Drogą ku wsi

Starym rąbaniskiem, droga ku wsi siy wlece.
Wierch „Palenica”, co siy nad niom wysocy, ostała w dalece
Jako „god siy pełzo” po Budzówce, Prędówce, kany łatwiej wiedzie
Grzęzawisko po dyscach, w zimie gołoledzie.

Od „burku” – niom ponoć jechała – Jadwiga, węgierska
Stąd miano tak godne dostała „królewska”…
Jedno jest pewne, temu daje’m wiary,
Homerników tatrzańskik – trakt stary.
Gwarnie tu bywało drzewiej przed wiekami
Karawany wozów zgrzypiały kołami,
Tulkały siy furki … wóz po brzegi wypchany
Od Ornackich bani, od Starej Polany
Do Kuźnic (do hut) królewskich z urobkiem. 

Wozów żałosne skrzypienie po drodze stromej
Echem odbijało w doline, osady leśnej uśpionej 
Furmani do sobie gwarom urodzali, znajome padoły (w drodze) mijając.
Na końcu karawany – godzinki śpiewali – tumany kurzu wdychając.
Ino, konie parskały jednako, nogami powłócząc ospale.

W dolinie osada – na wołoskim prawie – Polany swoje paradzi
Strzecha od strzechy oddalnie, węgieł do węgła nie radzi.
Podobnej dziedziny nie uświadcys w poblisku,
Pasterska tradycja  – baców, juhasów – siedlisko …

Droga z wiyrśków zakosami do opłotków wpadła.
Cas nie stoi, psota droge „zjadła”. Dróg nowych – krocie powstały,
Polany tradycji wse wierne ostały /bo prawo wołoskie/ w spadku dostały.
Tu, kozdy droge buduje do swego, zaś przy niej kapliczke frasobliwego.

Kaplickami zapleniło siy dróg nowych obrzeże,
Jakoby grzybami po deszczu, po hudobnyk kępach …
Markotni Swięci, styrcom na rozdrożach w swoistych mękach
Męka – na ukojenie – zbawieniem ludzkim być musi !
Zło panosy siy dookoła … do grzechu łatwo kozdy siy skusi.

Majówki – sporym krokiem nadchodzom, Polaniorze, chałupy odświętnie umajom. 

 

 

– Dzieci – kwiotków naręcza – przyniosom …
– Ptoski – gniozdka w opatrzność boskom – podwiesom
– Ksiądz – w procesji z wiernymi – okadźi, kropidłem pokropi.

                                        ***

W ociosanej otchłani kaplicki  – Frasobliwy przycupnon 

Za głowe siy łapie – zatroskany odwraco głowe 

korona cierniowa w głąb wyblakłe ocy

Pokorny i cichy w swietlistej chwale Bóg na ubocy.

 

 

Z głowy uchyl kapelus, kie idzies obok Niego,

Przezegnoj i pocies – Jezusa Frasobliwego.

On płace z jesiennym dyscem,

zaś kiedy śniegi do pasa urosnom

okrywo siy śnieżnom pierzynom.

A kiedy śpaki z daleka przylecom,

jaskrawe słonko ogrzeje Go z wiosnom.

 

Wysokie góry w majestacie grozy i gwiozdy na niebie

tysiącem w krągu – blinkajom roziskrzone

 w porze z  miedzianym księżycem

lśniom nicym łozpolone pochodnie.

Dzwony zabiły w tony / na chwałe/ Tobie Panie
za mękę cierpienie i ból, za ciała ukrzyżowanie.

Boze Ciało i Jego Majestat – trza chwolić i czcić …

Pod baldachimem ksiądz – monstrancja błyscy w słonku
Hurma ludzi, w sukienkach idom dziywczęta, kwiotki ciskajom pod stopy. 

Kany nie spojrzeć – na dachy kalenic/w caluśkim obrębie/

przykładem i wzorem – kochajom siy gołębie,

biołe/hetki bielućkie/ z ramion im skrzydła urosły

z anielskiego daru, coby ik kiejsi pod niebo wyniosły.

 

J E Z U S I C K U … K O C H A N Y …

 

POLANY,
                     POLANY,
                                          POLANY !!!

Leśne wyrobiska, ugorzyste łany …
Dziedzina – piykno do cudu – Boze mój Kochany.
Biydno wieś goralsko – godom o tym czule …
Na skolnej ziemi płodzi – owiesek chwiejny i grule.
W uskoku ściana Regli wysokik, wsparto o dach gonciany
Słonko choćkiedy zaświeci, ogrzeje płazowe ściany,
Gaździnkom ogródek – malwami utkany.

W białej izbie – sosrąb, w leluje, w rozety rzezany …
Zakwitajom wspomnienia, skrzynia i kufer malowany
Z nimi spać siy układom, wstajem nie wyspany,
Bo mnie tyj ziemi głos – z daleka do siy wzywo !

Choć tam – stopy,  po przykrych kalicom siy zbocach,
Tam – wizja scęścio – wse  tkwi mi na ocach.
Tam – bystre potoki, leśne urocyska, zogony i łąki
Tam – pieśni nadzieji wśród rumieńców kwiecia – świergotajom skowronki.
Orliki kołujom nad Polanami /na schwał/ trzepotajom skrzydłami. 

Ku – zogonom idom chłopy trowe siyc z kosami
Na przykre ugory po dziubiących ścierniskach,
Poprawianych nawozem z domowego ogniska.
Baby, bedom oztrząsać – rzodkie jak mgła pokosy / grabiami /
Przypuscajom – co ik ceko – nie dbajom – ka idom …
Gnani siyłom przyzwycajeń – ślepom i bezwiednom.

S y ć k o   i m   j e d n o – s y ć k o   i m   j e d n o …

Ocknon siy Swiątek z drzemiącyk pociorków (kie ik na ścierni obocył)
Prawicom – znak krzyża ucynił – grzychy im syćkie wybocył.

Stamtela, na krawędziach trwanio – przetrwanio,
Hań, wieśniane krety, całymi dniami (w nieznane) kopce żłobiom 
Przednówki w Polanach – prawie syćkie pamiętom 
Próżne sąsieki, z wiesnom wykrowki przemarznięte w piwnicach 
Kury z nadziejom w plewach na próżno grzebiące  …
Krowa, koń i owce – na skromnej do przezycio porcji.

W złudzeniu –  szaro prowda  istnienio  – znamiennie w ziemi tonie.
Złomane  przymierze. Prawo – nieprawnym prawem siy stało !

Nastały casy nie-za ciekawe – mnóstwo rodoków w świat uciykało.
Ludzie siy na niby siy uśmiechajom – ale we wnuku, niedosyt skrywajom.
Godać siy nie godało – nie narzykało – choć syćkim  – było źle.
Cemu tak było – kogo – naprowde boliśmy siy ?

Po orbicie codziennie pełzajom marzenia i pomysł szalony?
Nadzieja zawse – dwa mo oblicza – wiadomo – kolor zielony.
Szarość w strojności dookoła, dźwięk pustki lustrzanej woła
Mojom głowę wypełnio – rozchodzi siy po mnie i staro wydobyć,
Wyjść na zewnątrz / nie umiołek tego powstrzymać  / ale, on ino na to cekoł.

Znając swoje pragnienie – nie kciołek – coby ktosi znoł moje …
Były takie same,  wołały – śpies siy – prędzej – kołysoł siy świat.
We wnętrzu otwiyroł ocy /do celu/ zakasać rękawy – pocuć i brać.
W chaotycznym rozgwarze codzienności, wsłuchany w kłębek myśli,                                                                          

Zadumać się nad przyszłością (nie tylko własną). Na horyzacie,
Zimny łyk tatrzańskiej nocy – na oddalanie – księżyca uśmiech.
Dziś, biel kartki i szelest nocy – to nić – na którom  nawlekom wspomnienia.
Coby siy wypłakały tęsknotom – coby  insyk ostrzegły – cierpieniem słów.

Być może czasu, wyszumi siy łan …
Kiedysi  powróce do rodzimych ścian,
Marnotrawny siy wróce z dalekiej tułacej drogi ?

PS….Chicago, maj, czerwiec 1980 roku, ponad pół roku w Ameryce.
Kilka miesięcy tęsknotą przeszywany do wszystkiego co nasze;
tutejsi mówią, że stan taki trwa aż do dwóch lat – poczym nieco więdnieje.
Niektórzy, bo tak z ich rozmowy wynika, że po zjedzeniu

20 KFC – (amerykańskich kurczaków) zapominają skąd tutaj przybyli

 

 

Kościół w Kościelisku 

 

  

 

Na Szeligówce
w nieodmienionej pozie
tkwi wiernie
wyzdajany rękoma
miejscowych cieśli
drewniana budowla
Bogu na Chwałę
pomnym na pożytek

troche Witkiewicza
w podhalańskim stylu
wzięte z Młodej Polski
wieżyce w lęku turnic
rąk uniesieniem
wyciągnięte ku niebu
dłonie w błagalnej prośbie
niebiańskiej miłości
oddajom pokłon
patronowi  Św. Kazimierzowi
w imię ojca …
napoczętej budowy
pierwszego proboszcza
ks. K. Kaszelewskiego

uroczy różaniec płotu
kręgiem otoczył kościół
figury aniołów i świętych
w sklepieniu rzeźby
tracąc przytomność
krzyżem przybite do ściany
spojrzeniem przykute 
patrzom na nos
wyciągnięte ramiona
palcem ukazać Boga
wszystkim wiernym
co w pokornosci od lat
każdego dnia przynosom
swoje troski i prośby
z ufnością modły i wota
dla swoich pomnych
dla świata całego
dla siebie samego.

Bądź światłem i prowadź Boże.

 

Polany …   [ kątem oka ]           

[ tom ziemie w lasach skrytom, górskie kwiotki zdobiom ] ...


Od Witowa – wiater duje [narwaniec] zzo wzgórza
echem borosy, na obie strony, gałęziami tarmosi
rozjusony despetnik wypełnio przestrzeń ...
Na Potoku – kosiarzowi – kłabuk porwoł w powietrze,
gęba przeklino wargami, na skroni łysina,
wytarto rękowem biołej zgrzebnyj kosuli.
 
Nie precki, w Polanach, gwornie w Domu Ludowym
Potrzebne takie włosne miejsce. Rok cały
pod Reglami dostojne uginajom siy smrecki. 
Na Groniku śpiewajom – śpiew dolatuje dziywecki.
U Dziaduśki – len cuchrajom, skręmplowane kręmple,
w poświacie miesiącka ślebodne śpiywki na języku.
 
Cąstka natury; owsa snopki(łaskawie) rodzi skolno ziymio.
W mendel-(chłopski) źdźbła powiązane powrósłem
na stajonku pokosy ku sobie wtulone.
Zapszałe kępy skał, skozane na wiecność
w odległym zakontku źródło, leniwym głosem woda bulgoce.
Z pagórka ten pejzaż w dzikie głogi Salamandra wpitwano.
 
Sowa ocy wyscyrzo. Nocami chałupy śniom oknami ku wiyrchom,
wystyrmać siy (hań) fakły mrugajom, kołatajom bóstwa gór.
Ociężale drogom na Butorów, cłek siy styrmie z bijącym sercem
krok po kroku, łapie oddech deptajęcy zmursałe liście.
Pod rozgwieżdżonym niebem (skolami) cymbrowane studnie.
Opaterni gazdowie, góralskim zwykiem pośród rodowych korzeni.
 
Na gorsetak rynce artysty w carujące motywy.
Ze źródła siy biere potoku wątek. Lody topniejom
z wdzięcności się rodzi – wiara i watra ...
Nów, ujarzmiony w półkosek, przez hudobne pola idzie
krzepko, kuśtyko, skolnym źlebem kyrdel ...
Owce i krowy w stadle porannej rosy.
 
Z naturom siuhaj ku dziewcętom luko ( zalotnie ) 
Z wyskaniem wstały do dnia ( o świcie ) ostomiłe dziywcynta, w odziywackach gaździnki, rade ciepło dajom. Ludzie honorni, opaterni, od uprzedzeń wolni,
na cierpienia sposobni. Z obłoków i hól odcytujom ducha casu.
W skojarzeniu gór, odbicie światła wiary i świycka obok krzyza.
Z ufnościom ku kozdemu wyciągnięto dłoń.  Grzecnie w obce twarze uśmiechnięci, przed gościem na oścież otwiyrajom dom.
Skowronka śpiew, osnowom lata pnie siy w niebogłos, Z wiyrchowym śpiewem piscołka kwili ...
za bramom lasu, milknie wśród polnyk bratków.
Uchylone niebo i owsy źrałe, dotykom gorzciami Skolnnej ziymi, zdziwieniem, dorodne kiści ocekujom żniw, coby dać cłekowi mozebność bytu.
Na stromej krawędzi - Gubałówka i Gładkie, patrzom na mnie ( zastawione płotem ) godzinami nie zawiyrom ocu. PS. od lat ni ma juz pasterzy, odeśli - niscejom sałasy i sopy. Telo ludzi pise o tym co cuje w zonadrzu zbierajom słowa rzodkie chwile coby nie styrmaniyły siy w huściawie  pomiyndzy ludzi dopasować siy rymem nie labiedzić nie mamrać zzo granicy odcumować wrócić do miejsca downego punktu wyjścio wyciągnąć ręce ku watrze kolwicek siy ogrzoć i sajt do ognia dorucić.

Powsinoga …

 

 

Od zawdy, krąży po tyk samyk dziedzinak
Zamyślony, nicym miesioncek łazikuje po niebie. 

Z gęślikami za pazuchom schodzi wytartom pyrciom
Przedsie, siyłom woli, z ułudom stąpie ku domostwom. 

Trwożny żal nosi i zapaść od ludzkiej destrukcji
Wędrowiec w serdoku sfatygowanym przez mole.

Grzęźnie wsród chwastów, trefny poranek czczą mżonką
W aureoli wspomnień sędziwy wiater w tom samom strone

Zyjąc ze smutkiem, ze stanem depresji, to nędzno pociecha
w dostatku z istnienia, nikt ze sobom nie zabiere do nieba.

Powiewem żalu, regułom śmierci - jest Bóg, kie rękąm skinie
Za Jego wolom ( On ) nie był skory umierać na frontach!

Broniący ostatniego bastionu cysorza – Franciszka–Jozefa
Italiański front, kulawo przesłość, kalectwo zwaliło z nóg

Dzień po dniu podąża śnim wzdłuż chat krytych gontem.
Po rokach szwędu wróśł korzeniami w dziadowski dukt. - Powsinoga z kalectwem wojennym na szczudle - we wsi - wołali na niego - s i e t n i o k - ze serc wymazali, wykpili, psem wyszczuli - dom w dom bez domowego ogniska - drzwi żebracze zamykali przed nosem.

Byli chłopy, byli …                                                   

Mało kto pamięto
styrcące kamienie
ze śiutrowej nawierzchni
wyboistom droge
przez Nędzówke 
Chotarz ?
Pod Śiarosiami
był las i pnioki.
Dziś hań jest
Ludówka !
Poeta - Nędza-Kubiniec
byłby pamiętoł.
Ojciec mój tyz ...
moze jesce poru;
Bańscorz, Kloroś
Palider, Stasek Jacków
i Jasiek Sobcyk Kiernia
pewnikiem tyz !!!
Ale juz syćka odeśli
skolnom pyrciom
ku niebiańskim polanom.
Na pniokak se siedzom
wokoło watry
pijom harbate
małymi łyckami -
nie musom siy noglić.
Sobcyk – jak go znom
kciołby wzmocnić
herbacianom lure
krapkeckom rumu
okrasić
ino
troche mu głupio
i nie peć ...
o tym godać !
Ale, opaterny Anioł stroz 
Anioł - domyślny
hip ...
bez Pysnom w Orawice
na słowackom strone
po kwaterke rumu
Hań ... nolepsy i tońsy !
Niek’ze siy naskie 
chłopy pokrzepiom !

Przednówek w Polanach …  

 

A tam w maju wspinajom siy mgły i smog osiado na kilometry
Z zakopiańskiej kotliny podąża za miasto, dla zmylenia orientacji  
Ku nowemu światu. Słonko prześwieca przez ciynkie nici pajęcyn.
Motyl w kolorach faluje rojem barw. Na grzbiecie gór wzrok zatrzymoł.
Hań, na wyciągnięcie ręki rzecywistość pocęto z korzenia 
i ze skowronka, w niebogłos siy wznosom ponad horyzont Śpiący rycerz z podobiyństwem cłowieka widocny z daleka Metalowy krzyż ściągo na siy charyzme piorunów. Na Sywarnym droga siy topi w nojgłębsyk kolejinak Biyda po niej wędrować. W zawodzeniu sojki - plontajonce siy echo Dwanoście godzin poniewcas znienacka skurzył śnieg. Noc, rozgorzała hajcowaniem. Od pieca dym wgryzoł siy w ocy. O brzasku ze zdziwieniem śledzimy tatrzańskie granie Mglistym welonem spowite fragmenty skolnych ścian. Fakt faktem, swojsko siy cuć na Przednówku - Sabałowe gęśle, Schowane w rękowie łaskocom prymitywnym graniem. Głazy urwiska i blady strach na pyrci. Juhasi idom z redykiem  Z radościom dzwonki zbyrkajom i owce kyrdla siy trzymiom. Zmursałe krzyze, w dzikich głogach wplecione tysiące tajemnic. Spadziste chałupy, ik scyty po zmroku ginom za wiyrchem. Rozmodlone wierzby nad potokiem, z cułościom dorodniejom. Grule na stajonku, wsadzone skostniałymi ze zimna palcami. Otupność udeptano pośrodku mogił - niedosyt smutku. Pod kopułom W kolejce do Boga, spocywo świat ludzkich istnień. Wiesna, ręcami macho w angielskim języku, werbalno Europa Bohema. Cy bedzie dobrze? Wystarcy oderwać kartke z kalyndorza. Zegnając normalnść po przodkach, bez uśmiechu, przeciyromy ocy Pochyleni z twarzom kameleona, lawitujemy w głębokich EU sporach. Nie syćko musi być biołe. Dzień wydaje siy być cęściom nocy. Nie dla efektu, dni uciekajom, a cas jako cas, nie daje siy dogonić. Zatrzymojmy siy choćby na chwile - ulżyjmy zbolałym nogom ... Przednowek w Polanach (na pokaz) góralski folk, powiało poezjom. Tu, majom swoje włosne kąty, na schwał mądrość dobytkiem cenionym Ślebodo - usłys ! Twoja moc dobroczynno, nieśmiało uchylo dźwierzy. Poźryj ino - jak gazda z gardła śpiywke, za śpiywkom - wyrywo "wiyrchowom"! Jej sedno - na styku dwóch tęsknot, na skrzydłach z echem poleci precki. I znowa majowo w Polanach ... syćko siy budzi, nad podziw od-żywo Coby zdązyć do jesieni ... Liście zwiędnięte i zielsko siy łasi. Pory roku; na powrót - zmieniajom siy wersy, festiwale, turnusy, kolonie Ludzie siy uśmiechajom ! Na rozściyrz Polany majówkami kwitnące. Polaniorze (jak drzewiej) tońcom zboja na płaśni, uchyceni za ręce Z zawartymi ocami, cas siado cicho i łka, na wysokości orlich gniozd. [ i tak co roku ktoś uznanie dostaje ... za śpiew, muzykę i to - co z siebie daje ] PS. Przednówek, to wydarzenie regionalne. Ma przypomnieć dawne zwyczaje pasterskie górali. W czasie imprezy góralskie grupy muzyczne występują na deskach Domu Ludowego na Chotarzu w Kościelisku

Strategia gminna …

( blizej nieba , turystom naprzeciw) …

 

Na Polanie Sywarne, niebo rozpostarło skrzydła niepogód.
Kwasi u zimnyk stóp Regla. Wiesna, pośrodku gazdowskik pól. 
Niepokaźny potocek z Małej Łąki w Cichom Wode siy wgłębio.
Obziyro siy za siy. Na Podhalu, nojpiykniyjse som zawdy majówki.
Siuhaj, idęcy za tropem ulgi ... uchyciył pore (pstrągów) do gorzści.
 
Nad raniem, pstrąg rod wraco do miejsca, kany siy ulągnon.
Tak cęsto zabacujemy o niepowtarzalnej dziś prowdzie !
Tu, cas przesły mo wielkie mniemanie o teraźniejsym ...
Na tle majestatecny(k)ch górski(k)ch scytów, górole i turyści
Wymiesali siy w tłumnym z aut korowodzie (zaklyscyni w korku).
 
Drogom po Krzeptówkach, klik - nie do siy jechać normalmie, bo
Snurek auto-mobili z całej Polski, EU - unii, w dyrdy podązajom 
ku Doliniy Kościeliskiej, Chochołowskiej, na Ornak, (j)abo do Jozefa
Idom nogami, z ulgi jadom powozem, chetki do ślabantu na Pisanej.
Hań, na umor ... pijom góralskom herbate, śpiewajom zbereźne śpiewki.
 
Święta bez śniega - majom w góra(k)ch swój wyjątkowy klimat ...
Za który, my syćka w Unii, som ( allways ) odpowiedzialni. 
Dysponując wszechmocom wolnego słowa w samej niemocy prawa ...
Miejscowi radni - odrucili proponowanom u(k)chwałe jednym głosem
Opiniując; jakoby strategia (NATO) ni’miała tu nic do zaoferowania !

Osod w Polanach        

                                                                                                      [ łapanie myśli w pajęczyny ]

 

 

Babie lato; cuć oblice złudnego ciepła i świadomość przymrozków
Turnie rosnom spojrzeniem, kolebajom siy na ciyniućkiej linie
Do św. Michała, słonko świetnie siy miywo. Baca, wypedzioł zaklęcia. 
Jastrząb skrzydłami faluje, w przestworzach miywo zawroty głowy
Hań, przy kosorze, dwa bacowskie owcarki, zaganiajom kurnoty.
Poruseniem trwogi (z ostrogami na karku) oschotały cisze w baśniowej krainie.  

Dziarsko ogień z watrzyska lśni światłem przyćmiewo kolejne sprawy
Ozjorzyły siy iskry spod kopyt w pejzażu bladego księżyca, rozbłysły
Kartami historii, noc tońcąco na skraju przepaści, z Giewontu
Rycerze, w ramach poranka błądząc po dzikich bezdrożach
Zatraciyli siy w drodze powrotnej i myśli złowrogie postradali.
 
W Polanak, niepokojąco ozrosto siy (rozpętano) deweloperka.
Obsesja w rozkwicie. Zbójeckim prawem z hukiem wycinka drzew.
Płacom gałęzie w swej rozciągłości, rośnie niepokój budynków
Przymykając powieki, pustacie siyłom woli ozrostać siy bedom.
Słychać jak wyniosłe, wniebopiynne turnie, przeklinajom jawnie.
Hałaśliwe dzieci, galopujom do szkoły ucyć siy chłodu tożsamości.
 
Mglistym welonem spowite urwiska. Wobiom coby siy styrmać * / wspinać /
W połowie września atak zimy. Nie worce wierzyć meterologom.
Ziymia ni moze być nicyja ... ostawać siy w ryncak nieskazitelnyk.
Nie kozdy zno prawo, złe duchy w pełni pychy. Mnie to osobiście ublizo.
Hań, życie to zachwyt! Widokiem lasy, hole, sałasy, bacowie, ik owce.
Zauroceni pasterskom tradycjom, z redykiem na dobre i złe paradujom Polany.
 
Jesiennie w Polanach - - - Osod - - - gazdowie od wideł, od pługa
Śpiewajom z pamięci - kielo siył, coby utrzymać nute, wysoko i lekko.
Na wieki wieków, niekze tyn zwyk s'nami ostaniy, dopóki moze.
Na nos - spocywo ciężor dziedzictwa! Ni moze iść na marne. Dobry Boze !
Trza siy spiesyć pasterzu, w głębi dusy pokora (zdejmuje maske).
Przyjazny wzrok bacy, pomiędzy owcami - dni radosne i opłakane.
Popiół z włosów strzepuje, jesiennom radość buduje samopocucie.

 

losowi na przekór

Na Chotorzu z impetem przystajoł "wesoły" autobus PKS (PeKaeS)
Niedaleko mioł stela ku swojej chałupie ( hań siedzioł )
wielokrotny Mistrz w biegach narciarskich i gołębiarskich lotach.
 
Siłom rozpędu gołębie tego hodowcy lądujom na kalenicy, klapa ...
Popod dachowom przepaściom jest inny świat, trza do niego przywyknąć
Zmysły zajęciem spełnione, ocy syroko ozwarte, po skórze subtelne ciarki. 
 
Przez długie miesiące niewiedzy, sumiennie wypełnioł nakazy ( medyków }
Widzioł je jako zielone, ale hań w gołębniku, wse łuskała siy karma.
Choć ręce jak klamry, spękane. Otulańce od mrozu siy trzęsom w Kiyrzance.

Franciszek - głowom potrząso na to co Bóg zesłoł, wortało trudzić ręce, 
W dwójnasób dzieci dorostajom, scęśliwe, w ocach nosom radość.
Wzdłóż pleców zdobne warkoce, nie byle jakie. Głęboko w pomoc ojcu wierzom.   Domownicy, cekając na lepsy obrót sprawy, majom strach do wyboru. Patrząc na skrawek Regla, za oknem "na Morgu", socysto zieleń dzieciństwa Noc (tako ciemno) po nasej stronie gór, schodzi pyrciami w dół.   Rozumnie zbierając siyły, z dumom doglądoł spadkowych nieuchronności. Cłek, wsród dróg a niby na rozdrożu, idąc po omacku w odwiecnom kraine.   Śp. Franciszek, z wysokości niebiańskiej polany, spoziyro na kordon żałobnie Stąpający w orszaku, po grudzie codzienności, potykajom siy ludzie. Gnajom za cymsi, goniom, omijając nurt główny, przed sobom kozdy mo policone dni.   PS. / zwątpił, nie kcioł ucęscać na dialize /                                                                                                                                       

w bolesnom rocznice …

długo pozieroł na zgliszcza
ojca swojego syn

gorzały ognicki
ciurcały łzy

bez góry zadute
w otchłani ciyń

dzisiok w zbacunku
ojca mojego dzień.

Chicago 23 luty 1983 … śp. Ojcu w 10 rocznicę

Ludzie z Polan …

 

 

Nie wiym czy była znachorkom?
Umiała pomóc, kozdemu zycliwie poradzić …
Kozdego dnia w ciszy pochylała siy nad kwiotkami
Na skraju leśnej polany, zanurzała palce w latorośl
W kozdej roślince widziała dar natury.

Na tle gór ściyzki wydeptane jej stopami.
Podziwiała ozłozyste konory starych lip
Co wyrostały wspólnie z niom przez lata.

Trza umieć brać – co natura w hojności daje /gadała/
Radość ze smaku borówek cyrpać /kie jafer nie przejrzały/.

Wychowano wsród górskich trow, ziół, grzybów …
Te, wisiały nicym korale, nawlecone na wojki  z dratwy.
Nojwiękse na dole, drobniejse ku górze – pięły siy po nici
Same kapeluse, ino prowdziwki dziyrżgała …
Ino one były godne – świątecnego stołu.
Gąski, kozoki, gołąbki i inne jadalne podgrzybki – to …
Piestroki – susyły siy na zgrzebnych chuścinach.
Na przetaku, spały do słonka – wyłaziyły ś’nik – poskręcane chroboki.

Kochała spokojne piękno i ciszę Kierpcówki.
Swojom gazdówke – krowy, owce, młode jagnięta,
Którym matkowała, przygrodzając im w izbie / pomiędzy piecem a kredensem /
Skraj lasu i tyn iglasty młodnik, pod Mietłówkom,
Rozwiywała siy wonnosć smrekowej żywicy.

Hań “ujno Korduśka”, miała pewne miejsca …
Nazbierać do podołka – samiućkik maślokow.
Opodal, maliny rosły do słonka, źrałe i włochate.
Lesie, mój lesie, zarośnięty krzokami dzikiej rózy …
Przemrożone owoce głogu, zasypane cukrem,
to najlypse wino / na wseleniejakie tropacyje / !

Pomogała ludziom, umiała ulżyć choćjakim boleściom.

Rumianek dzieciom, dorosłym – żywokost zalecała …
Dziurawiec, targany / po zachodzie słonka / najskutecniejsy
Mięta, musi naparzyć siy na skraju pieca, zawrzano – traci moc.
Syrop z podbiału, wykrztuśny, na suchy kaszel
Sok borówcany łagodzi sracke, kolki w boku i nuka boleści.

Miała swojskie receptury, przebieżki boso po rosie
Za pon brat z dyscem, ze śniegiem, z bliskościom wzajemnom.

Kozdemu doradziyła – od serca – ziół nadarzyła …
za Bóg zapłać … /jej ocy biyły wtej blaskiem/ …
Za porade – nigdy od nikogo nie wziyna piniędzy !

 

Hafciorka

 

na kwiecie ostu
motyl usiadł na tyle ufny
zatrzepotoł skrzydłami
do hafciarki z Polan

po tafli tamborka
spaceruje jak święty                                                                                                                                                                                           

w obiegu mieni sie złota jesień
kolorami z motka
pajęcom niciom tematy
przędzy zachwytem
kwiat paproci rozkwita
w oku bliźniego
roztańcone chabry bławatki
osty pocierajom sie bez pretensji
kolejny dzień 
górskie szarotki
mruzom ocy sąsiedzi

na nowy projekt przy lampie nocnej

kiedy sie rodzi
godajom nie wiadomo cemu

wyhaftowane ornamenty
urodzajom ze sobom 
liście dziewięciornika
sukajom zaczepki
spłoszone powoje
na gorsetach westchnieniem
połyskujom na kształtnych
piersiach góralek

w objęciach łąkowej czułości
zaguzdrano siedzi
na schodach werandy
haftuje skwapliwie
bądź wola twoja
za oknem …
słonko nieśmiało
chowo siy za horyzont
cyrwieni siy zawstydzone

zza sterty szarych dni
piyrso gwiozdka
blaskiem świecy
ogień przygasa
bordowom nitkom
zycenie jej siy spełniyło

 

( zwierze co do pyska syćko bierze )

Obrochta rolnik z Gorkówki
na stromiźnie pobocza Kierpcówki
mniej liczne stado swej trzody wypasa
gdy słonko za Reglem juz prawie dogasa
stadnie siy pasom cyrwone krówki
owce wełniaste, śtyry jałówki -
                                 te od Gamrotka, dzwonkami dzwoniom ...   Dziś hodowla to rzecz trudno praca ciężko, brudno, żmudno sztuka w tym jest niebywało a zapłata za to - mało przekonuje kogo spotka ... lepiej bujać siy na wrotkach -
                                Głośno śmiejom siy sąsiedzi ...   Od pocątku trza siy starać nie wystarcy opowiadać trzeba cytać, praktykować coby rasy siy dochować Boskiej, trzeba wloć miyłości i anielskiej cierpliwości -
                                Pokiwali zgodnie głowom…   Cy wy znocie takie zwierze co do pyska syćko bierze mo character nie od wilka on - potrafi zagryść wilka zaś do owciec do barana ... ta potulność niesłychana -
                               prawde godos – jo w to wierze !

Limeryki z polaniarskiej dziedziny

( zasłyszane z życia wzięte …)

Z kościeliskiej Rady członkowie
budżet gminny postawili na głowie
wzięli forse z kultury
załatali nią dziury
teraz mogą świętować “ na zdrowie “
 
z Wojdyłówki był rodem ów człowiek
traktor miał i jeździł jakkolwiek
policjantom z drogówki
dać nie chciał łapówki
jako sołtys miał władze gdziekolwiek.
 
z Budzówki szczęściara nóżkami drobi
lubi po prostu gdy mąż jej to robi
nie kończy w połowie
on, końskie ma zdrowie
on, jej po prostu – ( naj ) robi.
 
pewien Karpiel – mówili mu Janie
często wysławiał siy “ moćium panie “
czy zima czy lato
powtarzał i za to
w pamięci się naszej ostanie.
 
w pod Sywarnym zrobionej zaporze
pewne dziewcze siy myło w pokorze
a w potoku – kochani
woda była do bani
więc dziewczątko stało sie hoże.
 
z Blachówki końca dolnego
nie mógł z pannami - ten … tego
gdy już z żona nie mógł także
nawet po tej słynnej – Viagrze
samotnym siy ostał i nie ma nic złego.
 
do Kościelisk przyjechała dziewucha
przed witrynom stanęła ... ale’m ja sucha
kumplowi z wycieczki wrzasnęła do ucha
a oznaczać to miało, że jej siy pić chciało
a w GS–ie brak piwa, trunkowa jest tylko siwucha.

Nie młoda już z Karpielówki Donna
zalotnikowi oddać siy była ... nie skłonna
gdy nic nie wskórał swoim urokiem
na wskrość postanowił ... przeszył ją wzrokiem
i padła, wobec tej broni była bezbronna.
 
Panienka pewna z Gronika
nigdy nie nosząc stanika
goła stanęła w całej swej krasie
i tak stwierdziła po długim nie-wczasie
jam, bez wrażenia – ogarneła ją wielka panika.
 
Raz „ sex bomba” z Nędzówki ( sto pociech )
zakochała się strasznie w pilocie
wojskowego bombowca
lecz niestety ten łowca 
porzucił ją - przy następnym nalocie.   Jeszcze inna ubrawszy trykoty chciała z wozem bojowym piechoty nic nie wyszło z jej manii w tak zgęszczonej kompanii jest nie sposób uniknąć głupoty.             Z domu Różak miłej Róży z rożowatej róży wróży szczęściu sprzyja czysty róż że zbyt rzadko no to cóż repertuar wróżb ma duży.   W tygodniu z Czajek księgowa Gienia niedobory liczyła państwowego mienia w niedzielę i święta stale była zajęta błędami we własnym rachunku sumienia.            W Kościelisku ksiądz raz powiedział – grabarzu hultaju – kilka drzew trzeba ściąć na cmentarzu. Grabarz śpiesznie, siekiere i piłę wziął giętką ściął trzy smrecki, dwie limby - dość prędko i z piersiówki wziął łyk dla kurażu.   Z Pitoniówki dziadek z ochoty gdy nie miał już nic do roboty szczęśliwy – siadał i dumał jak mało potrafi – nie kumał więc pisał świadomie głupoty.   APK. ma zmarszczki na twarzy siedząc przed lustrem golarzy dostrzegając swe blizny zamykał oczy z wscieklizny trza zabliźnić banałem drwinkarzy.   Strasznie wielki jest ten świat liczy sobie setki lat góry, lasy, pola, rzeki i horyzont tak daleki świat to wielka niewiadoma
nad nim dziura ozonowa.

gęśle zaklęte …

W starych gęślach moc melodii ukrytych
od dowien downa nie grane dźwięki
starodowne nuty z pamięci wyzbyte
zamilkły w zbacunku stonowane jęki
 
W starych gęślach ucucie schowane
otocone szarościom z fantazji cieniem
tonecnikom w rytm kroków oddane
odgłosem strunic ich ciepłym tchnieniem
 
W starych gęślach westchnienie gości
zamknięte pomiędzy rezonans w cekaniu
na kołku w sieni dźyrzgnięte ze złości
bezgłośne z dusom zapadłom w niegraniu.

zokopiańskie fanaberie …

1
Sabała, wiedzioł jaki bedzie świat, za jakieś dwieście lat
z koniecności zbudujom nowy świat
z odrobinom metafizyki.
 
2
Zbójnik Mateja, zostaje warunkowo zwolniony z Wiśnicza
za dobre sprawowanie i scyrom chęć poprawy …
tej samej nocy jego zbójeckie ocy obudziły siy coby zbójować.
 
3
Symek Polowac, dezerter z austriackiego regimentu
cichym był chłopem i nigdy za duzo nie godoł
całe zycie - samotnie w grocie przesiedzioł.
 
4
Witkacy, był literacko ciężki, pod względem psychicznym
nie potrafił unieść włosnego cięzaru … przez co
musioł pogrzebać swojom wyobraźnie.
 
5
Klimek Bachleda, król przewodników tatrzańskich
jako cłowiek z natury przemiły, co syćkim serca otwieroł
zawse obawioł siy zimy, bo była to pora zastoju.
 
6
Jadwisia spod Regli, tak bardzo siy do nik przywiązała,
ze sama nie potrafiyła rozwiązać swojej wątpliwości
zapragnyna odnaleść kluc, fakt taki dowodzi – ze śniła !
 
7
Maryna z Hrubego, piętno późnego dziewictwa
rozwodzi siy po roz trzeci, ale juz jutro …
ośmieliła siy zostać – młodom paniom.

8
Pod Lipkami, siedzi dobrodziejka, lubieżność drogo
pośród tysiąca jaśnie wielmożnych fantasmagorii
załatwio wizy-ty, coby chłopcy nie musieli iść do wojska.

9
Janosik Nędza Perepeczko, w głowie mioł całe Tatry
pod gołym niebem biwakowoł, groł na Organach, na Stołach
ze starymi wiedźmami tońcył … ino jakim godoł językiem ?
 
10
Ratownik w Mylnej Grocie, szantażuje zwiedzających „ceprów”
ze – jeśli sowicie nie zapłacom  
to – nie wyńdom z tego labiryntu.
 
11
Latawica, mo w sobie małego ciorta, jako dowód
na degeneracje, pokazuje syćkim złe oblicze …
zamiast gasić – rozpala zmysły.
 
12
Potomek z Rodu Gąsieniców, na parkingu w Kuźnicach
sprzedaje miejscówki na Kasprowy
po atrakcyjnych cenach
 
13
Jegomość Stolarczyk, wymyśloł zbiorowom kore,
w parafii grasowała niekontrolowana miyłość
nie dało jej siy wyplenić zodnymi korami.
 
14
Janosik, dokurzył fajke nabitom ( habrykom )
zadźiyrzgnięty na hoku za poślednie źiobro
obciążony występkiem – jego dziyń siy wypolył.
 
15
Ziemia, zatrzęsła siy tak jakoby miała pęknąć,
zrozumioł wtedy Sabała, ze los siy do niego uśmiechnon
ze, świat idzie naprzód, a mioł siy obracać.

Śleboda jest krok przed nami …

 

W przesłości, dało siy zyć beztrosko w Polanach,
Panorama, spojrzeniem kościoł, apteka, śtyry sklepy,
Na podmurówce z okręgloków domy, drewniane pościele
i siennik słomom wypchany, z roku na rok malejąc
ukrywo ludzkie sprawy. Pod powiekami kapelusa, przelicoł,
obrócony w strone gór. On ik nie widzioł, choć na-nie patrzoł.
 
W przesłości, dało siy zyć beztrosko w Polanach,
ino kiedy stamtela wyjedziys, kany obietnic dość,
pocujes w głębi instynkt przerwanego łańcucha ...
i nikt nie potrafi słowami wyjaśnić losu i umyć ręce.
Cemu dziś dzieci patrzom na koniec z końcem rodziców 
ik zycie na kartki? W ciemnościach pustki, spadek dzietności.
Wieść żywot w takim miejscu, nikt nie cuje siy dobrze. Wywodem, potykając o scyrość w sercach pełnych tęsknot, dzieci na pastwisku, głowe podnosom z dojrzewaniem słonka. Przecząco kiwajom głowami. Kolejne klapy, deficyty.
Krzyz na grzbiecie pająka, który wiąze liny pomiędzy dwoma światami Nicpoń w mundurze węszący dookoła, sprawia ze, moja dusa kaszle.   Dziś w Polanach zycie z rodzimym obrzędem jedno po drugim cichnie W sobie trza dusić zamiarów myśli. Wspomnieniem przyjaciół spotkać. Troche słonka łagodzi nerwy, zbyt duzo bojek i blizny Ciązom ocy, wilgotne na zycie, inacej patrzeć trzeba. Bez pląsu, chwasty zamieniajom siy w ziąber i śnieg skurzył Po roz wtóry, ktoś powie cichym głosem - na głowie siwe warkocze.

Kataniorka … 

dedykuje ... sp.Klementynie Fąfrowicz z Fatlów



Co rano ... jednako ze słonkiem Zacyno codzienność przy oknie Zasiado za starom „Singier-kom”. Maszyna leciwo nicym jej włościcielka Bez cienia skazy, bez smugi zadropań Syćko takie na glanc, bez szwanku. Na obudowie cas zatar producenta Pomimo - słuzy rzetelnie, na dotyk ręki. Zręcnościom nóg, siyłom westchnienia napędzano.  Igła, w tańcu zygzokiem odmiyrza ścieg. Ze śpiywkom zycie podziwiane za oknem ... Ino słuchać, ino patrzeć, na zmiany pogody Z rozmysłem ocy kataniarki śledzyły syćko. W burzliwyk okresak nie starcyło umilknąć W załomanyk ręcak ukryć stroskanom twarz. Niescęścia nigdy nie schylały siy triumfalnie. W mrocny cas SS udręki, przeraźliwej bojaźni, Udało siy w pore odmieńcow ustrzec od śmierzci! Owinięto w smatke zadumy, błądzi wspomnieniami. Zastanawio siy; cy jest sens godać, cy nabrac wody w usta? Na swoj sposob wyperswadować (pare dni by wziyno) W okiennej sybie myśli odbite, dwojom siy, trojom. Ocy tońcące - som wsędej - wschód - zachód W pamięci bolesny krzyk wspomnień, wracając
do sławetnej sprawy - pamiętaj - jeden jest Bóg! Nici splątane, wyblakłe oko, senna ostrość widzenia. Długie zimowe dni, przejrzały zimnym okiem ... Na scycie kaplicki, spiżowy kohucik zaświstoł. Trzysta razy obracoł siy w dyrdy, dookółka banałów Ani razu nie zapioł, pomimo ze - cas karnawału. Ona, nie proguje nic przeistocać, pomiędzy datami jej świat pocięty na kawołki, co siy pamięto latami. Upływ casu odmierzajom kolejne bluzki, katanki Haftowane gorsety, wcięte w talii, chłopskie kosule, kaboty Spódnice, suto marscone do ziymi, ozdobione siutasiem. Zgrzeblawe palce uwijajom siy zwinnie, wzdłóż sciegu Płótno hrube, nie dzierzy siy dobrze w ryncak ... Tydzień siedziała, coby go poskromić, w końcu siy udało!

LUDZIE Z POLAN · Przypadłość u krawca

 

 

przypadłość u krawca

( przyseł cas odebrać góralskie portki ) …

W ochrypłym krzyku wron ...
posród gałęzi, ośniyzonyk wiyrchów,
kany, ptokom skrzydła ustajom
na pastwe losu, mgłom przeposano
leżokuje polana – Blachówka.
W dujawicach śnieżycy, zakurzonom drogom
po stromiźnie iść przedsie
na samiućki wiyrzchołek.

Wbrew rozsądkowi, na progu stromizny,
zabudowania krawca ...
za krzywym płotem odwagi
patrzom sennie niemytymi oknami

Dujawica, pod okapem - pęd wiatru.
W piecu płomienie irytujące,
brak cugu i sadze w kominie
rozwiany dym i otoczenie ksztuszące.

Na stole, nożyce do krojenio sukna
zbyt ciche, coby mozno je słyseć
w ludzkich dłoniach, rozkładajom ręce
w bezruchu, deptające ciyrpliwość
w domowej ciszy - kamienny spokój.

Wzrok izbę otula i walczy
z rozumnym uśmiechem
badam pustobrzmiące słowa.
Zasłuchane tramowe ściany,
wycekujom na wyjące wiatry
holnego wiatru cięzor udzwignąć.

Z ciepłym kobiecym akcentem,
gaździnka (jedna z córek krawca)
z fantazjom w swoim dobrym guście
obrzuco fastrygom uszytom katanke ...
trzymając za uzdę kucyka (małego jeźdzca)
który w przebraniu hetmana
pragnie ujarzmić rozjuszonom bestie.

Na śkle Swięty Florian
w ogniu milczenia
chybotliwie wisi na ścianie
naprzeciwko odrzwi
woda mu cieknie z konewki
zza rogu corny kot
zagląda przez okno

Z udawanom świadomościom,
Bóg, prowde zno dobrze.
Dzień za dniem, bez pośpiechu
z namysłem słów przecudownych
szczerość; w którom nikt nie uwierzy.

Bioła izba; zazwycoj ( skrywana przed ludźmi )
mo swój bezmiar uroków !
Gobelin; tęcuje kosulami zbojeckich hetmanów
w kotliku ik syćkie skarby
na głaz siy styrmiom wystrochane zwierzęta
w ciepłym swiatle siy bedom oswojać.

W aureoli twarz - tatrzańskiej Madonny
w szalu ze strzępkami, w góralskim odziyniu,
spoziyro pomiędzy zdarzenia - ku Tatrom !

Na płasience pod brzyzkiem - dom krawca
skromny ma domek - krawiec ...
Na piyrsy rzut oka - moze nie caruje ?                                                                                   
Ta sama żyrdź powiesono nad głowom,
kilka, skrojonych na miarę portek ...
Na ławie zwoje sukna cekajom na chęci.

Notując w umyśle - obrastam w niepokój ...
Trudno uwierzyć, choć było ustalone /spotkanie/
- Ino, zawse siy znońdziy jakisi powód ?

Mięknom kolana i włosy stajom dęba
udręka i szok w myślach skłębiony ...
dlaczego u krawca nic się nie zmieniło ?
Kolejność wrzecy - taka sama.

1 - piyrso - kwitnąco obietnicami
2 - później - niesłowne nożyce
  obcinają po skrawku nadzieje
3 - czas nazwać rzeczy po imieniu                                                                                                                               

Oko nie widzi - ręka nie robi ...
to - bez-sens i bez-chęć ...

krawiec jak zawse - tyn som ...
        - rozgrzesz ...
       - bydźze cłowiykem ...
       - cłowiek nie wielbłąd ...
       - rozgrzeszam ...

Ktoś musi rozweselać Blachówke.

lokatorka



Chodnik biegnie środkiem ogrodu
Pani Bronia, od dłuższego czasu
mieszka tu na wynajętym.
Tu doświadczało ją życie.
Cemu akuratnie tu?
Na skraju polany …
nie daleko od lasu
dróżka kręta się wije
na sam koniec – Pitoniówki.

Pani Bronia, w tajemnicy przed mężem
farbuje szare dni – na bardziej kolorowe
Odbiciem w lustrze …
skręca coraz to rzadsze papiloty.
Plasterkiem buraka …
na policzkach słodzi wdzięk makijażu, 
maskując zmarszczki dymną zasłoną z papierosa.
Tli się postokroć na krawędzi stołu,
zostawiając nadpalone ślady …
popiołem opada na drewnianą podłogę
– wokoło pełno takich wspomnień.

Ubrana powabnie w przeźroczyste tiule
w koronkową bieliznę ( krótszą od jej imienia )
wieszając pranie na sztachetkach płotu
zalotnie kusi listonosza z rowerem.
Kiedy przeczyta dostarczone nowiny
pani Bronia …
ubiera sukienkę w stokrotki
stukając wysokimi obcasami
o wystające kamienie
radośnie chodnikiem
wymyka się na pocztę.
Dziś listonosz uwolnił jej rentę …
będzie mogła w torebce poszeleścić …
Przy okazji w GS-ie kupi – eliksir młodości
Lubią z mężem – wlać do herbaty.

LUDZIE Z POLAN · Owdowiała gaździnka

owdowiała gaździnka

 


Radują się oczy z takiego widoku.
Na drugim brzegu Cichej Wody
znajoma pani Marysia
nachylona nad stolnicom
przyłapana na gorącym uczynku.

Zmęczona ciągłymi zwrotami akcji
dwoi się troi, coby było jak trzeba.
Stara się podnosić i głębiej zanurzać
wysulać, na tarce wytarmosić, 
stokrotnie w rękach ugnieść
na skale kijankom wybić, wytłuc 
i jesce raz – zamocyć w potoku.

Czterdzieści pore roków temu
(naj) ponętniejsza pierś …
Oderwać wspomnień do dziś nie potrafie.
Nabrzmiała bluzka falując oddechem 
pochylonej nad balią …
śledziła kolor zatapianej bielizny
z uśmiechem 
rozchylał się dekold
pomiędzy piersią a piersią medalik.

Darmo otwieram stronice wspomnień
porządek w rzeczy samej bezwzględny
przedwcześnie ubywa nas za życia.
Jej życie się rozsypało – jak bańka mydlana.

tartak w Roztokach

Pod Ciepłówki upłazem
na skraju osady Witowa
na kamieńcu w Rośtokak 
nieprecki od Siwej Polany ... dwa bystre potoki – wody swe sprzęgły. Z podwojonom siyłom na pożytek siy zdały. śtrekom zajazionom po bokach – wantami prze woda wyżłobionom przykopom rozpędzonym żywiołem na młyn wodny na tartak ... gatrem – potocznie przezwanym u Różaka ( piylorza ) ... Piylorzem  – od zajęcia nazwanym. Próbując dociec, prowda – jest jedna. Syćko, co dane w darze przyrodzie na ludzki pożytek w nagrodzie. W korycie - spiętrzenie potoku do gardzieli siy wlewa z turkotem dudni zamaszyście z jazgotem spaduje na kolisty napęd turbiny ( domowej roboty ) samouka – piylorza – napędzając – machine                         drewniane łopat elementy zaklinowane w młyńskim kole pobudzane rozbiegiem  – pod wody – naporem scekajom piły – w swoim żywiole … Dłużyca siy miele, przecinano na deski, wzdłuż kloce siy piylom, ogromniaste kłody ( co na obłap – dwóch chłopów nie stanie ) od śniatu, do ciyńsego końca żywicny dotyk żyrdzi w ripoście kantówka przemyka ukrywając niedostatki wyscyrbionych pił … Wrześniowa noc w dzień siy przemieniła galopujący niepokój w bvstrym potoku
bieg wody w korycie dosięgnął dna Juz siy nie da - płytkiej wody pogłębić !
Prąd, od zawse bywoł kosztowny. Napewno – byłby – mniej zawodny Ale, deski ciąć trzeba ...
( ze względu na popyt i podaż ) Schodzom więc cięgiem z wybiegu nim kogut zapieje nie patrząc na porę robota wre ... Luka wielko istnieje na rynku.
Noc całom piylili bezsennie
( roz tylko przerwe zrobili ) piły zatarte w biegu wymienili waląc obuchem, aż w uszach szumi.
Deski, na stosy, układane w siągi ... bez rdzenia – półtorówki – na foszty trzyćwierciówki – osobno – w równe rządki. Jest tego na oko - ze śtyrdziyści kubików, na stolarke, na powały, na foszty, kantówki na wiąźby, strzeliste, pod niebo się pnące nie tylko rodzimemu Podhalu na chwalbe ! Dziś z płazówek zręby w modzie ... na góralskom modłe stawiane chałupy zwięńceniem sięgajom – chetki pod nieboskłon. Z okręgloków, z brusów – płazówki paradne, tysiące ik w okolicy
na swój sposób - oko ciesom. W Kościelisku, Witowie, Dzianisu – namacalny dowód ! Na rzut kamieniem z potocznego koryta … Z okręglaków podmurówka na dziko / same otulańce / kamieniarz zaprawom pozszywoł labirynt subtelnie z krajobrazem urokliwie siy zlewa … w tatrzańskiej nostalgii.   Niezależnie jedak co o tym sądzimy ... Dziś w korycie Biołego Potoka
/ trzydniówiańskiego / ... woda sięgo - żabie po ocy ! Nikt nie jest skłonny odpedzieć na pytanie
- cemu zatarły siy piły ... - cemu przykopa zielskiem zarosła ? Po dawnym gatrze, spróchniałe deski w trocinach zardzewiałe gwoździe połomano drewniano drabina
i inne niepotrzebne juz rzeczy.
Nie idzie zabocyć - zapomnieć ...
a cud juz siy nie powtórzy. PS. przedowniyło siy downe - dawno lepse jutro - miało nadyjść
ale przepadło z przedowniyniym.

Namaluje z pamięci …


Spojrzeniem maluje tatrzańskie pejzaże
Góralskom duszom - tkwi ona we mnie.
Gwarom przybliże kraine, słowami umaję,
Tońcem, rozkołyszę dni, co śnią siy na jawie.

Giewont, Kope, Krzesanice, Twardy Upłaz.
Wycaruję z obłoków, wydobęde z pamięci
Góry, do spółki ze słonkiem sprzągnięte,
Hole we mgle i turnic wystające końce.

Wrażenia w sercu siy budzom, z tatrzańskiej krainy
Spojrzenie na biołym tle śniegu siy kręcom zdarzenia
Hań, na tle nieba po grani schodzom ciymnym wąwozem.
Las na przełęcy, pełen dzikiej zwierzyny i ptoków.

Rześkie powietrze i dymy z kominów oderwane od chałup
W kaskadzie, próbujom zakopcić podniebny widnokręg.
W odzewie wiater holny, do akcji, na swój sposób siy włąco
Na znak przymierza, w przewrotnym szyku – wiatrołomy.
 
W głębi, ziemia odmarzła, pod zasiew macho ręcami.
Wiesna pochnie na Smytniej ( juhasi ) wskrzesiyli watre.
Hole, źleby, upłazy zielone, kwieciem bogato zdobione.
Telo uniesień i westchnień, pogłosem dzwonki zbyrkajom, kłapace
Wśród rwących potoków - Sobczyk pędzel zamocył.

Po mistrzowsku ... niebu doł barwe - błękit królewski
Szałasów staro dynastia, kolory w różnych odcieniach
Kanarkowo-modre i rdzawe. Majowo w bramie poranka.
Po Reglu, ciepłym spojrzeniem, rozmaitość zieleni.

W mozaice szałasów, krokusy nabierają głębi fioletu.
Na szmaragdowej hali rozkwitają słońcem. Wsród tłumów
Dumnie się chełpią, swoistym urokiem zatrzymują oczy.
Ludzie, uparcie brną na przekór zakazom, deptają idee.

Czego pędzel Sobczyka nie dotknie w obraz swisty zamienia.

Domorosłych artystów, życie nie docenia.
Nie przekraczali utartej granicy,
Wielkiej sławy nie było im dane
To taki utarty schemat, tylko
trzeba serdeczność obrazów zrozumieć,
korzeniami tkwiącymi w - Tej ziemi!

Artysto, w zdecydowaniu drzemie geniusz,
siła i magia, upartość w swej woli.
Cokolwiek robisz lub marzysz
lub całkowicie się czemuś poświęcasz.




PS: śp. Stanisławowi i Władysławowi Sobczyk - Kiernia z Nędzowki
   artystom - samoukom, za ich oryginalność w swojej twórczości.
Na zawsze pozostali przy swoim.

Z góralskim pozdrowieniem


(Polaniorzom)

Tęsknicom tłamsony za obcom bramom
zwycajności treściom kcem Wos pozdrowić
z Wietrznego Miasta …
tak o nim godajom tubylcy.
Wiatry rade tu dujom – jaze do przesady.

Opodal – jezioro Michigan, w ocach siy mieni
swojom lustrzanom odnogom
zachłannie kce siy wpitwać w progi wieżowcom 
styrcącym pomiędzy niebem a ziymiom. 

Bije od niego chłód błogi z poszumem fal
w skwarne popołednia – indiańskiego lata.

Chicago – Downtown …
na bagnach ozłożyste połacie
od East do West, posarpane brzegi
w kierunku wodorostów, gęstwa zawiła
komarów odwiecne siedlisko.

Wodo, gorzko, jak łzy emigrantów
rozprosonyk w nieustającym trudzie 
ozpędzonyk gwołtownym startem
każdy mięsień dający siy odroźnić
w rachubie działań „zielone” piniądze
ludziom nie cięzko siy schylać po nie.

Wiatrze, wędrowcu co pieścis i dłowis
odwiecny cwołoku z nad Wielkik Jezior
duj – – – w oktanowe dymy … (ze spalin)
z kącin wymiatoj – lawiniska papierów
bo z kozdym dniem od nowa siy zrodzom.

Przeganioj, chmur kapryśnyk grzywoce 

pierzasto modre cumulusy,

w pamięci, zmorom legendy brzmiące

jak coroz dalej i dalej w krąg siy rozchodzą

iskrząc echowym ogniem i łuną

papierowych lampionów.

Los emigrantów wynieś do godności
jak anioł mieczem tnij
jak dobosz w bęben bij.

Grzmotem opadnij na dysącom glebe
przytargoj dysca na ogrody
niek ocy tonom w codzienności
choć wiem, ze ulgi nie przyniesies.

Wzmóc siy jesce krapecke
przefurkoj ścian zapore
nad Wielkom Wodom gnoj z uporem

(nie zatrzymoj siy ani razu)
mocarny siyłocu …

Durknij piersiom o wiatroki
kie dopadnies kraj Holendrów
tulipanom zabier wonność pod obłoki
i w ojcystom strone nieś …

Podhalu, oddaj nolyznom mu cześć
Odwiedz mojom Rodnom wieś
Moje dzieci weź na kolana
Rodzinie pokłoń siy nisko
Polaniorzom ozduchoj watrzysko
Zespołowe dziewcęta wybośkoj po licach
po warkocach, ale tak scyrze …
z owcarkiem podrożnij siy kwile
zrób syćko, co mozes w swej mocy
słowa – – – ciy pytom dotrzymoj !

PS.
Kochani Polaniorze,
                                     wielki i mały jest tyn świat
                                                                                       ciągle odchodzi i  wraco
                                                                                                                                      w snach …

1981. Jestem już wiecej jak rok, ale trwa to jak wieczność i wszystko inne
Nawet jedzenie ma insy smak … kotwi mi sie za Wami
Pokąd tu byli nasi … Bolek Karpiel-Bulecka, Makowski Władek, Łukaszczyk, Szczepaniak.

Było inacej – swojsko, ale nie jest – az tak – żle … Haj … i Baj!

LUDZIE Z POLAN · ciąg dalszy

Leśny z Kir

 


drzewom siy kłanioł bo wysokie
do słonka ocy mruzył śmiyśnie
i patrzył spoza syćkik drzew
i z poza ścian kolcastyk krzew
sukając drzewa wątpliwego

te – kołysały siy przejrzyście
jak drzewiej ( dawno ) przed półwiekiem
wiecorny spokój schodziył z gór
do spanio siy układoł bór
służba nie drużba leśniczego

zasumioł ckliwo stary las
do lasu w Reglu  niedzwiedź wloz
w ciemnościack nik nic nie obocy
leśnego w mroku ginie ślad
pilnując mienia parkowego.

LUDZIE Z POLAN

bojcorka


przysła
do kumoski
na posiady

powtórzyła
zasłysanom
nowine

posła dalej
o dwie chałupy
pozycyć soli

 

jedynica …


młocka trwała do zmroku
babka dyle zamiato
przeciąg plewy nawraco
wnucka w sieni siy śmieje

gazda sąsiek pogłoskoł
co jo siy to natroskoł
dzięki Bogu za lato
znak krzyza ucyniył

hań, za płotem śpiewajom
chłopcy dziywki zwobiajom
nie do cepów parobcy
na muzyke przyśli

ława w boisku siy zgiyna
pod cięzorem gowiedzi
dwie baby przystare
upatrzyły ofiare

baba, babie
o tej sprawie
septem prawie
opowiado do ucha

hańta ... jedynica
co chłopcu bockuje
rada siy miyłuje
na mój dusiu prowda

nasypali papryki
przyganiała graca gracy
nie pamięto wół
jak cielęciem był

tońce trwały do rania
babka foszty zamiato
pod pierzynom figluje
babcyna radość.

Cy bocycie Janie?

 


Jesiennom tęcom miyniały siy Regle …
Z dygotaniem przemarzniyntyk liści - jesienny koncert
Głusony poszumem trow perlistyk
Do serc prostyk siy wciskoł, ościyrzom uchylonyk kwater.
Na szali powiek - niezatarte onych dni wspomnienia
Grom na gwieździstym niebie, rozcapierzone błyskawice.
Pośrodku śtyrek ścian, krzyzujom siy nase spojrzynia.

Akurat to była sobota - jak dobrze pamiętom,
Choćkiedy wspomnienia w mrok odchodzom, ale nie ginom.
 
Janie ... przysełek siy z Wami pozegnać …
Z Podhalem siy musis pozegnać ! A ty kany - cy do światu siy bieres ?
Wyrazy padły głuche i chłodne – do uszy wkradła siy głębia …
- Otwórz duse – na ławie tu siednij – blizyj - koło mnie.
Coby słowo było jako słowo i serce biło jak serce.
Ceremoniał był krótki … dłoń podana w uścisku!
Sceść Boze – niekze ciy Bóg prowadzi i dopomoze !
Wypedział poszeptem - powtórzył – głęboko wzdychając.

Niek’ze – cie – Bóg strzeze !
 
Dodając po chwili ... ta wschodnio halastra – ona - syćko popsuła
Marzenio ludzkie w cień przegnała, a prowde wstec – zataiła!
 
Przeto - jutro, dodnia na kolej – skoro świt trzeba ?
Stoł wyprostowany, w nie chetki góralskim odzieniu,
Boskiem, z kosulom rozpiętom na piersiak, jak Rejtan,
Głowa w tył odchylono, nos orli, sumiaste wąsy,
Dobre niebieskie ocy, pełne ukrytej prowdy.

Pitonie z Polon – na przełomie wieku ...
jedni z piersyk do światu wyrusyli – gromadka śmiałków.
Za nimi, od skurcu do skurcu – od hekatomby do hekatomby,
Pochód nieprzerwanie, az po dziyń zmortwychwstanio.
Poza granice wędrowoł z błyskiem nadzieji – tykając klamki oporne.

Drzewiej; był kij sękaty, worek na plecach i smętek rodzinnej wioski.
Mozołem oklepane dłonie, skaplerzyk potem nasycony.
Z nędzy galicyjskiej – śli, na poniewierke – po lepse zycie, nowe ?…
Do arki brali kozdego – śifkarta starcyła za paśport.
Banknot, za nojlepsy dowód – chłopsko dola siy na tym nie końcyła !

Bo – jakoz chłopu z Podhola – bez owiec, po świecie wędrować ?  
Hochśtaplerzy z oszustwem, wse cekali na takie przypodki ...

Huknęło jakoby z ambony …
 
-         Zol duse sciskoł, wolołbyk nie obziyrać siy za sobie
-         Jak ziemia Polska i nasko na Podhalu – ostawała w odrynku.
-         Pola odłogiem zalegały - jak rąk na roli zabrakło,
-         Przeciyze telo Polski – kielo rąk i serc do cynu !
-         Robocizna w mig podrozała a wróg mocniej pomiędzy siy wciskoł
-         Do dziś – niechlubnie żeruje na naskim chlebie !
-         Do dziś dnia, chłopy, wychodzom na poniewierke - polskie idom chłopy!
-         Istny odlot ptactwa na wyraju ... /snuła siy powieść Janowa/
-         Tam na wos cekajom krompace [kilofy] i hieny na brzegu.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Mówił to cłowiek, który jesce przed wojnom bywoł w „świecie“,
Weteran z wojny bolszewickiej, drugiej wojny światowej, w szlaku bojowym
Wojowoł dumnie w brygadzie z gen. Andersem [ jako strzelec podhalański ]
Po trasie rzeki, pustynie, skwarne słonko i księżyc, niepewność i krew.
Była Dunkierka, duszny Tobruk, urwiste wzgórza Monte Casino,
O Anglie siy bili, bo Polsce chcioł wolność przywrócić.
Bo tam skąd rusył – tam, kcioł siy wrócić.
Bo ka'siy ulągniys tam ciy wse ciągnie ...
Opowiadał to człowiek, któremu odumarły wojaże, marzenio
Śmiał się przez łzy ... jak opowiadoł swoje wspomnienia.

Zawse słuchołek Wos wytwornyk, ludzi historii w dniach historii !

     - Pamiętom Janie; liści konanie, traw zeschłych koncert
     - Mój weteranie, dlo mnie odsedłeś w amarandach,
w tułacza ... dalekom droge !


Ps. Wiersz dedykuje  śp. Janowi Sobczykowi-Kierni, ps. „Karamio”, członkowi zespołu regionalnego Polaniorze,
którego w tym czasie byłem kierownikiem, a to w latach 77, aż do wyjazdu za Wielkom Wode w 1979 r.
Mocno opóźniona wieść o jego śmierci, o której dowiedziałem sie po niewczasie.
Na pewno był to człowiek godny uwagi ze swoją życiową filozofią.  
Sam mając około 50- tki i prawie już dorosłe dzieci – zaciągnął się do armii gen. Andersa, przeszedł cały szlak bojowy.

Mogąc zostać jak inni na zachodzie, wrócił się  „ku swoim“ w Polany !

Chicago 1987



Na nowom pyrć


Modlitwą smreków,
Kuszeniem pamięci,
                   Przelotem kań.
Bąka przeszłościom,
Radościom chłopiącom,
                   Powracom hań.
Kany Giewont stary,
Gońciane strzechy,
                   Dunajca brzeg.
Torfowe dymy,
Gnane połedniem,
                   Przerwany bieg.
Zycio i casu,
Kukułka kuko
                   Połednie juz.
Przemijo wiesna,
Nadchodzi lato,
                   Wędrówki kurz.
Przetre roz jesce
Zwierciadło życio,
                   By spojrzeć wstec.
I pełnom piersiom,
Zacyrpnąć powietrza,
                  Na nowom pyrć.

wykopki …

 


a kiedy wiater przewiewnym chłodem
farbuje liście gałęziom
i kwicoł odganio krzykliwe wrony
co wrzescom ponad zogony

leciwe gaździnki aby poprzestać
prostujom zbolałe poły
z wytchnieniem nie wiedzom
w którom strone siy udać

pokusom niewiedzy turyści
ze spokojnom głowom na karku
cudujom siy scytom
schodzom nań wychodzom

na bezdrożnym szlaku
letni przewodnik
bajdurzeniem uwodzi
nieletnie dziywcęta

fiszbinami spojrzeń
pomiędzy fałdami grzęd
gaździnki z motykom
porusajom siy rychtyk

wse w zadysanym kroku
o urodzaj na polu o plony
iść godnie nie dać siy zgarbić
przepaść bez dna

trzymajęcy siy - jako tako
wargi spękane i dłonie
wse u leciwych zapał
zyć nie umierać.


Ps. Ziemia została się dla leciwych,
rozdygotana, dosta się w godne ręce.