpi ) ziewająca do czwartej na łóżkowym czuwaniu warkoczem międlenie z godziny na godzinę głowa pęcznieje w oczekiwaniu krzyku chwile w opuchniętej ciszy z uczuciem trwogi zegarek tyka z naporem niezmiennie w zmaganiach proroctw halucynacje wystające z pleców łopatki z czystej dobroci chwytają rękę w półcieniu - serca współczucie
w białej izbie powała żmudnie czysta o jasnym hafcie krochmalone zagłówki, firanki nie skłamaną prawdą potrafią wniknąć w duszę okna ku pokrzepieniu spojrzenie przesłania otwarte ciało się wzbiera z siedmiu na dziesięć w bólach noc potu pełna obnażona brzemienność za zasłonami wód pomruk w niebo trwoga i lęk rosnący jak chwasty.
3
dostając gęsiej skórki muszę wyjść na podwórze z otwartymi oczami iść w parze z zachwytem obarczyć się przemianami przyszłości echem głosu wszechrzeczy świeże olśnienie pieścić gotowy to coś co śpi w zaciszu oczu rzeczywistość w odświętnych rzeczach ma wydźwięk z kołysanką śpiewaną napar z kopru i mięty w głębokim zagłówku nasze serce rośnie wśród czterech ścian uchylić rąbka - taki śliczny każdy kąt pozwala dostrzec ciepła tematy w krasnoludki makatki z niebieskimi wstążkami akcenty dzieciństwa w najlepsze ssąc kciuka - donośniej - gaworzy kropla w krople - - - wykapany tatuś !
M 2 ...
Z góry sąsiadka ( mokre pranie ) wywiesiła na słoneczną aktywność Wisi wśród balkonowych balustrad, opaczną stroną cały ten kram Na trzecim piętrze (sfatygowany koc) ukosem - pół okna zasłania Poszwa, zwisa z balkonu w poprzek barierki. Wszystko jest czyjeś. Okoliczne bloki wygladają niczym koszary za wschodnią granicą. Stres zżera ludzi od środka. Duma i gorycz - pić każe z wątpień kielicha.
Pod dwoma kocami ( wzgardy ) w dostatku takim, los kiepski przy świeczce. W krzywym zwierciadle nikomu nie do śmiechu. Dumna żona się sypie. Krzyczy w moje wnętrze utyskuje. Nie pij-e z majakami - wole trzeźwy świat. Z dozą optymizmu, jej głos mnie utwierdza. Powszechnością wrzące jej słowa. Podobieństwem do ( wyjątkowych ) kobiet, mających obsesję na punkcie czystości Spokojnie rękawem przecieram wąsy ( z zsiadłego mleka ) na stole zacieki.
W istocie obrzydzenia że ( nic mi się nie chce ) żeby tak móc - spokojnie bez końca. Z przyczyn znanych tylko sobie i magom (we fraku). To taki (kac moralny) absurd Wyścielony od wewnątrz nerwowym podnieceniem. Niesympatycznie Udawać w łóżku ( mając w swoim ubogim zanadrzu ) barchanowe koronki. Obietnica gaśnie jak lampa ( której brakło oliwy ) na serce rzucająca mrok. W ręce chuchając ( z alchemią słowa ) przyszła sąsiadka z potrzebą mówienia .
W oczy wchodzi jej ogrom słowa. Głowę nękać poczyna ( głęboki jej dekold ). Bez owijania w bawełnę ( pociąga ) w tak wieczorowej porze. Wzdychając, Całym mną zawładnie. W oka mgnieniu we władcze poczucie się przemieniam. W determinacji świadomość się utlenia ( a może ) zadziałała - sfera mentalna? Dla uniknienia ( wymianę zdań ) na później odłoże. Milczenie jest złotem. Zgodnie w jakimś ( nie do uniknienia ) momencie - wpadamy w sidła kobiet.
pokalanie poczęta ...
Ze złoconymi cętkami w gorsecie biegnie ( druhna ) nocą natchniona. Po łuku gwiezdnym, dwie komety z krainy czarów. Spacerkiem po stawie Bóbr ( na tyłach imperium ). Pośród sitowia, nadęte wiklin pagórki, W pajęczynę ciszy się wplotły konwalie. Z obu stron - lasu dziedzictwo.
Brnąc ( odarty ze złudzeń ) do odkrywczej chwili wdzięczności ( gdzie ) Wielkie idee szydzą z jedności relacji. Koniecznie, lawirować na skraju przymierza. Wigor zachować. Wyczekując grzecznie nieboga ( zręczna intrygantka ) Z długimi rzęsami. Wywołując dreszcze noc się rozchyla ( lękiem kroczy ).
Rozwidnienie ( więc ręka ) się lęka dotknąć - coś co włosem porasta. W obnażonej ciszy bezkarność się czai i rośnie moc pokusy. Pozornie naga, Od stóp do pasa godności w ogromie milczenia - bezwstydny ruch ręki. Bezrozumna ręka ( nie mająca rozumu ) w ciemnościach bezkarnie się błąka.
W istocie pasa ( rodzą się ) oswojone biodra - zawsze lojalną podporą Pomiędzy wieczorem a świtem szeptem gładzone z miłosną sennością Ciała wtulone w odgłosy zwierzeń drugie istnienie w szczęścia ekstazie, Milczące lustro pomyłką i piekłem. Napoczęte panny czas wydać !
Hammock ...
w pośpiechu telefonów dni się przepychają w ferworze istnienia gwiazdy zawieszone w materii czasu ziemia w obiegu zamkniętym wszystko się kręci jedno po drugim możliwe
serce wali syczącą tajemnicą na Dzień Ojca trochę pamięci najpiękniejsze kwiaty uśmiechy ciepła na wszelką pomyślność czerwone wino i tort docenić ojczulka jak to możliwe przytulić kochaną osobę
na Dzień Ojca ... córka kupiła mi hammock duma w nas rośnie i dzień taki szczęśliwy rozwiązuje języki nabrałem ochoty by się pohuśtać, odleżakować wcześniejsze sprawy uwielbiam jedno i drugie.
niebo bez chmur bogactwem wiatereku przyjemny powiew jesień sucha posiedzę w hammacku będzie mi dobrze
raptem los sprawił figielka wokoło ani jednego drzewa!
patrząc ponad wszelką wątpliwość
Bóg jest wszechmocny świadomy wzajemnej relacji w nabożnym skupieniu
Przez sześć dni tworzył On wszechświat w harmonii proporcji jest symbolem wszelkiego bytu
Niebo utrwalał Osobliwością sklepienie nad wód bezmiarem obłoki puchły pomiędzy stromiznami przełęcze umacniał fundament ziemi
Swiat obraca się w dzieło sztuki przez otchłań nocy nie było widać kuli słońca ani tysiąca mrugających gwiazd.
Chcący doświadczyć nastroju ziemi Okrążył skamieniałą pieczerę rzeki i morza wciąż bedą się mieszać żywe istoty ulokują się w centrum.
Wszystko, powiązane jest z Nim Bóg jest ( Stwórcą ) wszelkiego istnienia, Człowieka na tle rzeczy martwych stworzył na obraz i podobieństwo.
Człowiek nie jest dziełem przypadku. Jest wszelką sprawczą przyczyną Bóg stworzył męzczyznę i niewiastę Tym samym człowiek jest wyjątkowy.
Bóg Stwórcą Nadprzyrodzony ... Zaprojektował wszechświat aby tworzył logiczną całość w uporządkowanym Wszechświecie.
Laicyzacja wyznająca filozofię naturalizmu wykluczyła Boga w zjawiskach nadprzyrodzonych! Nikt dotąd nie jest w stanie udowodnić Gniewu Sodomy w budzącym grozę sacrum.
Krytyka na nie istnienia Boga Siejąca zwątpienie Siewcy Wszechświata Jego właściwości niezaprzeczalnych Stwórcy świata i ładu wydarzeń w kosmosie.
Nawet największe ziemskie teleskopy świadczą o istnieniu galaktyk w kontekście Wielkości Stwórcy Który do bytu świat idealny powołał.
skrupulatnie ...
po raz któryś wertuje zapomniane stronice rzeką (nie) pamięci
wirem zdarzeń na grzbiecie życie się kłębi
odplątuje rysopis od nadmiaru wspomniń
patrząc pod nogi nagle wiosna w ogródku
lew - koń - ja kolejna radość poskromiona
faktura życia to obowiązek bycia człowiekiem
mój próg życzliwy otarte drzwi posługa ludziom
do sedna życia prowadzi droga cykliczna
pod obcym niebem niczym Syzyf toczę skałę
cztery dekady daleko od kraju rzucony emigrant
kołysanka z Alaski ...
Od wczoraj zawzięcie kurzył śnieg w dróg krętych zawiłe rozdroża więc scieżka do lasu zaduta nie widać tropu renifera.
Gdzieś na Alasce zmarznięte koło na biegunie i w mrozie skuty Wielki wóz. W kominku sennie ogień gaśnie upstrzona drzemie dobranocka.
Chłopczyku stuśnij oczęta senne dzisiejszego wieczoru wykrzyknik a drogę do spania niech Ci uścieli księżyca długa uwolniona noc.
Tam na księżycu pan Twardowski ze srebrnych monet kuje sny, niedźwiedź mu żaru dosypuje w rytm skocznie nogom przytupuje.
Zadute śniegiem Trapper Creek, w odleglym Yukon zapadł w sen znużony rębacz - lumber man w koszuli kraciastej każdy dzień.
On grube kłody w lesie tnie i gdzie wióra znaczą jemu dnie w wichurze huskie wtulil łeb klejom się oczy reniferom.
Wygasło tlące się ognisko wreszcie usnołeś nasz syneczku niech zorza jasna znad Denali znów baśń opowie kiedyś Ci.
2005, Denali, Alaska . napisany dla 10 latka, synka Kubusia - który, był z nami i babcią na wycieczce.
Ales Starkov - Lumber Man
Uciekła radość …( Kubusiowi na 8 urodziny )
Osiem balonów uniosło się w górę Wszystkie dmuchane i kolorowe. Osiem balonów musnęło gałęzi Wolność wybrały uciekły z uwięzi …
Jeden pofrunął aż dotknął słońca – pękł Drugi, wzdłuż drogi nie dotarł do końca – pękł Trzeci, odpocząć chciał na kaktusie – pękł Czwarty, wpadł oknem jest w autobusie – pękł Piąty, fruwając zaczepił o druty – pękł Szósty, się wyrwał poleciał na skróty – pękł Siódmy, wciąż krąży nie podjął kierunku – pękł Ostatni, wątpliwy drugiego gatunku – pękł
Osiem balonów razem kupione Dzisiaj już wszystkie są zagubione Wolność wybrały do niej leciały Chciały pozostać lecz odleciały.
Bujna fantazja …
Naprawde, dziś rano, ktoś mnie uprowadził Trzech, zamaskowanych zbirów Zatrzymali mnie na chodniku Kusili słodyczami i zabawkami A kiedy, nie chciałem nic od nich wziąść Złapali za kołnierz, czapke naciągnęli na oczy Ręce wykręcili do tyłu, związali Wrzucili na tylne siedzenie w czarnej limuzynie, Powiązali łańcuchem brudnym i zardzewiałym Oczy i usta za-kneblowali aby nie krzyczeć Nie widzieć nikogo nie poznać po głosie Jechali ze mną 30 minut w ogromnym strachu Z klątwami ci łotrzy wyciągli mnie z auta Ciągnęli po schodach po mokrym bruku W piwnicy to było, bo czuć było chlód Przywiązali do kraty co w oknie tam była Ktoś-kolwiek rewolwer wyciągął i trzymał za spust To była ogromna tragedia … Bardzo się bałem, nie byłem wesoły Przez to się właśnie spóźniłem do szkoły.
Synowi Wojtkowi ... 1994
córce Joasi na wiano…
Dziywce . . . wiedz’se
kiedy pomremy a Ty siy ostanies
nie boj siy nie strochoj
nie bedzies sama
dostałaś w spadku nase geny nase serca
Wiydz’se …
przeloli my na Cie naskom miyłość
Tyś jej owocem
a kiedy dojrzejys połąc jom z insom przekoz dalej potomnym
weź ’se do serca to wozne przesłanie
Andrzej Pitoń – Kubów Chicago, 2001
a my mamy wnuka …
Na początku był spisek plemników więc plemnik spadł im z serca tak tajnie że nawet Bóg o tym nie wiedział jak układali ” puzzle ”z dwóch ciał ale dziś słyszy już cichą modlitwę zagryzanie warg w przestrzeni pomiędzy prętami lóżka trwa próba pierwszy krzyk i kilka wdechów wzdłuż pleców niepokój pierwszego życia
“na szczeście wasze dziecko będzie urodziwym chłopcem”
Zięć z wywieszonym jezykiem zlizuje klej ze znaczka aby dać radość dziadkom w Białym Dunajcu w Polsce że w budynku szpitala w miasteczku Palos Park w którym Joasia Dańko z panieńska Pitoń pierwiastka jak każda kobieta z przeznaczenia wypełnia boskie polecenie na mechanicznym łóżku bez siennika w obecności męża który głaszcze jej wieże brzucha trzymając za ręke do-głębnie obgryzał paznokcie gdy bolące skurcze to nic przyjemnego pozostaje nadzieja, że będzie tylko lepiej
Emocjom rodziców fascynuje się sierpniowa noc przełazi szczelinami zasłon księżyc wpatrzony w okno z nieba błogosławi lekarzom położnym pielęgniarkom w macierzyńskiej posłudze ze znieczuleniem po 18 godzinach “krzyżowej męki” głośnym płaczem wypełnia się rzeczywistość na pępowinie poza ciałem przynależy do tego świata gdzie ziemia obraca się pod nogami gdzie przyciąganie ziemskie jest regułą gdzie zaorane pola są białe od bocianów gdzie ściernisko odwraca się twarzą do ziemi gdzie niebo u wezgłowia obsypane gwiazdami niech będzie miłością i świętym obcowaniem
OK - uwolnić ( kangurka ) z adoracji matki pada odezwa - możecie przeciąć żyłe żywota ! w kierunku służby i asystentów komenda ( spod maski lekarza ) umyć, zważyć, pomierzyć zapisać w metryce urodzenia boy ; Andrzej Adam Danko poczęty z woli rodziców Janusza i Joanny 16 sierpnia tuż po 10 pm, zaczęło się życie w pieluchach z pierwszym ssaniem narodziło się ( babe miłości )
Oni wpatrzeni na cząstke siebie - maja pocieche - a my mamy wnuka.
PS…16 sierpnia 2005, wyzdajane w szpitalnej poczekalni, nieco pózniej uzupełnione
Andrzej Piton- Kubów – dziadek
Yellowstone Park ...
Kiedyś ... lat temu naście z połowicą i dziećmi odkrywaliśmy Dziki zachód cichy pusty dziewiczy mało kto idzie czasami jedzie. Cudowaliśmy się urokami Montany Yellowstone Parku wokół zalegał przeżyty dzień i mrok utkany gwiazdami zastyga zieleń traw lipiec wiruje rojem much trzmieli i gzów blisko stado bizonów (buffalo) w gromadzie około 200 ustatkowanych wyszły na wieczorny żer.
Milczeliśmy z zachwytu wsłuchani w rytm wrażeń patrzeliśmy na siebie … na długi rządek samochodów rumieńce reflektorów na flesze kamer w ciemnościach zachwycone sobą zwierzęta rozjaśnione blaskiem chwili której,za moment nie będzie gdy słońce zachodząc zdezerteruje.
Rozjechać się proszę ... Rangers(i) przeganiają nas gapiów tylko pamiątki w pamięci zostaną na papierze utrwalone zdjęcia.
Nieco podalej na leśnej przecince znów wylewał się szelest pogłosem skubanej trawy para łosi ... klempa z bezradnym potomkiem z podniesioną głową przyroda się łasi nad nami koło księżyca.
Crazy Horse – Szalony Koń
Sanktuarium skalne w górach Black Hills South Dakota, 1999
Nad okolicą bezgwiezdna noc i cisza medytuje przykuca ogrzane powietrze szeleści pomiędzy głowami prezydentów duch i ciało górzystych skał na tle obłoków mroczne dzieje bez sankcji nie przywykłe do takich widoków. Na rogu nieczynna latarnia i księżyc na granicy złudzenia zanosi się na deszcz.
W kłębowisku mgieł Głowy Prezydentów postarzały się o jedno życie. Crazy Horse w galopie - Świętych gór. Szalony Koń - głowa i korpus o historię potykał się kilka razy nie poddając się presji galopuje z wysoko uniesioną głową. w powietrzu burzy ogólny pomruk i niebo częściej zabłyszczy i trzask się rozległ z piorunowej iskry jęk potępieńczy w dół doliny się stoczył łomot i strach zdziwionych powiek.
Jaśnieją oczy Wielkiego Wodza i galop kopyt po łące równej jak stół w ślad za odwagą serce Korczaka - rozpędzona nadzieja rodziny Ziółkowskich koń z ziemi łona zamieniany w monument.
Warczą maszyny wśród gór historia się snuje odgłosem w powietrze wysadzanych skał z sukcesem lata te lepsze mijają się z gorszymi o wyrwy się potykają bo skała tutaj trudna aby świat się dowiedział, że Człowiek ( czerwony ) miał bohaterów i mocny swój argument potwierdza - Indian Claims Commission.
Siuksów prawa milczącą blizną w pamięci pióropusz wodza i słońce co głowę praży coraz wyżej się wzbija skalpowanie skał spełniając życzenia Indian z Pólnocnej Dakoty.
Nie trwóż się druhu że pracy jeszcze tak wiele. Szalony pomysł z rumakiem, doczeka się dzieła Na wzgórzach dziś noc więc młoty i grzmoty umilkły Przyszłośćią słowa z testamentu Korsaka.
Ps. Korsak Ziółkowski - wybrany przez tutejsze plemię Indian kamieniarz - artysta - polskiego pochodzenia, projektant wiekowego dzieła Crazy Horse w masywie gór Black Hills, w Południowej Dakocie ... ho, ho - pracy zostało jeszcze na co najmniej - 50 lat !
tam gdzie kończy się zachód ...
Gdzie góry majaczą na horyzoncie Montany dwaj wojownicy z plemienia Flathead w bezksiężycową noc jadąc konno do swych osad pod wzgórzem płacz dziecka w niebogłos usłyszeli na skraju lasu w pobliżu wzgórza – Flathead
Przeszukali zarośla w czarnej paszczy nocy - znaleźli niewinne nagie maleństwo leżące na powijaku z frędzlami ze skór zanoszące się trwożnym płaczem w ciemnościach wyglądało [ white skin ] *
Wzięli je - no bo jakże mogli zostawić ?
Jeden z nich otulił je wełnianą pledą kołysząc obłęd w rytm pustki - utulił zarośniętą połówką swej twarzy umilkło ... nie ujechali z 300 yardów kiedy zew - wilczy - skowyt wydobył się z ust niemowlęcia wywołując panikę i nerwy.
Wrzasnął ten co je wiózł – spłoszyły się konie poderwał się krzyk dzikich gęsi nie wiedząc co zrobić z takim donośnym wyciem w tej okolicy nigdy nie było wilków z niedowierzaniem odrzucił precz zawiniątko, wpadło w zezowaty nurt rzeki – Flathead sami galopem pognali wzdłuż brzegu za skrętem dali odpocząć zmydlonym koniom sprostować plecy się zatrzymali.
Zachodni wiatr dryfuje nad zarośniętym poboczem w kierunku płaskich rozlewisk szpalerem brzóz przydrożnych miotając nakręca naszą pamięć z tutejszym rozdźwiękiem indiańska ballada
Ps. Z wycieczkowych wojaży po dzikim zachodzie – początek sierpnia 1992. (zasłyszana od Indian - Flathhead - ballada o białym wilku)
• white skin – biała skóra
to była straszna chwila …
Nabrzmiały paniką kadłub spazmatycznie łapie powietrze oszronione skrzydła trzepoczą w turbulencji palce zakleszczone na gardzieli fotelowego oparcia trwożne oczy wychodzą z orbit zapatrzone w zatrzaśnięte klamerki pasów bezpieczeństwa wśród strachu oswojona cisza w milczeniu szuka schronienia w oddali ponad otchłanią ryzykowny ląd wytrzeszcza oczy
Bezradne stewardessy przyparte plecami do siedzeń w oczach bezsilność z bezradnością i lękiem ich włosy żądają poprawienia na czole pot domaga się otarcia wargi odmawiając modlitwy stają się coraz bledsze w trzęsawisku chwili modliliśmy się szczerze Chwała Bogu i Chwała ! Nareszcie ziemia.
bananowa republika
w mokrym podkoszulku podarowałaś mi wieczór wspaniały marcowy jeden z tych wakacyjnych pomazany olejkiem blokującym przy butelce szampana tropikiem ozgrzane ciała pieszczone słońcem prezentują się ładnie
na plaży ślady stóp podobne do słów które tak ładnie dobieramy dość intensywnie na skróty opowiadałaś o wyspach dziewiczych gdzie lato w sile wieczne jesteśmy szczęśliwi i rośnie pragnienie
gdy świat już czule spał dotykają się nocne pejzaże tuż obok w hotelu duszno było od swiateł gdy w różu legła jak zawsze
( rozepnij mi stanik )
kobiecością zgasiła światło aby w ciemności błądzić i szukać się odnajdywać.
PS. moja 50 na „Wyspach dziewiczych” w marcu 2000 roku
fruwające oczy
mijające się jachty wymieniły uśmiechy w niedzielny poranek o 9 tej rano przyciszonym głosem do obok przechylonej w moją stronę mulatki z ryzykownym zachwytem ze smyczy spuściłem myśl moralności proponując jej widokowy rejs
miss pokładu w skąpym odzieniu wyraźnie zszokowana popełnieniem błędu rozejrzała się dookoła szukając formy odmowy
spoliczkowany jej nieufnością odpłynąłem wzrokiem w przeciwną stronę oślepiony słońcem wertuje chmurki na niebie.
PS. moja 50 na „Wyspach dziewiczych” w marcu 2000 roku Karaiby, całodzienny rejs jachtem wokół wysp St.Martin, St.Thomas, St.John, St.Croix, St.Lucia
Niedokończone dzieło …
Ekspansja - III (trzeciego) wymiaru
przejęła ster gniewnego myślenia
wyłamałem się z normalności
skrzyżowania przypadków.
Prawda otuliła się kłamstwem
w usta nabiera powietrza
tropy prowadzą w nieznane
pędzącymi na oślep mózgami
Niedokończone dzieło
Busha - ojca
Pustynna Zamieć
mówią o niej w potrzasku
żołnierze czują .
co się zbliża
już nikt nic nie zmieni
Rozkaz – Wojna !!!
Wszędzie krwawa nienawiść
i piana zemsty na ustach
poplamione palce
przybiciem "stempla"
ślepe drogowskazy
szepczą z Pentagonu !
Za maską się skrywa
łamigłówka – XXI wieku
Krzyk nam tylko pozostał !
Ostatnia godzina ...
w cieniu przerażenia
działa gotowe do walki
pomiędzy teraz a jutro
winy zawinione
oddech codzienności
warkot samolotu
huk naloty konwoje
płyną morzem i brzegiem
rozsadzają powietrze
maszerują czwórkami
tupią ciężkimi butami
na uciechę Lucyferowi
balistyczne rakiety
pod gwiaździstym sztandarem
w sześćdziesiąt dni
Bóg i jego przyzwolenie !
Pomiędzy podziwem a gniewem
z wymalowanym krzykiem
ze łzą w mętnym oku
w odległą krainę
kroczą niedopatrzenia
wciąż po omacku
rzadkie wzruszenia
cała przyszłość w przeszłości
załamał się schemat
Trzeba spojrzeć
w wykolejone oczy
złe myśli i moc
zamachowca – samobójcy
w aureoli wiary
czekającego na rozkaz
Allacha …
śmierć w zakrwawionej koszuli
uczyni go najszczęśliwszym
w pustynnej zamieci
za murem zbuntowanego miasta
smutny żołnierz czeka
z bronią gotową
do strzału
Znienacka garść kul
na twarzy grymas bólu
ducha i ciała
przeznaczeniem
zgiął się wpół
upadł miękko
kierując spojrzenie ku niebu
początek i koniec
smutne anioły
z każdym kolejnym dniem
umierają na jałowej pustyni
w pośpiechu nachalności
wysoką cenę płacą !
Tylko łzy …
Rzeka łez …
Morze łez …
Wyleje rodzina w Chicago.
Chicago, kwiecień
Halloween Day
Strachy, duchy, kościotrupy,
różne zmory nas straszą ...
Nie zrobiłem nawet trzech kroków
kiedy spotkałem ducha
jego dłonie były zimne i lepkie
Potrzebował wskazówek
jak może dotrzeć
do cmentarza
Spotkałem wnet kusiciela
ale on nie miał złych zamiarów
potrzebował pożyczyć
pompkę do roweru
Zobaczyłem wampira
jemu nie była potrzebna
moja krew
Brakowało mu tylko
jednego dolara
mówił - że
na cukierki
Spotkałem czarownice
na deszczu z miotłą
wcinała mirabelki
pachniała czymś dziwnym
kiwając głową
była nadzwyczaj
łaskawa
Aż, się wierzyć nie chce
spotkałem tyle
przemiłych istot
w tak niemiłym dniu.
ANIELE ...
Sterniku mej duszy
strzeż mnie
od grzechu chroń
oddal gniew
w pierzastych skrzydłach
schroń
i czuwaj wiernie
prowadź za rękę
przez drogi kręte
trudnych chwil
życie przewrotne
szaleństwa kratki
pijaństwo nie zna mety
ziemia wilgotna od łez
z nawiązką wzgardy
idziemy po grudzie
do kresu podróży
ku złudnym mirażom
z zamkniętymi oczami
po czas niezmierzony
nabrzmiały wstydem
obraca się w kółko
Sterniku mej duszy
podążaj za mną
gdy ścieżkę w życiu
pocznę gubić.
Ostojo pełna nadzieji
stój na straży
poczucia twardości
u wezgłowia głowę
osłaniaj skrzydłami
niech stanowią zaporę
w głąb duszy
dryfujących złogów
drobnych przerw
perturbacji
pełen żałości
błędy moje wypleń.
Aniele
podaj rękę
nieziemską
gdy stęchła noc nastanie
w modlitewnym geście
zapal świece
by drogą ruchliwą iść
spokojnie przejść
niechaj odwagi
nie zabraknie
przed tronem Pana.
strach dokuczliwy
w gardle narasta
stale
oglądam się
za siebie !
Bóg i cwaniak w dialogu ...
Bóg … Odezwał się doń dobrotliwie …
Czy chciałbyś się poczuć władcą
na chwilę - pokierować światem ?
cwaniak… “OK” – pewnie, że tak ...
Z rozkoszą przejmę Twoje obowiązki …
Ale, gdzie jest Twój pałac, Twój tron ?
Gdzie berło ?
Najważniejsza jest dla mnie umowa
Co za co ... za ile ?
Jaka będzie za wszystko zapłata ?
Moje świadczenia ?
Kiedy przerwa na obiad i jaka długa ?
Należne wakacje, przywileje ?
Co się stanie gdy się rozmyśle ?
Bóg … Każdy z nas z cierpkim rozczarowaniem
ma swoje marzenia ...