Swoku Poeto ...

W siedemdziesiątym szóstym
w ostatnik dniak pażdziernika ...
stare drzewa ( jasienie i buki )
napęcniałe kręgami roków
zrucajom ze siy struchlałe liście

( Widzioł to siedzący na krawędzi pościeli
Swok - poeta Stanisław Nędza Kubiniec )

z niepokojem spoziyroł w nieba powałe
na obroz do którego ludzie siy modlom
słuchoł upływu casu, muzyki chmur
zawiesonyk nad nieoddolnym Giewontem.

( wycisony - ni mog siy nacudować )

Od Stanikowego Źlebu – migrująca
źlebem wąwozu jakosi zmora / fobia / widziadło
w okulałej rzecywistości włosnego cierpienio
ręka wsparto na sękatym kośturze
dygoce na spokrewnione troski
z braku perspektyw kręcom głowami
na Nędzówce siyły jednocom
kiedy cel jawi siy mgliście
przez całom noc nie spuscajom ocu

Chałupa, wsród rymowanych wersów
od kołyski bytu ośklono weranda ( mo sosrąb i serce cieśli )
w starym zwyku kwiecistych motywów
ryzowane stołki - chełpiom siy sobom.

( kozdo historia mo swoj pocontek )

Niescęście * z hukiem drastycznej sceny
ciche tykanie silnika i droga nie przejezdna
bez pozegnanio z gardła ostatnie tchnienie
ni ma nadzieji - ciekawscy stanyni wokoło
pociesajom siy w myślach
cokolwiek pomyśleć paść na kolana
pokornie spróbujemy przetrwać.

( kozdy mo swoje odciśnięte myśli )

Markotno izba – w niej ból - męka - łzy płacu
Poeta - niemocom wieku do pościeli przykuty
broni siy przed ciała bezwładem
za słaby sprostać dzisiejsym realiom.
Pióro wymyko siy z palców, cięzko duchota
i głos nieśmiały z niskiego pułapu cornej izby
patrzy na chmur zogony – po niebie
barwami jesieni siy przewolajom.

Zyciowy labirynt i noc na przemyślunek
w mroku majom swój odpowiednik
w obawie przed płochliwym niebytem
ocy na ościerz ozwarte ...
znikajom w odgłosie ciemności
tworząc beśpiecnom przestrzyń - palce
skrzyzowane dlo pokrzepienio dusy
( tak rzodko o niej myślimy ).

Na znak wiecnego spokoju
kościół wypchany po brzegi wzruszony oprawom
puls skrzypków echem ślochanym w oddali
cmentarny głaz na Pęksowym Brzyzku
kości i śmierć w nik uwikłano
słowami tropacji zaciśnięte powieki
nicym cierń ostu nieustępliwy pociorek łez
językiem smutku rachuje siy z kozdym
na poziomie śmiertelnej powogi.

2

Z Nędzowki mgła nicym mlyko z gielety siy ślywo
nad Zokopanem w gryzącym smogu siy pławi
kilkaset dni w zatorze drogi do nieba
kozdy dostaje to na co zasłuzył ...
Przesłość w Polanak, mo nowe schlybiania.

Po ul. Nędzy Kubińca, kulig, zynie w porywak
norymności, sonki ciągnom góralskie koniki
Wcora i dziś uniesieniem nasiąkniynte śpiywy
Odgłosem raźnym / na homontak / brzękolom turliki.
Ozjorzone fakły / pochodnie / skrzom siy w ciemnościak
noc wschodzi promenada gwiozd urokiem
sylwestrowej nocy - migotajom - syndyj ik pełno.

Następnego ranka patrzymy z Józkiem Bukowskim
Tyrałom w okna sąsiada ( z pod Ludówki ) ...
Romek Siecka – gęśle przycisnięte pod brodom
Dwa esa wąskimi sparami do ucha ślom odgłos
Na takie okazje ocy przymknięte z fantazjom
zgrzeblawe palce, hipkajom po dydze - lawinom nut.

Jest muzyka; Chotarski, Karbowiec, Cesławek ...
w kumoterkak – Polaniorze – jadom – w paradak
Liście podstolu - wetkniynte za kłabuk ...
i uśmiech niesom dziywcęta, ramieniem objęte
w ocak namiętne, opaterne, troskliwe wyrazem
do potęgi, droga utytłano losowo
nicym przesłość sfatygowano
starzeje siy w ocak.

Posiady na Nędzowym Groniku – w cornej izbie
gowiedzi gwor – dziawkajom, holofiom,
śpiywki siy rodzom i brzęk basów ...
odlatuje pokornie pod niebo, tłem precki ...
– sto se jedna sto se dwie ...
w poprzek Pitoniówki ...
cwoło grzbietem Kierpcówki,
coby siy kiedykolwiek odnalyść.

Polany moje - - - rodno wsi - - - skolno ziymio
od dowien downa - - - zawse tak samo
ozrucone pod Regli stopami ...
Smreki dorodne za oknem - - - las
ozcesany grzebiyniem holnego
Wiatrołomów – krocie – tak w koło i w koło
na nik wzrok zawiesony.

3

W tyk samiućkik rokak ludzie moc narzekali
brak prądu codziennym zjawiskiem
Węgiel, cement, pustoki, limitowane przydziały
w GS-sie na Nędzówce ... dłuuuuugie kolejki !
Miyso, mąka, kawa, cukier ... na kartki ...
Na półkak muśtarda i ocet !
Rówieśnicy skrycie marzyli o obcyźnie
Tu – nie uświadcys przysłości – jes’t kryzys !
Choć tu nasa dziedzina – Swoku Poeto ...
ino nie kontrakt – za jakie grzychy?

Skoro zyjemy ... umrzeć musimy ...
teraz ... ostaje ino ... to drugie ...
na pore chwil / miejsce na wyznanie /.
Przyńdźmy sie końdek po Podholu
Nic nie jest tak - - - jak drzewiej było ...
- - - koryto Dunajca zamulone, spowolniało w rytm marszu,
- - - do pasa zaloło zasiedziany Ciorsztyński zomek ...
- - - Kostka Napierski ( desperat ) nabity na palu ...
- - - w poemacie dumnym - bo chłopskim ?
- - - Wtoz siy dziś nad nim ( do cna ) uzoli ?

PS.

*syn poety Jan Nędza Kubiniec, niecały miesiąc przedtem zginął w wypadku samochodowym, jadąc w odwiedziny do szpitala, gdzie leżał chory ojciec. Ojciec do końca nie dowiedział się o śmiertelnym wypadku syna.

Swok; poeta Stanisław Nędza Kubiniec był krewnym po mieczu mojej matki Julii z Nędzów, serdeczny przyjaciel mojego ojca Stanisława Pitonia Kubowego. W czasie okupacji przez pewien okres ukrywał się u nas.
Ks. Władysław Zązel

Jest w Beskidach dziedzina ... ( tako se haw - bajda )

Jest ogromno tułaco rodzina
Ozprosono po calućkim świecie.
Brat o bracie nie śmie zapominać
Poznawać siy w śnieżne zamiecie
Podążając do celu w chwili dostojnej
W góralskiej pielgrzymce dziejowej
Krocać uparcie krokiem miarowym

Od wieków bywali owiecek pasterze
Bacowie na bacówkach przy watrze
Ręce po łokcie w bacowskim ukropie
Coby rzec w posłudze nabierała rozpędu

Spomiędzy beskidzkich gronicków
Z poszumem anielskiej ciszy
Dojechoł tu ku nom i stanon wśród nos.

Pokwolony – jakoz siy mocie Rodacy ?
Witomy Wos w gościach – Jegomościu.
Mitygujemy siy ino, cemu tak nieskoro?
Cy Wos nie kciały „władze” wypuścić ?
Uciekać stamtela, Wom siy nie opłaco.

Drogom zeście krapecke zmęceni?
Słychno jak serce Wom w piersiach kolace.
Pozwólcie, spocnijcie z nami kolwicek...
Daleko od Dębna od Kamesznicy
Wpisanych mocno w pamięci
Odpocnijciy se pośród nos
ks. Władysławie, Podhalan kapelanie.

Straśnie Wos dziś momy w zocy
Przeciy ześciy swój nie obcy
Dlo Dębnianów Władek Zązel ( rodem z Dębna )
Choć zmęcenie znać na twarzy
Pocerniate, księzkie spodnie
Widać dobrze gospodarzy
Bo siy trzymo hardo, godnie.

Hań, na samym scycie góry
Przy kościele, słychać o tej porze dzwony.
Dzwonnik dzwoni na paciyrze.
Rozkołysoł dzwon na sznurze.
Rozpędzony, rozpęd biere.
Roz przy ziemi ...
Zaś jes w górze ...
Mo tanecne płynne ruchy.

Bijom dzwony...
Śmieje siy w nik dusa płace.
Dziś dzień zacon siy inacyj.

Słonko w złotej aureoli
z Kamesznicy nos otulo
Cichnom głosy z gór i dolin
i nastaje wielgo cisza.

W ciszy słychno turkot kół
Weselnicy jadom w dół.
Pcho siy druscka i kumoska
Na wór siana do półkoska.

Koń siy z wielkim wozem zmaga
i choć zwiesiył głowe w dół
Jest pokorny nicym wół.

Nie wiy konik ani gazda
cemu taka bodej jazda.

Podziwiajom - - - bierom przykłod
Sprawa bądź co bądź nie zwykło.

( ... ) Wesel hucnyk nie urządzać
Jak siy bawić nie umiycie.
- Bez gorzołki do siy wyzyć
- Modno sprawa dziś na świecie !

Nad miskami, nad dymioncom
Tłustom strawom
Biesiadnicy siy kiwajom
Spoziyrajom w dal niemrawo.

Mało zjedli – nic nie piyli ...
ani siy im w głowach kręci.
Moze siy im dziyń przestawiył
Bo som jakby z krzyza zdjęci.

Tu - wesele - radość - krzyki
Życie mknie jak potok z góry,
A ci godać nie kcom z nikim
chyba smutni som z natury ?

Skąd-ze przeciy – skąd-by znowu !
Majom dziś zmortwiynio powód
Najweselsyk chłopów ze wsi
Tyz casami gnymbiom troski.
Jak być z kumem i nie wypić ...
Coby nie wpaść w osąd boski ?

Oto Paweł – swagiyr Bąka
Rudy Scepon – co siy jąko
Gustek Głombów – z leśnej młaki
Kuba Bystroń – piykny taki
Michoł Kocjan – co był bacom
i Dominik – tyn ladaco.

Siedzom razem ...
Ka popadniy tam siy dropiom
Drapiom siy roz w kark, roz w brode.

Wspominajom, jak pod lasem
GS. ( Giees ) karcme mioł i casem
posiedzieli przed szynkwasem.

Z karcmy blisko do kościoła
Zaś plebania - - - jest naprzeciw.
Chocioz nigdy Zązla noga ...
Nie stanyna w karcmy progak.
Wiy On zawse – w kozdyj chwili
którzy chłopi – w karczmie byli.

( Lepiej siy tam nie obracać ) ...

Powracajom przez pagórek ...
Gapiąc siy na mur scyrbaty,
Przykościelnych ludzi chaty
Scyt Beskidów siymieniaty.

Za to teroz momy - - - ł a s k i !
Kajsi przepod wiatr orawski.
Śnieg nie skurzył w środku lata.
Grod nie młóciył od miesiąca.
Nie przykrywo – baba głowy
Zrąbkiem smatki kolorowej
Kiedy leci na nieszpory.

Dysca nima od Wojciecha ...
Widać cystom Babiom Góre
Ino – owsa – ledwie furke
Ze stajonka siy zebrało ...

Odmówiyli syćka chórem !!!
Trzy pociorki – posły w gore.

Nie urosła ludziom - rzepa
Więkso jako w łońskim roku.
Jarzec nie przysporzył chleba,
A groch - przepod - juz na tłoku.

Nie udała siy kapusta
Bób, korpiele i buroki
Bo, choć wiater – duchać ustoł,
Nie ustały inse plagi.

Polne mysy i nornice
Pustosejom okolice.
Kretów kopce - hań - do kolan.
Zryły wokół ludzkiy pola.

Gąsienice, stonki, mszyce
Kcom przeorać w poprzek glebe
Dziko świnia – to zwierzątko
Przy nik dziś jak niewiniątko !

Tak – gazdowie – idąc wolno
Krajem drogi, ściyżkom polnom
Gwarzom – o tych – plagach roznych.

Kto zawiniył – medytujom ...
Kto nabroił - cym zawiniył ?
Syćkim serca mocniej bijom
Ocy - trwożnie - na plebanijom !

Mało zjedli – nic nie pili
W głowach im się – nic – nie kręci.
Moze im siy dzień pomylył.
Moze insy kac ik męcy ?



Ps. Zacnemu ks. Kapelanowi - Władysławowi Zązelowi ...co dziś nas zaszczycił swoją wizytą , na powitanie pozwoliłem sobie dedykować taką na wesoło - humoreskę.
Ks. Wladyslaw , wsławił się w Polsce urządzaniem – wesel bezalkoholowych...

Chicago , wrzesień 1991


( z  zokopiańska  - - -  po góralsku , troche z pańska ) – 27grudzień 1991roku.

Uzdajoł Jędrek Pitoń – Kubów , specjalnie na Bankiet 15 – lecia powstania Koła Nr. 34 – Zakopane przy Związku Podhalan w Ameryce
oraz zespołu regionalnego HYRNI działającego przy tymże Kole.


Dziś w „ góralskim „
w Wielkiej izbie
i przyległych izbach , izbie
w gęstym ścisku , tęgiej ciżbie
w dymie z cygar popielatym
co to pod powieki wpada
zokopiańsko dziś - parada...

Juz 15 roków przecie
„ Hyrni „ znani som na świecie.
Telo roków mo i Koło
Hyrnym z kołem jest wesoło.

Hyrni , Koła som ozdobom
Powołali siy „ za Wodom „
Dziś rocznice świętujemy
Sto lat obom więsujemy.

Z kozdym rokiem, z kozdym świętem
Choć to prawie nie pojęte
Hyrni - byli tym prezentem,
który swom magicnom mocom
wspieroł Koło dniem i nocom.

W Hyrnych, kozdy tońcyć umie.
Kozdy z kozdym siy rozumie.
Do muzyki , dzwięcnej fale
Oni tak - - - tońcujom stale.

Tu, muzycy majom talent
Stąd wywodzom siy zapewne
Ik nucicek cary śpiywne.

Dziś na płaśni w kółku zwartym
Tońcom panny i kokardy
Juz nie cujom panny nózek
Roz na ziemi, zaś som w górze.
Zatacujom zgrabne kółka
Lotne w tońcu jak jaskółka.
Zamykajom w kółko przestrzeń
Jak jaskółka, tuż przed dyscem...

Teroz witom , miłych gości.
Kieloz zocy i radości
W sercach nasych dzisiok gości.
Zeście przyśli nie zgardzili
Bóg Wom zapłoć , moi mili...

Tyn , co dostoł – Zaproszenie
spotkało go wyróżnienie
kto nie dostoł - niek zrozumie
Jubileusz nie wesele
a to w sumie znacy wiele.
Jest to wyraz życliwości
Wyróźnienie nos przez gości.

Dumni my som z nasych gości.
Momy poru – jegomości...
Witom , kśiędza kapelana
co siy modlił dziś od rana
i prezesów , dyrektorów
co tu siedzom wokół stołów.

Jesce roz Wos piyknie pytom
mnie na imie Jędrek Pitoń.
Z mojej lewej,
Nasa - „ prawa „
Miss Lukaszczyk Stanisława.
A cy lewa , cy jest prawa
Nie moja to wprowdzie sprawa,
aby dobrze poznać Stasie
Poronianka w pełnej krasie.
Obwód w biuście
w biodrach
w pasie
skoda godać po próźnicy
kielo Stasia w biedrach licy.

Nasa Stasia , dzisiok jakby
w dwóch spódnicach
w bluzce biołej
i smatecce tybetkowej
dwoi siy i mienio w ocach
skoda ino jej warkoca.


Na goralskiej bluzce lnianej
co mo rękow dziurkowany,
w pełnej krasie - kwiat gencjany.

Krojem swoim , ksztaltem swoim
gorset świeci siy rzęsiście
ornamentem w osty w liście
w kocie łapki i powoje
prezentuje wdzięki swoje.

W tym gorsecie w pasie wciętym,
wygląd mo dziś wprost odświętny.

Bądź co bądź w Zarządzie rządzi
Słuzy ludziem i nie mąci.
Preferuje demokracje
Nie bez racji mo tu racje
Sprawiedliwa w swym osądzie
Przez to miejsce mo w Zarządzie.

Nie zaginie Stasia w chmurach
ani w polu przy robocie.
Tako Stasi juz natura
z downych casów
ze, na plotki ni mo casu ...

/ Niek tu padnie słowo - Amen. /

Ej - - - jak chyce kłonice
Ej - - - jak cymsik cie zdziele
Śpasów ci siy zachciywo
Tego juz jest za wiele.

Ktosi powie , ze pewnie
Stasia mo tyn stan gniewny,
z rozzolenio ?

Zarząd Koła dziś na przedzie
bedzie siedzioł przy obiedzie.
Bo do siela sami wiecie
bądz robili przy bufecie
bądz , bilety kasowali
zawse z tyłu obcowali.

Pracowali w pocie czoła
Poswięcali siy dla Koła.

Dzisiok - zasła pewno zmiana,
dla Zarządu som uznania.
Święto swoje dziś świętujom
w pierwsym rządku obiadujom.

Tak zarządził prezes Bobak
ale , zanim sie odwozył
okulory na nos włozył
medytowoł i rozwozoł
po cym syćkim tak odkozoł ...
- - - stojąc przodem - - -
z owróconom bokiem - - - twarzom ,
- - - w geście co wyrozo / p o w e r /
Godoł ostro i odwoźnie
ale , patrzoł dość przyjaźnie
- - - jak widzicie dzisiaj sami ...
- - - widać, długi stół i miski.

Nad miskami , nad próżnymi
Nasi goście siy kiwajom
spozierając w dal niemrawo.
Nic nie jedli - nie wypili
A za „ tykiet „ zapłacili !

Ani siy im w głowach kręci
siedzom jakby z krzyza zdjęci.

A tu Bankiet , Jubileusz.
Winna radość być i krzyki.
Życie mknie jak potok z góry
Chłopi - smutni som z natury?

Jesce troche casu minie ...
zanim humor chłopom wróci,
po świątecnym mocnym winie.

To tyz prowda, ze choćkiedy
nojweselsi chłopi z dziedzin,
cęsto majom ludzkie troski
niejednego - boli glowa.

Bobak - mnie kapelus w ręcy.
Pewnie patrzy mnie przeręcyć
ale, zanim tak siy stanie
musi ścierpieć to kozanie.

Andrzej z Frankiem świętowali
i u Franka przebywali.
Potem syćka w Downtown byli
i u Jasia siy gościli.
Jasiu gościł - tate - stryka.
Zjedli wspólnie pół indyka . . .
Wieprzowine jedzom stale,
wiecie o tym doskonale.
Wypili se gorniec wina.
Bo rodzina - - - to rodzina.

Podziwiojmy , biermy przykłod
Sprawa , bądz co bądz nie zwykła.

A od Janka , zaś do Franka
Posiedzieli za szynkwasem.
Urodzali mocnym głosem.
Długo z sobom obcowali
az, narescie - - - zadudali.

Tu, uzyli mocnych glosów
jak przystało na Dudosów,
kolędziołke – Małemu...

Potem bić poceny dzwony ...
nikt z nich nie był podchmielony.

Syćka pośli do kościoła.
Tam - plebania jest na przeciw.
Ksiądz ich z sieni do siy woła.

Chocioz nigdy księsko noga
nie stanyna w karcmy progu,
wie on zawse , w kozdej chwili
którzy chłopi w karcmie byli,
co godali , co wypili
i cy potem siy modlili.

Nieroz probosc rozłoscony,
grzmioł w niedziele wprost z ambony.
Kto i kielo razy zgrzysył
i jak diabła tym uciesyl .

/ juz za chwile bedzie / ... Amen

Jędrzku, Franku ...
Przepytujem - obok - razem.
Chcecie klękne przed obrazem.
Cy tak było , cy nie było ?
W Swięta jednak zawse miyło.

Teroz na mnie kolej będzie.
Jo , to zawse w drugim rzędzie.
Jo , se chwole nie narzekom
od piyrsego wse uciekom.

Bo, jak wiecie - - - ku piyrsemu
Syćkie baby nie wiem cemu ?
Syćkie pchajom siy ku niemu.

Bobakowi - - - to pasuje.
Niek nom długo prezesuje.
W zdrowiu , scęściu i radości
ku pociesze nas i gości.

A o reście syćko co wie
juz kto inny Wom opowie .

o Sulejach i o Rybkach
o Bachledach , Majerczykach
mom tu jesce długi wykaz
nie zabocme o Koenikach
o Kubańskich i o Bzdykach
o Fiedorze sycko co wie
nasa Stasia wom opowie.
Ale, pokiel tak siy stanie
Muse skońcyć to „ kozanie „ .

Mój wielebny Kapelanie
dlo Wos , tyz siy cas dostanie.
Zmówcie modły , rytuały
Jesteście w tym doskonały.

Bo, po wasym słowie – AMEN...
Bedzie w izbie wielko wrzawa
Dojdom na stól, miski , strawa . . .
Koło misek stawiom łyżki, ( może - whisky )
Pocnom chlipać , degustować
Wy - - - pocnijcie kolędować
Kolędować - - - Małemu ...
Jezuskowi , Chrystusowi - - - swiezo ,
Naro-dzo-nemu ... ( teraz odśpiewać kolęde )
Klub Narciarski „ TATRY „ – uroczysty bankiet XX – lecia istnienia Klubu.

Przyjdzie biała zima ...

Dziś naprawde wstołek rano
Na zadatek jeść mi dano
Nic nie robie
Gwizdam sobie
A tu przecież ludzie inni
Byli w Klubie bardzo czynni.

Julian gonił, choć stary
Bobek zliczal „dulary”
Kaczor czyścił puchary
Jola w kuchni się krząta
cosi w kśiążkach pisze
Potem wnuki kołysze
i szyje i pierze
każdy się do czegoś bierze !

A jo mom być próżniakiem ?
Po pytaniu takim
W głowie sobie tak myśle :
Niechaj cośi dziś zrobie
- Zaostrzyłek patycek -
Wyzdajołek wiyrsycek.

Dziś rocznice swom świętujom
Huczny Bankiet celebrujom,
ale, zanim tak się stało
różnie w Klubie tym bywało. . .

Już 20 roków przecie
TATRY znane som na świecie
Klub - ten naszom jest ozdobom
powołali sie „ za Wodom „

Dziś rocznice świętujemy
100 lat Tatrom więszujemy !!!

W „ Tatrach „ każdy zjeżdzać umie
Kazdy z każdym się rozumie
Tu,
Narciarze mają talent
chociaż nie trenują wcale
Stąd wywodzą sie zapewne
ich sukcesy - czary zwiewne.
A niektórzy bez uroku
Jeżdzą w Tartach 20 roków

Od narciarzy witam gości
Kieloz zocy i radości
W sercach naszych dzisiaj gości
Żeście przyszli nie zgardzili
Bóg wam zapłać moi mili.

Serce mi dziś głośno bije
Tłucze się tam we mnie
Słychać . . . . prawda . . . ?
Chce go - sciszyć ,
ale, na daremnie.

Gaśnie jesień ulubiona
Przyjdzie biała zima,
Wszystko wokół sie pobieli
Puchem jak z pościeli

Radość dla narciarzy.
Przypniemy więc narteczki ,
pozjezdżamy z góreczki. . .

Ludzie różne „ hobby „ mają ,
jeżdzą dobrze – wygrywają.
Młody , średniak , czy stary
Chce zdobywać puchary . . .
Narty jakiś urok mają
Dają sprawność - zdrowie dają . . .

Niechaj zbiore myśli jakie
i przypomne fakty takie . . .

- - - Są zawody ;
Gdzie Pyzowski ,
Jeżdzi w grupie z Romanowskim.
Tu zawołał rzewnym głosem ,
p u c h a r - uciekł mi przed nosem.

Działo się tak moi mili ,
na Mistrzostwach - Polonii .

Krzyknął starter – ruszyli
Na całego puścili . . .
Pierwszy jedzie - Ratyński ,
za nim drugi - Orawiec,
a za drugim – trzeci jedzie
zjechał pewnie bez przygód
nasz „ veteran „ - Andy Sykut
za tym trzecim – Jędrzejewski
jedzie jako czwarty.
Dziś dla wszystkich polonusów
tor został otwarty.

Jedzie Jasiu, jedzie Ela
Simeona i Aniela
dwie Hanusie , dwie Marysie
Bernadetka z bratem Czesiem
Józek z Jędrkiem , Ewcie , Zosie
dwie rywalki – obie Gosie
Adam , Bolek , Casey , Tedy
jest rodzeństwo od Bachledy. . .

Jan Bachleda, Stach Bachleda,
po Bachledach jedzie scheda . . .
Marcin , Szymek , Kasia , Klimek
W dole słychać poklask tłumów
jadą szwagrzy od Trzebuniów,
Bronek , Adam , Helcia z Basią
baby zgrabne, wcięte w pasie.
Ród ten znany w dzieci liczny
jest tam córek kilka ślicznych.
Uśmiech im nie schodzi z liców
chcą prześcignąć - Gąsieniców. . .

Jedzie . . . Donna – ciągle młoda ,
co się śmiała pod welonem
gdy jej ksiądz obrączke wkładał
wiążąc ślubem z Kotelonem.

Są na starcie co się tycy ...
jeszcze inni zawodnicy.
Pozierojciyz ludzie z drogi
na ich strój paradny , drogi.
Staszek Hędrzak w swetrze w krate
Andrzej Mach ze swoim bratem
Para , Pitoń , Kaczor , Gajda.
Jest - Lach Casey, jest - Wolicki
Trudno mi pozliczać wszystkich.

Nie dziwota , że w ferworze
Nikt tu poznać się nie może ...

Wszyscy na mnie , żem gaduła ,
że, gadam za wiele
Gośka do mnie pięściom grozi,
że, ozorem miele.

Gadasz dużo, robisz mało
Tu coś więcej by się zdało
Innej rady ci udziele
Rób coś więcej , mów nie wiele.

Ja naprawde mało mówie
Tylko tak się składa,
Ze, wciąż na mnie – choć niewinnie
Jakaś wina spada.

A bo co ?
Stać mam tutaj jak niemowa
Jak bez głosu ryba
Lepiej jak wam wszystko powiem
Nim się sprawa wyda.

Siedzcie wszyscy spokojniutko
i nie róbcie wrzasku.
Rozglądajcie się dokola
tak jak na obrazku .

Ja, zaś pragnąc zająć gości
opowiem Wam . . . cuda .
Nie wiem wprawdzie moi mili
czy to się mi . . . uda ?

Wielkie dziś nieszczęście
na nas chłopów spadło.
Potrzebniśmy " babom "
jak świstacze sadło.

Nasze - lubiom w objęciach
pod melodi modnej granie.
O tym - jak jesienne słonko
trawy pieści na polanie.

Pozierojcie bacznie chłopi ...
Jako, panie radzom sobie.
Jola Kaczor, nóżkom drobi
Kazik , rzuca kwiatek żonie


Daniel staną przy dziewuchach
stroi sobie żarty ...
Staszka, ślubną w ucho ugryzł
figlarz nieodparty.

Mach, się przysiadł do kapeli
Stąd najlepiej widać wszystko.
Jego Krysia z gracją w bieli
w tańcu się przytula blisko.
Rytm muzyki, śpiew i taniec
czynią pewne zamieszanie.

Rysiek Daniel z Bolkiem gwarzy;
- narty - winny nieść narciarzy ?
Do tej prawdy dziś doprawdy
Obaj łatwo dojść nie mogą.
Trudno sprościć ich wywody
w głowach szumią im zawody.

Bobek , Gacka w kącie dopadł
i coś mu tam wciska w uszy
czyniąc przy tym hałas duszy.
- Staś się śmieje,
- Jędrek , zatkał oba uszy.

Syćka święci , coś się święci
do dyskusji Lach się wtrącił.
Kazek wrzeszczy, nic nie słychać
do rywali się przepycha .

Jo – rzekł - Kazik poruszony
Jo – bym nie tknąl cudzej żony
Gotów pięścią poprzeć słowa
Jest jak indor , zły , niemowa.

Ostre gesty i protesty
Wrze jak w kotle zamieszania
Jędrek, gotów bić na odzew
dawniejszego przyjaciela.

Może lepiej odejdź stela
- źli na siebie - bicz kręcą
Lach się wdzięczy udręką.

Zły jak indor przed jarmarkiem
Mocno rozparł się o bare.

Niechże zbiore myśli jakie ?
Niechże wspomne fakty jakie ?
W brzuchu pusto, w duchu ckliwo
Jest tu może jakieś piwo ?
Widząc swych przyjacól troski
W akcje wkroczył pan Pawłowski.

Piwa nie ma , lecz jest wino
a po winie troski miną ,
i wyciągnął gąsior wina
Tatry - przecież to rodzina.

Za ramiona objęci
Dziwnie słabi w kolanach
Stoją , świat im się kręci
Jak baryłka pijana.

Nie wypada czynić zwady
Narciarz zjeżdza od parady
Jezdzisz świetnie , brak mi tchu
Czyjim jeździsz - B.M.W. ?

Tere, fere braciszku
takiś mocny dziś w pysku . . .
Hejże ino z Nowym Rokiem
zakopiemy złość pod krzokiem. . .

Hejże ino komu źle
kogo czyjaś zawiść żre
Bo, zrobimy w desce dziure
przewleczemy przez ną skóre.

Aby Klub nie popadł w krach
Czuwa nad tym Andrzej Mach . . .
Może by tak wkrótce, kiedy ?
Stawiam wniosek - do - Bachledy !

. . . ma być puchar za tenisa !
. . . wnosze sprawe do prezesa
. . . musi tak być ( . . . basta ) zgoda !
Wniosek poparł . . . W. Niezgoda .

- Ja panowie, chce do zgody
- w tenis grały - trzy Niezgody
- zgodne miejsce wywalczyły
- między siebie podzieliły.

Staszku , panie
Bierze mi się na płakanie.
Pan, jest urzędnikiem wysokiego stanu
Pan, ma służyc klubowi, a nie Klub – panu.

Czy ja jestem w Klubie wieszak . . .
Ze, się na mnie wszystko wiesza.
Zaiście, miłe, jest - panów mówienie
Ale, milsze by było , wszystkich – milczenie . . .

- - - Nie huc tyle . . .
Ino, słuchoj grzecznie - chwile ! ! !
- - - na podłoge spadła szklanka
- - - z taaakim gardłem - wrzasła Hanka !!!

Honorowa , wesoła
Rozeźlona , tym czasem . . .
- - - Przypatrzcie sie - jaki ważny
- - - Przypatrzcie sie – jaki gibki
Niewidoczny spod niewidki...

- - - Trzęsiesz Klubem
- - - Co chcesz - konasz
- - - Bo bicz trzymasz
- - - W swoich dłoniach...

Ja, otwarcie, gadam szczerze
Jakoz jechać na tej furze ?
Głowa w dole, nogi w górze ?

Moja krzestno-matko,
cy Wom tak przystoi ?
Przy ludziach, przy wszystkich
na Bankiecie broić ?

Krzyknął Szymek do Taty
że , coś kryje sie za tym ?
Staszek, patrzył z przerażeniem
czy nie zdzieli ich rzemieniem ?

Tu , podrapał się w czuprynę
Twoje slowa są – na kpinę !!!

Widząc swych przyjaciół troski
W akcje wkroczył znów Pawłowski
Znów wyciagnął gąsior wina
Tatry - przecież to rodzina...

- - - Niechże zgoda nastanie
- - - Po co próżne gadanie ?

- - - Kumoterku drogi ...
O coz Ci tu chodzi ?
Jak się zachmurzyło,
- - - Dyć się rozpogodzi !!!


9 pazdziernik 1993 rok ...Wyzdajal - Andrzej Pitoń - Kubów

PS. Specjalnie na Bankiet XX- lecia istnienia - Klubu Narciarskiego „ TATRY „
którego jesteśmy czlonkami od kilku już lat, a dziśiaj piastuje zaszczytną funkcje
- przewodniczącego bankietu...





fot. Bartłomiej Jurecki

Gaździe - Józkowi Szczepaniakowi ( z Budzówki )




Znacie go napewno syćka ! ! !



Dziś w Góralskim – zabawa . . .

Som jest starzy, średni , młodzi
Tyn wychodzi , tamten wchodzi
Wieś paradno , śpiew , rozwaga
W dusy hardość i odwaga.
Baby „ jarkie „ złoto w usach
Chłopy tońcom w kapelusach.

Tońcy chłop - to ziemia wroz ś-nim
W pracy zwinni , w tańcu lotni
Tońcy dzisiok - cało wioska
Polaniorzy z Kościeliska...

Jest tu taki między nami
Co siy rozstać myśli z s'nami
A .... to ten , a .....to ten
Jo dla niego - skleciył rym ...

Znacie go napewno syćka
On, pochodzi z Kościeliska
Jedzie se ku Tatrom, haniok
Nas kolega Joe Szczepaniok

Zawse w ruchu
Zawse w pędzie
Słowa grzecne
Zdania długie
Gada jedno
Myśli drugie.

Przyjechoł tu na pół roku . . .
Od swych bliskich, bab i wnuków.
W kraj oddalny no i obcy.
Siedzioł krapke - - - dutków zwysył.
Swiata użył - - - może zgrzysył ?

Kto dziś wie ? ? ?

I w tej włośnie woznej chwili
Z nawy anioł siy wychylił
Za nim drugi, trzeci, cworty
Bijom w tarcze, halabardy
Wzrok przebija siy przez chmury
Bo na Józka patrzom z góry.

Anioł Stróż mu wracać koze . . .
Głowniom miecza pcho do fury
Kto z aniołem w świat wyrusy
Nie pocuje żolu w dusy.

Westchnon Józuś ...
Westchnon z ulgom ...
Pełen scęścio i radości
Wnet pojade na swe włości.

Wódka co na „stołach” gości
Mo niezwykle właściwości
Jednym daje radość ducha
Mogom zmieniać kolej losu
Drugim wkłada smutek w oczy
Niknie pamięć przykra w skutkach.

Babom słuzy dziś zabawa . . .
Stół nakryty, zasysajom więc paliwo
Krzykiem z krtani, chcom zagłuszyć muzyke
Radość iskrzy na językach

Kazdo plecie trzy po trzy
Joe Szczepaniok jest młodsy
Na św. Morcina
Cworty krzyżyk zacyno.

Druga baba klamoci
Ze, Szczepaniok - bacowoł
Z oscypkami obcowoł
A tyn ser - co zrobiyli
Jest je z takiej koliby
W której strasy tak straśnie
Ze, kto syra sprógowoł
Ten do rana nie zaśnie . . .

Trajkotajom kumoski . . .
Siejom wokół pogłoski.
Wiedzom komu w tym roku
Źle siy wiedzie - od uroku,
Kto rod chodził do prawa
Cyja dziywka zgrzeblawa.

Pozierajom sąsiadki
Jakie dziywki - ich matki ?
Ta paradno - ta sprosto
Tamtej ino nos ostoł.

Ta , ma jeden ząb w gębie
Hańta – ocy jastrzębie.
Głucho , sucho , dziubato
Piegowata , garbato .

Ludzie tońcom w pół objęci . . .
Podskakujom nad podłogom
Józek - siy na pięcie wierci
Drugom w bok zamiato nogom.

Tanecnice, dzwignon w góre
i nad swojom trzymo głowom.
Dziywce piscy, wniebogłosy
jakby śniej ktoś ździyroł skóre.

Spódnica siy w górze wzdyma . . .
- przeciyz ona - majtek nimo !
Więc siy robi biało w ocach,
Kie - zawisła u powały
Majom widok niebywały.

Przestoł tońcyć . Stanon - - - sapiąc
W tanecnice bystro patrzy . . .

Piyknoś dziywce, - rzodki okaz
Scupło, drobno i dorodno
W samej halce i spodnicy
I w gorsecie w pasie wciętym .
Wygląd mo dziś wprost odświętny.

Cyjaz ześ ty ?
Skąd siy wziynaś ?
Buśka piykno
Krew gorąca .
Moze by siy śniom umówic ? . . .

Myśli grzysne
Zdania długie
Godo jedno
Myśli drugie . . .

Ale , jego włoso " baba "
Najfajniejso jest na świecie
Rosło, zgrabno, no i ciepło
Jako , piecyk po obiedzie.

Hajbok w śklance , toast w toast
Za Jagniesie, za wybranke
Niekby w życiu była zdrowo !

Razem orzom, razem siejom
Wierni ziemi ojców cieniom.
Cy w robocie, cy w zabawie
Jedno serce, wierne sprawie.

Przyjaciele, biercie przykłod
Sprawa bądz co bądź niezwykło

Ino , kiedy nikt nie patrzy . . .
Ruchem zwinnym, ruchem wartkim
Ręka pod stół - do sąsiadki .

Scyrwieniały lica " babskie "
nicym w słonku róża.
Na bok patrzy, stroi miny
i kolanka stóżo . . .

Bogobojna . . . nicym strusia
Cichość , niema . . .
Oczy - wznosi ku powale
Trwo w bezruchu . . .
Na podołku , nad kolanem
Trzymo smatke haftowanom.

Cena tej gry, strachu wortno
Bo sąsiadka, grzechu wartno.
Czuć pod rękom ciepła piętno
Maca - - - ręka w łokciu zgięto.

Gładzi ruchem delikatnie
Ręka wse rozumu nimo
Myśli grzysne mu siy plącom
Chęci dalej w głowie mącom.

Myśli grzysne
Zdanie długie
Goda jedno
Myśli drugie.

Westchnon Józuś !
Westchnon z ulgom !
Pełen scęścia i radości.
Ciężko chłopu na tym świecie
Ze , tak długo musioł pościć . . .

Przysła jesień i umyko
Słonko po ubocach bryko
Snopki siy na stoku złocom
Przy miesiącku, blednom nocom.

To Jagniesia z zięciem, z córom
Zwieźli syćko jednom furom.
Jakoz w takich dwóch uściskach
mus gazdować na tych brzyzkach.

Owce, krowy i koń w sopie
Protestują w niebogłosy.
Kciały by na stok do lasu
A nik dlo nik ni mo casu.

Anioł stróż mu wracać koze
Głowniom miecza pcho na fure
Kto z aniołem w świat wyrusy
Nie pocuje żolu w dusy.

Światu’k użył - dutków zwysył ...
Wódki’k wypiył - przez tok - zgrzysył
Wódka , ludziom niek siy leje !
Gębusia siy Józka śmieje !


Chicago, 14 listopada 1991 roku

Ps. Józkowi Szczepaniakowi, słowa te na pokrzepe serca
odemnie i od członków tutejszego Kola nr. 54 Kościelisko – Polaniorze.


O Przednówku w Polanach; trochę wspomnień, aby nie uleciały z niepamięć.

Odział Zwiazku Podhałan w Koscielisku, miał swoją siedzibą na Wojdyłówce w budunku istniejacej tam poczty. Jedna wykończona w stylu regionalnym izba wystarczyła nam na zebrania Zarządu. Prezesem Oddziału Zwiazku w Koscielisku, byl Jozef Bukowski Tyrała, czlowiek wielce oddany sprawie Koscielisk. Ja byłem jego zastępca jako - Vice.Pezes

WALNE ZGROMADZENIA ZWIĄZKU PODHALAN w KOŚCIELISKU
po reaktywowaniu Związku w 1975 roku. Na posiedzeniu zebranych członków
24.09.1975, został wybrany Zarzad Odziału.

Prezes: Józef Bukowski-Tyrała
Wiceprezesi: Andrzej Pitoń Kubow, Maria Łaś
Skarbnik: Jan Klaper

Zarząd nawiazał dobrą współpracę z Wojskowym Domem Wczasowym w Koscielisku, a konkretnie 
z kapitanem Korzeniowskim, który był odpowiedzialny za dział kultury, dla wypoczywających 
oficerów organizował różne imprezy kulturalne oraz spotkania z góralskim folklorem. 
Nasi Koscieliszczanie – 
Bolesław Karpiel Bułecka, Józef Pitoń byli swietnymi prelegentami, posiadali duzą wiedzę o góralskim 
folklorze – o tancu, spiewie o muzyce, o naskich tradycja pasterskich, które wczesniej mocno 
zostały ograniczone przez Tatrzański Park Narodowy. Owce i bacowie zostali z Tatr wysiedleni. 
Niszczały szałasy.O takich sprawach, trzeba było mówić głosno, a to wyjątkowo składnie potrafili 
przekazać własnie nasi prelegenci, którzy dla ozdoby zawsze zabierali ze soba kilka par 
młodych tanecznikow, najczęsciej z Koscielisk.

Nasza wspołpraca z WDW, naprawde układała sie wyjatkowo przyjaźnie, nieodpłatnie 
korzystalismy z sal bankietowych, organizowalismy wieczornice, spotkania z Kurierami 
Tatrzańskimi. Spotkania takie przynosiły obustronną korzysć. Wczesniej kapitan Korzeniowski 
powołał do istnienia kilkunasto osobowy zespoł goralski, który całkowicie wyposażył 
w stroje regionalne, ale jako zespół nie posiadali instruktorów aby się rozwijać, 
udoskonalać w tańcu i spiewie.

Zarzad Oddzialu Zwiazku Podhalan w Koscielisku zaczał negocjować z WDW, w sprawie 
przejęcia opieki nad tamtejszym Zespołem. Jak to w wojsku bywało, trwało to kilka miesiecy, 
aż w końcu przyszedł sukces. Istniejący przy WDW zespoł wraz z całym ekwipunkiem 
stał się zalążkiem zespołu Polaniorze.
W zamian za taki uklad, przez pewien okres musielismy jednak swiadczyc pełne uslugi dla WDW.

W 1977r. Powstaje więc nowy zespół, który przyjmuje nazwe Polaniorze, gdzie spotykają się 
dwa a nawet trzy pokolenia - starzy i młodzi, to umożliwia bezpośredni przekaz zanikających 
tradycji muzykowania, śpiewu i tańca. 
Kierownikiem zespołu zostaje Andrzej Pitoń-Kubów syn przedwojennego działacza Związku, 
Stanisława Pitonia.

Nowo powstały zespoł Polaniorze w oczach sie rozrastał, przybywali nowi chętni młodzi członkowie, 
Ale naszym jako zarządu celem było, aby w zespole zjednoczyć ze soba te dwa a nawet trzy pokolenia, 
Stąd zaczęła sie wędrowka po domach, namawiając do wstąpenia w szeregi Zwiazku oraz Zespołu, 
Znanych we wsi zdolnych spiewakow, muzykantow, tancerzy, osoby charakterystyczne, 
aby młodzież miała wzorce do nasladowania. Nie do wiary, ale nam się udalo. 
Polaniorze, byli barwni i wysmienici w swoim rzemiosle. 

Zespół skupiał przedstawicieli rdzennych, kościeliskich rodów: Sobczyków, Chotarskich, Kordusiów, 
Karpieli, Bukowskich, Trzebuniow, Szczepaniokow, Pokuscorzy, Dziadusiow, Stopków-Cięzorów, 
oraz ludzi z rożnych rozrzuconych polan - utalentowanych tancerzy, śpiewaków, instrumentalistów,
 mieszkańców Kościeliska i okolicznych miejscowości. Trzon zespołu stanowi młodzież, która jeszcze 
wczesniej nauki pobierała w szkolnym zespole „Polany” przy Zespole Szkół w Kościelisku.

Zaczeto sie nami interesować, Dzieki Pani Janinie Trzebuniowe – Kubin, zawarlismy kontrakt 
na płatne impezy organizowane dla zagranicznych turystów oraz Polonii Zagranicznej – 
organizowanych własnie przez Biura Orbisu. Występowalismy w plenerze, orgazowalismy watry, 
ogniska, pieczenie barana przy muzyce spiewie i tancach na Polanie Chocholwskiej, 
występowalismy w Siedmiu Kotach w Obrochtówce.

W 1977 – 1978, na okres zimy Dom Ludowy, dawna siedziba i własnosć, po II wojnie 
podlegał pod Skarb Panstwa, był wykorzystywany jako magazyn, składowisko cebuli, burakow , 
marchwi i innych warzyw dla Spoldzielni Ogrodniczej w Zakopanem. 
Wszystko było rzekomo przykryte słoma, ale na wiosne, po zabraniu worków, cała podloga 
i scena w Ludowce, wygladała fatalnie, mokro, smród po zgniliźnie, żal nam dusze sciskał, 
że taki zasłużony dla Koscielisk obiekt znajduje się w takim opłakanym stanie. 

Jako Zwiazek Podhalan, napisalismy kilka pism. Po kilku tygodniach otrzymalismy 
list od Urzędu Miasta w Zakopanem, aby się spotkać w tej sprawie. 
Pojechalismy tam z prezesem Bukowskim Tyrałom reptezentując Zarzad. 
Spotkanie prowadził zastepca Naczelnika - Stanisław Slodyczka-Pigos, pochodzacy z Czajek, 
czyli z serca i duszy rodowity Polaniorz – bardzo sprytny i kompetennty negocjator. 
On, wyjatkowo życzliwie nam pomogł sforsować istniejace prawne bariery ustaw. 
Wnet jako Zwiazek Podhalan w Koscielisku stalismy sie prawomocnymi uzytkownikami – 
odzyskując na własnosć Dom Ludowy.

Chyba pod koniec Marca albo na poczatku Kwietnia 1978 roku, przy ładnej pogodzie 
zebrali sie członkowie Związku oraz zespołu Polaniorze, aby wspólnymi siłami doprowadzić 
Dom Ludowy do stanu używalnosci. Kobiety i chłopy po kilkakrotnie szurowali podłogi i sciany 
aby pozbyć się stęchlizny i zapachu cebuli. Wydział KulturyUrzędu Miasta w Zakopanem 
pomógł nam sfinansować elektryczne ogrzewanie, aby móc jako tako ogrzac budynek 
podczas naszych prób.

Mając scene do występów zaistniała koniecznosc, aby nowo pozyskany Dom Ludowy, 
zaczął życ swoim przeznaczeniem. Ja, jako nowo wybrany kierownik zespołu, postanowiłem 
zadbać o to aby powołać do życia Impreze, ktora mogła by na stałe wejsć do kalendarza 
zespołu Polaniorzy. U nas akurat w tym własnie okresie była wiosna, nazywana przez 
starsze pokolenie - Przednówkiem. W dawniejszych czasach był to trudny do 
przeżycia okres nie tylko dla Koscielisk, ale również dla mieszkańców całego Podhala. 
Brakowało żywnosci, często pokończyły sie zapasy ziemniaków, kiszonej kapusty. 
Wówczas ludzie gotowali potrawy z pokrzyw, skrzypu polnego, młodej trawy, 
ktore to nazywali – warmuzem. 
Pomimo takich uchybień, ludzie wciąż potrafili sie weselić, młodzi sie schodzili tańczyli spiewali.

W uzgodnieniu z Zarządem - ułożyłem regulamin i cele dla nowej Imprezy, ktore miały 
obowiazywać uczestnikow oraz być wytycznymi do oceny przez Jury – nazywanych jako Taksatorów 

Przygotowi wraz z dokumentacją udalismy sie z Wackiem Przeklasom, jako delegacja Zespołu, 
do Wydziału Kultury w Zakopanem. I ponownie napotkalismy na wspaniałych ludzi, 
którzy tam pracowali. Szczególnie na Pania Marie Matejowa, ktorej mąz Stanisław Mateja-Torbiarz, 
pochodził z Koscielisk. Odbylismy jeszcze kilka bardzo życzliwych spotkań. Pani Maria 
wygospodarowała krapke pieniędzy, które posłużyły na nagrody dla uczestnikow. 
Pani Marysia Matejowa, ktorą smiało można nazwać, Chrzestnom Matkom Przednowka. 
Również ówczesna Kierowniczka - Wydzialu Kultury w Zakopanem – Pani Strachanowska zyczyla 
nam, aby Wasza Impreza mogła trwać wiecznie.

I szy Przednówek w Polanach : miał posłużyc jako przegląd grup rodzinnych, śpiewu muzyki i tańca. 
Pierwszy Przednówek odbył się w maju 1978, a drugi w czerwcu 1979 roku. 
Była to bardzo znacząca impreza dla Kościeliska i całego Podhala.

„Polaniorze” są zespołem amatorskim, ale prezentują bardzo wysoki poziom artystyczny, 
co potwierdzają liczne sukcesy i nagrody zdobywane na arenie krajowej i międzynarodowej.
„Polaniorze” byli laureatem licznych nagród. Na Międzynarodowym Festiwalu Folkloru Ziem Górskich – 
w 1978 - Złota Ciupaga w kategorii autentycznej oraz kilka głównych wyróżnień podczas 
„Poroniańskiego Lata”, „Święta Pasterskiego” w Jabłonce, „Góralskigo Karnawału” w Bukowinie.



Informacje o zespole

W 1977 roku w Kościelisku powołany został zespół „Polaniorze” im. Stanisława Nędzy – Chotarskiego. 
Od początku zespół działa przy Związku Podhalan Oddział Kościelisko. „Polaniorze” to grupa folklorystyczna prezentująca góralski taniec śpiew i zwyczaje w najdawniejszej czystej postaci. Zespół zdobywał liczne nagrody, począwszy od prestiżowej „Złotej Ciupagi” na Międzynarodowym Festiwalu Folkloru Ziem Górskich w Zakopanem w 1978 roku w kategorii autentycznej, poprzez „Srebrną Ciupagę” w 2003 roku w kategorii artystycznie opracowanej oraz Nagrodę Publiczności. Otrzymywał również liczne nagrody i trofea na festiwalach zagranicznych m.in. na Słowacji, Węgrzech, we Francji, Hiszpanii, Niemczech, USA, Bułgarii i Serbii. Zespół jest laureatem nagród w konkursach i przeglądach organizowanych na Podhalu, m.in. w Bukowinie Tatrzańskiej, Czarnym Dunajcu, Zakopanem czy Kościelisku. „Polaniorzee” zachwycali publiczność wielu krajów Europy swoją żywiołowością, temperamentem, urodą tańca, kunsztem śpiewu. Urzekli też polonijne środowiska za oceanem. Zespół wielokrotnie występował przed kamerami telewizji. 
Na jego bogaty repertuar składają się nie tylko góralskie tańce i śpiewki, ale również opracowania sceniczne w widowiskowej formie, przedstawiające zwyczaje i obyczaje związane z kulturą pasterską. 
Grupa prezentuje programy takie jak: Polaniarski Osod, Sianokosy w Polanach, zwyczaje związane z góralskim weselem, tradycyjnymi zajęciami górali, obrzędowością doroczną. Zespół prowadzony był od 1978 do 1984 roku, a później reaktywowany w 1997 roku i od tamtej pory działa nieprzerwanie do dziś. Młodzież z Kościeliska poznaje w nim tajniki śpiewu i tańca, a także wymogi scenicznych prezentacji. 
Zespół „Polaniorze” był trzykrotnie gospodarzem Międzynarodowego Festiwalu Folkloru Ziem Górskich w Zakopanem w latach: 1998, 1999, 2004. Ma na swoim koncie również nagranie płyty CD pt. „Polaniorze”.